T. LEWANDOWSKI: „CHCIAŁBYM MIEĆ SCHRONISKO POD DOMEM”
W tym miejscu ma powstać schronisko, w innym punkcie Poznania jest lotnisko, gdzie indziej lądowiska dla helikopterów ratunkowych, żyjemy w aglomeracji, tutaj muszą być spełnione różne funkcje. Nie wszystkim mieszkańcom to się podoba, ale gdyby przekierowali tę dyskusję na aspekty dotyczące rozwiązań infrastrukturalnych, to można byłoby myśleć bardziej perspektywicznie – mówi w rozmowie z nami Tomasz Lewandowski radny Miasta Poznania.
Anna Kowalewska: Obecnie jest Pan zaangażowany w temat powstania nowego schroniska przy ul. Kobylepole. W zeszłym tygodniu odbył się wyjazd do schroniska w Berlinie. Jak się udał?
Tomasz Lewandowski: Na mój wniosek, w zeszłym roku wprowadziliśmy do budżetu kwotę w wysokości ok. 15 tysięcy złotych na wyjazd studyjny do schroniska w Berlinie. Ostatecznie wydaliśmy nieco ponad 5 tysięcy złotych. Zaplanowaliśmy wyjazd dlatego, że wielu przeciwników powstania schroniska podnosiło, iż to sąsiedztwo będzie dla nich niezwykle uciążliwe; że psy zaczną hałasować, a wokół schroniska pojawią się fatalne smrody. Mimo, że tak naprawdę etap konsultacji, kiedy rozmawiano o uzyskaniu warunków zabudowy, w którym mieszkańcy formalnie mogli się wypowiadać, został już zakończony, uznałem, że warto byłoby gdyby na własne oczy przekonali się, jak to może wyglądać. Stąd pomysł tego wyjazdu.
Schronisko w Berlinie jest wręcz modelowe, a nasze ma być podobne, w niektórych parametrach będzie nawet lepiej zorganizowane. Cisza, spokój, uczestnicy tego wyjazdu mówili wręcz półszeptem, żeby nie przeszkadzać zwierzętom. Oczywiście, jak wchodziło się do boksów, to te psy szczekały, ale znajdowało się w nim tak mało zwierząt, że nie było to zbyt uciążliwe. W ogóle trzeba wspomnieć, że to przeogromny teren, bo wszystko mieści się na 16 hektarach. Jakie znaczenie dla schroniska ma spora przestrzeń? Ogromną. Otóż to daje szansę na zaangażowanie w pracę sporej rzeszy wolontariuszy, a przecież o to chodzi, żeby zwierzęta miały swoich opiekunów, aby socjalizowały się i łatwiej je było adoptować. Schronisko nie jest po to, aby koszarować zwierzaki, tylko po to, aby było ich tam jak najmniej. Ponadto, o czym warto wspomnieć, w Berlinie mają bardzo fajny system. W sumie 150 pracowników jest zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, którzy są wspomagani przez ponad 400 wolontariuszy. W Poznaniu dla porównania, gdy w tym roku schronisko ogłosiło nabór na wolontariuszy, zgłosiło się ponad 100 osób. Ze względu na prozaiczne ograniczenia np. zbyt małą liczbę szafek w szatni, spośród tych osób, można było zaangażować jedną lub dwie. Tak naprawdę przydałaby się większa liczba wolontariuszy, obecnie jednak, co zresztą widać – brakuje takich możliwości.
„Na terenie, na którym ma zostać ulokowane schronisko, obecnie są haszcze, jest brud i nic się nie dzieje. W przyszłości może to być natomiast świetne miejsce spacerowe.”
Z tego co wiem, radni osiedla Antoninek- Zieliniec- Kobylepole nie pojechali obejrzeć schroniska w Berlinie.
