J. FRANKIEWICZ - PRIORYTETEM SĄ INWESTYCJE NA PÓŁNOCY POZNANIA
Myślę, że Poznań naprawdę ma się czym poszczycić. Ja ciągle biegając, odkrywam nowe piękne tereny. I myślę, że hasło, popularne jeszcze za czasów prezydentury mojego męża Macieja Frankiewicza: „Poznań stawia na sport” , nie straciło nic na aktualności - mówi w rozmowie z nami radna Joanna Frankiewicz.
Anna Kowalewska: Z uwagi na fakt, że znajdujemy się w bibliotece, jako pierwsze nasuwa się pytanie: jakie książki lubi Pani czytać?
Joanna Frankiewicz: Czytam wszystko, często kilka książek równocześnie. Nie oznacza to jednak, że każdą pozycję muszę przeczytać od deski do deski. Uważam, że życie jest za krótkie i kiedy odkrywam, że jakaś książka nie jest specjalnie warta tego, żeby przemęczyć się, dotrwać do końca, to ją po prostu odkładam. Muszę niestety przyznać, że mam zaległości, jeżeli chodzi o czytelnictwo i wygląda to komicznie – z prostego względu. Z reguły w sypialni piętrzy się u mnie stos książek, które selekcjonuję w momencie, kiedy zaczynają się już przewracać. Wtedy wybieram spośród nich te, które są pilne i te, które są mniej pilne. Część przekładam do pokoju biblioteki, ale niestety ten stos (w wyniku tego, że jestem pasjonatką książek) rośnie znowu. Często sobie myślę, że nie wystarczy mi życia, aby je wszystkie przeczytać.
A ulubiona lektura szkolna?
Tu musiałabym rozróżnić między tą, która kiedyś była moją ulubioną, czyli „Dziady cz. III.”, a tą, którą doceniłam po latach. Wydaje mi się, że „Dziady” były wówczas moją ulubioną lekturą przez wzgląd na czasy, kiedy uczęszczałam do liceum, był to początek lat 80. „Dziady” miały taki wymiar polityczny i służyły nam - uczniom jako uzewnętrznianie czegoś, co było w naszym wnętrzu, a o czym nie można było mówić otwarcie. Przewijały się w różnych fragmentach, różnych kombinacjach, natomiast po latach, w wieku czterdziestu kilku lat odkryłam lekturę, przez którą nie przebrnęłam w liceum. Są to „Noce i Dnie”. Kilka razy w tych czasach dorosłych ją czytałam i za każdym razem odkrywam nowe wątki. Zachęcam uczniów do tego, aby podchodzili do lektur nie przez pryzmat tego, co trzeba przeczytać, ale tego, co warto przeczytać. To, że dana pozycja pojawiła się na liście lektur, nie musi działać zniechęcająco.
Jednak nie tylko książki są Pani pasją. Wśród zainteresowań znajduje się również sport, jest także Pani Przewodniczącą Komisji Kultury Fizycznej i Turystyki. Jak ocenia Pani sport w naszym mieście? Pytam bardziej o tę stronę rekreacyjną.
Myślę, że Poznań naprawdę ma się czym poszczycić. Ja ciągle biegając, odkrywam nowe piękne tereny. I myślę, że hasło, popularne jeszcze za czasów prezydentury mojego męża Macieja Frankiewicza: „Poznań stawia na sport” , nie straciło nic na aktualności. Stolica Wielkopolski w dalszym ciągu stawia na sport. I to zarówno na sport zawodowy, wspierając kluby czy konkretne wyniki, również sportowców, którzy zdobywają j osiągnięcia czy laury, ale również stawia na sport młodzieżowy. Począwszy od tych najmniejszych np. wciąż wspieramy naukę pływania w klasach drugich i trzecich szkół podstawowych. Uważam zatem, że jeżeli ktoś zasmakuje w konkretnej dyscyplinie, to na pewno znajdzie w Poznaniu swoją mekkę.
Zmieniając temat, jakie sprawy w naszym mieście – w Pani ocenie, powinno załatwić się priorytetowo? Skupmy się na trzech takich najważniejszych kwestiach.
Myślę, że tutaj skupiłabym się na północy Poznania. Nie z tego względu, że akurat tam mieszkam, ale faktycznie jest to rejon, który zarówno wymaga decyzji związanych ze skomunikowaniem z centrum, jak i decyzji oświatowych. Poruszaliśmy ten temat jako radni Poznańskiego Ruchu Obywatelskiego podczas poprzedniej kadencji, jak również w tej kampanii wyborczej. Mam nadzieję, że te dyskusje i konsultacje, zapowiadane jeszcze w poprzedniej kadencji, będą miały miejsce. Rzeczą drugorzędną jest czy to będzie tramwaj, autobus, czy słynne BRT. Tak naprawdę celem jest, aby mieszkańcy mieli ułatwiony dojazd do centrum, także korzystając z komunikacji publicznej. I żeby do tego sposobu komunikacji nie zmuszać mieszkańców, tylko ich zachęcać poprzez ułatwienia, one przekonają wielu do tej formy poruszania się po mieście, sama jestem tego przykładem. Gdy pojawiła się PEKA, zakupiłam ją i często podróżuję komunikacją zbiorową. Po latach niekorzystania z tego środka transportu dostrzegam, że to całkiem sprawnie funkcjonujący system. Oczywiście zdarzają się spóźnienia czy sytuacje, że autobus wypadnie, ale generalnie uważam, że komunikacja w Poznaniu działa sprawnie.
