W. KRĘGLEWSKI: ZNAM TO MIASTO JESZCZE SPRZED EPOKI SAMORZĄDU LOKALNEGO
Z zasady nie składam interpelacji. Dlatego, że interpelacja jest czymś, co daje alibi radnemu, że sprawą się zajął, ale proszę zrobić takie badanie, ile tych interpelacji przyniosło pozytywny skutek, a kiedy jest ona traktowana przez urzędnika, jako donos na niego. Jeżeli ja mam problem do rozwiązania, to zgłaszam problem odpowiedniemu decernentowi albo dyrektorowi jednostki i zazwyczaj wspólnie znajdujemy rozwiązanie – mówi w rozmowie z nami Wojciech Kręglewski, radny Miasta Poznania wszystkich kadencji.
Anna Kowalewska: Jest Pan radnym wszystkich kadencji.
Wojciech Kręglewski: Tak, tak. Chodząca historia samorządu (śmiech).
Czyli właściwie na Poznań, po tych wszystkich zmianach, patrzy Pan z pozycji radnego.
Tak, właściwie od samego początku uczestniczę w pracach rady, wobec tego znam Poznań od kuchni. Patrzę na to wszystko trochę innymi oczyma niż zwykły obywatel. Nie wiem czy to jest dobrze, być może przydałoby się trochę dystansu, żeby spojrzeć również spoza rady. Patrząc przez pryzmat tych 25-ciu lat, widzę, że dużo się zmieniło w Poznaniu. Ja znam to miasto jeszcze sprzed epoki samorządu lokalnego, kiedy były miejskie rady narodowe. Jako jeden z liderów Komitetu Obywatelskiego Województwa Poznańskiego, uczestniczyłem z jego ramienia w posiedzeniach miejskiej rady narodowej przed wyborami samorządowymi w 1990 roku. Wówczas te posiedzenia miały zupełnie inną dramaturgię niż posiedzenia rady demokratycznej. Pamiętam, że nie było na nich żadnych kontrowersji, w momencie, kiedy ogłoszono głosowanie, wszyscy podnosili grzecznie rękę do góry. Kiedy rozpoczęła się praca w radzie miasta z radnymi wybranymi demokratycznie, każdy chciał swój mandat pełnić z oddaniem i przede wszystkim autonomicznie. Wobec tego toczyły się wielkie dyskusje, np. w pierwszej kadencji były one bardzo długie, czasami do późnej nocy. Z czasem to się mocno zmieniło. Jak weszły partie polityczne w drugiej i następnych kadencjach, to trochę te dyskusje się uporządkowały. Wykształciły się frakcje polityczne, które prezentowały jednolite zdanie na dane rozwiązanie. Nie wiem czy to lepiej. Ja jednak mimo wszystko mile wspominam sytuacje, kiedy każdy radny osobiście coś wnosił do dyskusji. Wprawdzie trwało to bardzo długo, ale efekty były czasem bardzo ciekawe, bowiem nikt nie podporządkowywał się tzw. „interesowi partyjnemu”
„Ja każdy projekt oceniam przede wszystkim merytorycznie. Dla mnie nie jest istotne, kto ten projekt przedstawia.”
Ale teraz też właściwie trwają burzliwe dyskusje na sesjach rady miasta.
Tylko, że one mają bardzo mocny rys polityczny, a merytoryka jest bardziej obok. Tu bardziej decyduje interes ugrupowania politycznego, co moim zdaniem nie jest najlepsze. Czasem okazuje się, że ważniejsze dla radnych jest to, kto zgłasza propozycje niż to czy ona ma sens.
Na uroczystości 25-lecia Rady Miasta powiedział Pan, że najważniejsze jest to, aby skupić się na rozwiązywaniu problemów, a nie na na konfliktach, wzajemnych sympatiach czy antypatiach. Aby przede wszystkim współpracować dla dobra wspólnego i zaniechać tzw. wycieczek personalnych.
Ja każdy projekt oceniam przede wszystkim merytorycznie. Dla mnie nie jest istotne, kto ten projekt przedstawia.
A nie jak to teraz często bywa, jestem radnym Platformy Obywatelskiej to sprzeciwię się propozycjom prezentowanym przez klub Prawo i Sprawiedliwość. (śmiech)
Albo na odwrót (śmiech). To działa we wszystkie strony, ta konkurencja polityczna jest i to nierzadko ze szkodą dla rozwiązań. Czasami trzeba zapomnieć, że jesteśmy konkurentami, a pomyśleć o Poznaniu. Mam nadzieję, że dla wszystkich radnych to, przede wszystkim, nasze ukochane miasto, wobec tego powinniśmy szukać takich rozwiązań, które służą jego rozwojowi oraz mieszkańcom. Niestety, to często nie wychodzi w ferworze walki politycznej.
Jakiś czas temu pojawił się konflikt o autorstwo. Radny Michał Boruczkowski zarzucił stowarzyszeniu Prawo do Miasta, w tym radnemu Tomaszowi Wierzbickiemu, zawłaszczenie pomysłu na zmniejszenie z pięciu tysięcy na pięćset ilości podpisów poparcia pod obywatelskimi projektami uchwały.