Rada Osiedla jest przeciwna powstaniu tego schroniska, ale nie dali sobie szansy na zmianę zdania i nie chcieli wybrać się z nami do Berlina. Zrobili taki prymitywny unik, ponieważ wskazali kilka czy kilkanaście osób, podopiecznych MONARu i Centrum Inicjatyw Społecznych, którzy pojechali z nami. Radni osiedla chcieli w ten sposób pokazać, że dbamy lepiej o zwierzęta niż o ludzi. Mieszanka cynizmu i absurdu. Przypominam sobie jak te same osoby, które teraz przeciwstawiają los ludzi, planom pomocy bezdomnym zwierzętom, podnosiły, że na swoim osiedlu mają już cyt. „alkoholików, narkomanów, a teraz jeszcze bezpańskie zwierzęta”.
Poza tym na terenie, na którym ma zostać ulokowane schronisko, obecnie są haszcze, jest brud i nic się nie dzieje. W przyszłości może to być natomiast świetne miejsce spacerowe. Chciałbym mieć schronisko pod domem i mówię to z pełną odpowiedzialnością, z przyjemnością powitałbym takie sąsiedztwo bezpośrednio za płotem. Przy dobrym zorganizowaniu nie będzie tam hałasu, boksy będą lokowane tak, że najwyżej dwa psy będą widziały się naraz, nie będą, więc szczekały jeden przez drugiego. Pojawi się dużo ekranów dźwiękoszczelnych, jest też naturalna zapora w postaci dwóch nasypów i linii kolejowych.
Czyli obawy, że ceny za działki znajdujące się na terenie osiedla, po powstaniu schroniska ulegną zmniejszeniu, nie są tak do końca uzasadnione? Bo tego również obawiają się mieszkańcy.
Może być wręcz przeciwnie, ktoś kto był w Berlinie, to wie jak to wygląda. Piękne alejki spacerowe, stawy, fontanny… Tutaj też można tak to zrobić. Mieszkańcy mogą zatem na tym tylko skorzystać. Wielokrotnie na Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej powtarzałem, że z tym musi wiązać się również inwestycja w infrastrukturę. Są problemy na tym terenie z infrastrukturą wodno- kanalizacyjną i to jest przyczynek do tego, aby ten element poprawić.
W tym miejscu ma powstać schronisko, w innym punkcie Poznania jest lotnisko, gdzie indziej lądowiska dla helikopterów ratunkowych, żyjemy w aglomeracji, tutaj muszą być spełnione różne funkcje. Nie wszystkim mieszkańcom to się podoba, ale gdyby przekierowali tę dyskusję na aspekty dotyczące rozwiązań infrastrukturalnych, to można byłoby myśleć bardziej perspektywicznie. Proszę zwrócić uwagę, ile Stare Miasto zyskało w trakcie EURO po uruchomieniu Strefy Kibica właśnie dzięki mądrym działaniom Rady Osiedla.
A też były głosy przeciwne.
Oczywiście. A proszę teraz zobaczyć jak wygląda plac Cyryla Ratajskiego. Te wszystkie dróżki dochodzące do niego, ładnie odnowione zarówno chodniki, jak i cała zielona infrastruktura. Jak widać można prowadzić inną dyskusję na temat zrównoważenia pewnych inwestycji nie mających poparcia wszystkich mieszkańców.
Słychać jednak opinie, że Niemcy to jednak Niemcy, a u nas to wykonanie, w praktyce może okazać się dość wątpliwej jakości.
Będziemy mieli na ten cel ok. 30 mln złotych, za te pieniądze można zbudować perełkę! I żeby była jasność – nie dzieje się tak dlatego, że mamy wolne środki, które chcemy wydać właśnie na schronisko, a nie np. na osoby wykluczone społecznie. Wyjaśniając, przy ul. Bukowskiej w bezpośrednim sąsiedztwie obecnego schroniska, hiszpański inwestor kupił dwie działki, wcześniej nie sprawdził polskich przepisów, które mówią o tym, że w odległości 100 metrów od schroniska nie wolno nic budować. Jest okazja, żeby odblokować inwestorowi tą możliwość zabudowy, dodatkowo sprzedając tę działkę, na której znajduje się schronisko. Z tego mechanizmu uda nam się sfinansować powstanie nowego azylu dla zwierząt: ze szpitalem, przychodnią, wybiegami dla psów, z różnymi terenami treningowymi. Cały biznes, który będzie tam ulokowany, może pomóc utrzymać schronisko. To, które odwiedziliśmy w Niemczech jest prowadzone przez Berlińskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i tylko w 10 procentach jest utrzymywane z budżetu samorządu. Pozostałe środki pochodzą od tego Towarzystwa, z darowizn czy wszelkiego rodzaju działalności gospodarczej. Jak widać, można to wszystko fajnie zorganizować.
„Zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych jest nie tylko zapisane w ustawie, ale to przede wszystkim rzeczywiste zadanie miasta.”
Kolejnym aspektem, który Pana interesuje jest polityka mieszkaniowa. Pojęcie, które – jak usłyszałam już od wielu współrozmówców, w tym m.in. od pani Ewy Jemielity, tak właściwie, nie funkcjonuje w praktyce.
Ono do tej pory nie funkcjonowało. Jeżeli przez politykę mieszkaniową rozumiemy pewne działania skierowane na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych, to rzeczywiście to, co działo się w Poznaniu za prezydentury Ryszarda Grobelnego, było zaprzeczeniem tego słowa. Władze samorządowe wychodziły z przekonania, że własne M jest zadaniem każdego poznaniaka. Dość powiedzieć, że państwo od 1990 roku wydaje na programy mieszkaniowe 15- 20 razy mniej niż wydawało za czasów Gierka czy Gomułki. To jest dramat, który generuje mnóstwo problemów. Z ostatniego spisu powszechnego wynika, że w Polsce 70 procent ludzi do trzydziestego roku życia, mieszka z rodzicami, a trzydzieści procent z tej grupy, nigdy od tych rodziców się nie wyprowadzi. Bynajmniej nie jest to spowodowane tym, że chcą tam pozostać, ale jest to raczej pewną niemoc czy braki zdolności finansowych. Takie osoby z oczywistych względów rzadziej decydują się na dzieci. Ponadto wspólne zamieszkanie generuje problemy i kłótnie w rodzinie. I międzypokoleniowe i między małżonkami.
Mieszkać z teściową…
No właśnie (śmiech), więc wyjściem jest aktywna polityka mieszkaniowa. W moim przekonaniu to nowoczesne, także lewicowe, podejście do polityk prorodzinnej. Chcemy wybudować sławetne 4 tysiące mieszkań. Połowa z nich byłaby budowana przez TBS z opcją dojścia do prawa własności. Obecnie średnia cena budowy mieszkań w systemie miejskim waha się (mam na myśli skromne, normalne mieszkanie, bez hal garażowych) między 2,5- 3 tys. złotych, bez ceny gruntów. Z przeprowadzonych przez nas badań wynika, że największe zapotrzebowanie jest na mieszkania o metrażu ok. 55 m2. Jeszcze na ten temat dyskutujemy, ale powiedzmy, że wprowadzający się lokator będzie wpłacał 50 procent wartości tego mieszkania, (czyli w okolicach 80 tys. złotych) pozostałą część zaś spłaci przez 15 lat w czynszu, który jednocześnie będzie obsługiwał kredyt. Według naszych obliczeń wynika, iż wartość czynszu nie powinna przekroczyć 1400- 1500 zł.
Śmiem twierdzić, że jeżeli jest dwójka młodych ludzi, to przy wsparciu rodziny, te 80 tysięcy jest czymś osiągalnym. A kredyt ze wszystkimi mediami na poziomie 1500 złotych jest kosztem, który dzisiaj musieliby spokojnie poświęcić na wynajęcie dużo mniejszego mieszkania. Ten program chcemy skierować do ludzi, którzy już zarabiają, ale jeszcze nie mają zdolności kredytowej. Co ważne, osobom tym nie grozi wpadnięcie w pętle zadłużenia w sytuacji np. utraty pracy. Po 5-ciu latach od objęcia lokalu najemcy będą mieli możliwość sprzedaży tego mieszkania. Nie będzie na nich ciążył do końca ich dni kredyt bankowy, a środki dotąd wyłożone czy spłacone w czynszu będą mogły być odzyskane przy sprzedaży swoich praw do lokalu.