Drugim priorytetem są inwestycje oświatowe na północy Poznania. Tutaj od zeszłej kadencji mówimy o zespole szkolno – przedszkolnym, konkretnie w rejonie Moraska i Radojewa. Jest to teren rozwijający się, wprowadzają się tam młode rodziny z dziećmi i tak naprawdę jest to projekt, na który są zagwarantowane środki. Wiem, że trwają nadal rozmowy z Uniwersytetem, mam nadzieję, że sfinalizują się one szczęśliwie. Do końca roku musimy podjąć decyzję co do lokalizacji, jeszcze nie wiemy czy będzie to przy Uniwersytecie, czy w tym rejonie, ale na terenach należących do miasta.
I jeszcze jedna sprawa…
Jest wiele rzeczy, musimy też pamiętać o takich inwestycjach, które od dawna wiemy, że należy zrealizować. I jest to na przykład zagospodarowanie terenu Golęcina, Rusałki. Byłoby miło, gdyby odbyło się to we współpracy z Województwem czy z Urzędem Marszałkowskim, bo wtedy można byłoby włączyć w ten projekt Wolę. Myślę, że razem- ten wielki teren ma niesamowity potencjał. Wtedy mógłby stać się podobną perełką, jaką jest Malta. Chciałabym, abyśmy tym terenem też mogli się pochwalić, być z niego dumni i aby stał się mekką wypoczynkową dla mieszkańców Poznania i okolic.
Zbliżają się wybory do rad osiedli. Nie zgłosiło się wielu kandydatów, w wielu rejonach przedłużono termin nadsyłania wniosków. Z drugiej strony, też sami mieszkańcy w poprzednich latach, nie traktowali tych wyborów zbyt poważnie, nie oddawali swojego głosu. Z czego to wynika?
To jest problem. Myślę, że do świadomości mieszkańców nie do końca dotarł fakt, że od kilku lat samorządy osiedlowe mają duże kompetencje i dysponują dużymi środkami Obecnie jest to konkretne pole działania i ta wiedza musi się przebić. Warto wspomnieć o tych radach osiedla, w których działa prężna ekipa iw zeszłej kadencji zrealizowała zarówno wiele inwestycji sportowych, szkolnych czy chodnikowych, polepszających tą małą ojczyznę. W związku z tym mam nadzieję, że kampania zachęcająca do pójścia do głosowania, z jednej strony sprawi, że mieszkańcy wybiorą świadomie i nie będą już kierować się zasadą, że rada osiedla nic nie może, więc po co w sumie zajmować niedzielę, by pójść i oddać swój głos. Z drugiej strony, mam nadzieję, że prężne działania radnych osiedlowych, zachęcą też młodych ludzi. Że uznają, że warto się zaangażować i zrobić coś pożytecznego nie tylko dla siebie, ale także dla swojego otoczenia. Ponadto trzeba wiedzieć, że wielu radnych miejskich, zaczynało swoją działalność właśnie w radzie osiedla. Jest to taka praca u podstaw, poznawanie struktur i możliwości. Często właśnie w ten sposób młody człowiek zdobywa szlify samorządowe i potencjał, który może potem wykorzystać w Radzie Miasta.
W jaki sposób zatem można przekonać mieszkańców swojego osiedla, że warto pójść i zagłosować na konkretną osobę? Powiedzmy taka osiedlowa kampania wyborcza.
Zawsze zachęcam do kontaktu bezpośredniego i bardzo cenię ten kontakt, prowadząc swoją kampanię do Rady Miasta. Warto poświęcić te kilka, kilkanaście dni, chodząc od domu do domu, przedstawiając się osobiście. To jest może bardzo odważne, ale nigdy nie unikam podawania numeru telefonu, ponieważ chcę, aby ten kontakt rzeczywiście był. Myślę, że warto ludzi przedstawić ludziom swoją osobę, niekoniecznie poprzez przekaz medialny, ulotkę, ale właśnie w takim bezpośrednim kontakcie, w rozmowie. Wiadomo, że wymaga to zarówno czasu, jak i odwagi. Nie zawsze reakcje są pozytywne, czasami bywają wręcz zniechęcające. I co ciekawe, zauważyłam podczas mojej kampanii samorządowej: są rejony, gdzie w przeważającej części ludzie są przychylni oraz rejony, gdzie podchodzą sceptycznie. Myślę, że zależy to od problemów, z którymi dany rejon się boryka, a pozytywne reakcje mogą wiązać się z faktem, iż pewien problem został rozwiązany.
Czyli generalnie taki kontakt bezpośredni z drugim człowiekiem podczas kampanii (i nie tylko) ma same plusy?
Tak, bo nawet jeżeli usłyszy się głos krytyczny, dla kandydata jest to informacja, że coś należy zmienić, poprawić, zadziałać. Kontakt sprawia, że ludzie uczą się rozmawiać, argumentować swoje racje. Dostrzegam w tym zdecydowanie same plusy. Oczywiście należy wspomnieć, że te reakcje nie zawsze są miłe, czasami może być przykro człowiekowi, ale są to sytuacje bardzo rzadkie. Z reguły sam fakt, ze radny przychodzi do mieszkańców, zostaje odebrany w sposób pozytywny: „skoro do mnie przyszedł, to oznacza, że moje problemy są dla niego ważne, że zechciał poświęcić mi swój czas.”
Joanna Frankiewicz: Przewodnicząca Komisji Kultury Fizycznej i Turystyki oraz Klubu Radnych PRO
--------------------
W cyklu naszych rozmów z radnymi miejskimi rozmawialiśmy już z: Przemysławem Alexandrowiczem, Michałem Boruczkowskim i Małgorzatą Dudzic-Biskupską oraz radną Karoliną Fabiś-Szulc.