Druga część z kolei, czyli ok. 2 tysięcy mieszkań, to będą stricte lokale pod najem, obecnie pracujemy nad systemem finansowania. Część tych mieszkań będzie rozsianych po centrum, a część pojawi się na obrzeżach, tam gdzie miasto ma swoje nieruchomości.
Zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych jest nie tylko zapisane w ustawie, ale to przede wszystkim rzeczywiste zadanie miasta. I w tym kierunku będziemy szli, właściwie już idziemy, bo złagodziliśmy dostęp do tych mieszkań. Dzisiaj np. łatwiej jest się wpisać na listę oczekującą na mieszkanie komunalne.
Pojawił się również projekt zmiany uchwały o zasadach najmu.
Do tej pory prezydent Grobelny hodował fikcję. Wprowadzone zapisy do poprzedniej uchwały, powodowały, że niewiele osób kwalifikowało się na mieszkania komunalne, a jeżeli się kwalifikowało, to też wiele osób było zniechęcanych. Przez co na roczną listę ogłoszoną przez prezydenta trafiały od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. W pół milionowym mieście mówienie o tym, że zaledwie kilkanaście rodzin potrzebuje mieszkania jest absolutną fikcją. Wprowadzono sztywną definicję zaspokojonych potrzeb mieszkaniowych, w myśl, której ten, kto miał mieszkanie, w którym na jednego mieszkańca przypadało 5 m2, to miał zaspokojone te potrzeby. Sytuacje były wręcz absurdalne. Przykładowo, rodzina mieszkająca w suterenie ze szczurami: bród, smród, warunki, w których nie da się normalnie żyć, z punktu widzenia urzędnika ma zaspokojone potrzeby mieszkaniowe, jeżeli spełnia wspomniany wyżej próg metrażowy. Kolejnym przykładem są czyściciele kamienic. Przypomnę jedną z sytuacji przy Stolarskiej; nawiercenie dziur w suficie, wylewanie fekaliów… tam naprawdę odbywał się dramat! Ale dopóki lokatorzy byli w tym mieszkaniu, bo nie mieli wypowiedzianej umowy, uznawało się, że mają spełnione potrzeby mieszkaniowe. Przepisy były tak skonstruowane by utrudnić zamiast ułatwiać udzielenie pomocy.
Obecnie staramy się, aby ta uchwała była bardziej przyjazna ludziom i żeby pozwalała na interwencję w sytuacjach, w których dostrzegamy, że jest ona konieczna.
„Mówienie o tym, że do żłobków miejskich uczęszczają dzieci uboższych rodziców, a do prywatnych bogatszych to mit. Nasz projekt zmierza do wprowadzenia równej opłaty bez względu na to czy rodzic wysyła dziecko do jednostki publicznej czy prywatnej.”
Co rozumie Pan pod pojęciem mądrej polityki prorodzinnej?
To jest polityka, która nie hołduje tylko i wyłącznie rozmnażaniu, w myśl zasady: jakoś to będzie, tylko taka, która stwarza młodym rodzinom szansę rozwoju i dobrego funkcjonowania w mieście. Na początku tworzymy środowisko przyjazne dla młodych rodzin, dajemy im m.in. ofertę mieszkaniową, możliwość rozwoju na rynku pracy np. z jednej strony wsparcie pracodawców, z drugiej prowadzenie bezpłatnych żłobków. Docelowo zmierzamy do tego, aby kobieta będąca na urlopie wychowawczym nie musiała zastanawiać się czy opłaca jej się wracać do pracy. Z jednej strony mamy tu do czynienia z problemem wyrównania szans dla kobiet na rynku pracy, z drugiej jest to też zależne od psychiki mam. Część mogłaby spędzić z dziećmi całe życie i jest z tego tytułu przeszczęśliwa, ale część czuje się lepiej w momencie, kiedy powraca na rynek pracy. Jeżeli ma taką ochotę, to rolą miasta jest pomóc jej w tym, stąd pojawił się nasz projekt dofinansowania miejsc w żłobkach prywatnych. Tak, aby opłata żłobkowa, bez względu na to czy to placówka prywatna, czy publiczna, wszędzie była taka sama. Mówienie o tym, że do żłobków miejskich uczęszczają dzieci uboższych rodziców, a prywatnych bogatszych to mit. Nasz projekt zmierza do wprowadzenia równej opłaty bez względu na to czy rodzic wysyła dziecko do jednostki publicznej czy prywatnej.
Chcemy wprowadzić dopłatę 700 złotych na miejsce w żłobku prywatnym, pod pewnymi warunkami, m.in. zaznaczamy, aby w takim miejscu zatrudniać pracowników tylko i wyłącznie na umowę o pracę, może nie we wszystkich dziedzinach, ale opiekunki z całą pewnością. Kolejną ważną rzeczą jest przyznawanie dotacji pod warunkiem zainstalowania monitoringu. Krótko mówiąc, ci rodzice, którzy mają ograniczone zaufanie do żłobka prywatnego, będą mogli patrzeć online, co ich pociechy tam robią i czy wszystko jest w porządku.
Dlaczego skupiamy się na żłobkach prywatnych? Bo są po prostu tańsze, chociaż nie ukrywam, że program i tak będzie odbywał się dużym kosztem dla budżetu miasta Poznania. Z całą pewnością to odczujemy, więc staramy się oszczędzać. W programie pojawił się również zapis mówiący o tym, że swoje dziecko do żłobka będą mogli wysłać rodzice, którzy podatki płacą na terenie Poznania. Prosta zasada: dokładasz się do budżetu, to z niego korzystasz. Nie trzeba być zameldowanym w Poznaniu, istnieje możliwość przeniesienia podatku do miejsca zamieszkania. Obecnie to nic trudnego! Jak widać zmieniła się władza i to co wcześniej wydawało się problemem nie do przejścia dzisiaj przy wsparciu mieszkańców jest realizowane.
______________
Wywiad z radnym Tomaszem Lewandowskim powstał w ramach cyklu artykułów miastopoznaj.pl, w których rozmawiamy z poznańskimi radnymi. Dotychczas opublikowaliśmy rozmowy z następującymi osobami:
Dominika Król - m.in. o zielonej mapie Poznania
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/2579-d-krol-poznan-jest-miastem-z-duza-iloscia-zieleni
Wojciech Kręglewski- m.in. o rewitalizacji w naszym mieście
Janusz Kapuściński - m.in. o pracy radnego z perspektywy naukowca
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/2465-j-kapuscinski-jestem-bezkompromisowym-radnym
Grzegorz Jura - m.in o Ratajach
Ewa Jemielity - o polityce mieszkaniowej i problemie opieki szpitalnej
Zbyszko Górny - o szybkim internecie i Parku Rataje
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1497-radny-walczy-o-szybki-internet-i-park-rataje
Michał Grześ - o kulturze w Poznaniu
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1447-m-grzes-chcialbym-by-sztuka-wyszla-na-ulice-szukala-widza
Grzegorz Ganowicz - o działalności samorządowej
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1415-grzegorz-ganowicz
Joanna Frankiewicz - o rozwoju północnej części Poznania
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1369-j-frankiewicz-priorytetem-sa-inwestycje-na-polnocy-poznania
Karolina Fabiś-Szulc - m.in o strefie parkowania
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1278-k-fabis-szulc-strefa-to-nie-tylko-czysty-fiskalizm
Małgorzta Dudzic-Biskupska - m.in o połączeniu życia zawodowego i rodzinnego
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1226-m-dudzic-biskupska-poznaniacy-nie-maja-wygorowanych-marzen
Michał Boruczkowski - m.in. o planach na tę kadencję
Przemysław Alexandrowicz - m.in o sprawach oświaty w Poznaniu
Przeczytaj poprzedni artykuł!
ŚLEDZTWO POSELSKIE CZYLI CZY W POZNANIU MOŻNA SPOTKAĆ SIĘ Z NASZYM PRZEDSTAWICIELEM W SEJMIE?