Ja nigdy nie zwracam uwagi na to, kto jest autorem zgłoszonego projektu. Pamiętam, z poprzednich kadencji, że wiele moich pomysłów zostało wdrożonych, a do dzisiaj nikt nie wie, że to ja byłem autorem. Myślę, że jeżeli z projektem pójdę najpierw do dziennikarzy, zwołam konferencję prasową, powiem: „mam taki świetny pomysł”, wszystkie gazety o tym napiszą, a później dopiero pójdę z tym do rady miasta, to mnie zjedzą. Udowodnią, że tego nie przeprowadzę i zrobią to nawet najbliżsi koledzy. Aby skutecznie wprowadzić projekt, trzeba zacząć rozmowę od nich i nie eksponować swojego autorstwa. Wówczas, jeżeli projekt jest dobry to jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie przez Radę przyjęty.
„Nie znaleźliśmy jeszcze modelu rewitalizacji, który przystawałby do polskich realiów. Zbyt często jesteśmy zapatrzeni w rozwiązania, które podpatrzono w Niemczech, we Francji czy w innym państwie zachodnim.”
Teraz w Radzie Miasta jest kilku bardzo młodych radnych. Czy korzystają z Pańskiego doświadczenia? W szczególności mam na uwadze radnych – debiutantów.
Ja mogę powiedzieć z poziomu swojego klubu radnych, młodsze koleżanki i koledzy często pytają mnie o zdanie, czyli uznają to, że mam jakieś doświadczenie, które może być pomocne przy podejmowaniu decyzji. Dają mi odczuć, że liczą się z tym, co mam do powiedzenia. Niekoniecznie zawsze korzystają, ale wysłuchać, wysłuchają. Na forum Rady z tym posłuchem to już gorzej, w grę wchodzi przynależność do ugrupowania politycznego.
Radny Tomasz Wierzbicki jest niezrzeszony.
Tak, akurat z panem radnym Wierzbickim mam niewiele do czynienia. Jest niezrzeszony, więc w związku z tym trudno przewidywalny.
Niewiele do czynienia? Łączą panów dwie wspólne komisje: Polityki Przestrzennej i Rewitalizacji.
Tak, tutaj akurat w tych dziedzinach mam najwięcej do powiedzenia z racji swojego doświadczenia bycia przewodniczącym komisji polityki przestrzennej przez dwie kadencje, czy bycia w komisjach, które zajmowały się polityką mieszkaniową i rewitalizacją. To są tematy, które bardzo mnie interesują i widzę, że jest w nich jeszcze wiele do zrobienia, szczególnie w rewitalizacji. Naprawdę, mimo ogromnego postępu, mimo pracy, którą włożył pan prezydent Mariusz Wiśniewski w poprzednich kadencjach, jako przewodniczący tej komisji, to cały czas jest to taka terra incognita. Moim zdaniem nie znaleźliśmy jeszcze modelu rewitalizacji, który przystawałby do polskich realiów. Zbyt często jesteśmy zapatrzeni w rozwiązania, które podpatrzono w Niemczech, we Francji czy w innym państwie zachodnim. A nasze problemy rewitalizacji są zupełnie inne.
One polegają na tym, że po wojnie, w okresie tzw. "demokracji ludowej" struktura społeczna miasta została całkowicie zniszczona. Śródmieście, które w państwach zachodnich tradycyjnie jest zamieszkane przez klasę średnią, u nas funkcjonuje jako zasób socjalny służący najbiedniejszej części mieszkańców. I jeżeli chcemy wprowadzać jakiekolwiek projekty rewitalizacyjne, czyli zmierzające do tego, aby uatrakcyjnić i ożywić śródmieście, musimy uwzględnić nasze realia a nie realia miast niemieckich czy francuskich. Bez przeprowadzenia głębokich i odważnych procesów gentryfikacyjnych, mówienie o rewitalizacji śródmieścia jest utopią. Pytanie jak przeprowadzić ten proces by uzyskać przyzwolenie tych ludzi, którzy na skutek naszych działań będą musieli wyprowadzić się centrum?
I właśnie to jest największym problemem.
Tak, ale nikt tego problemu specjalnie nie dotyka. Często na komisji rewitalizacji, w poprzedniej kadencji i w tej, o tym mówię, ale nie ma to odzwierciedlenia w debacie, która toczy się później, choćby w mediach czy publicznie. Rewitalizacja OK, ale co zrobić ze strukturą społeczną śródmieścia? Ucieka się od przyznania, że gentryfikacja jest jedynym skutecznym narzędziem prowadzącym do pożądanej zmiany struktury społecznej śródmieścia. W Polsce kojarzy się to z koniecznością przymusowych przesiedleń, wywożeniem ludzi wbrew ich woli. A to nie tak. Należy stworzyć programy, które umożliwią zrealizowanie tego celu szanując zasadę dobrowolności. Jeżeli tego nie zrobimy, jeżeli miasto nie przyjmie na siebie roli aktywnego lidera tego procesu, to degradacja śródmieścia będzie postępować coraz szybciej a jednocześnie stwarzamy warunki dla funkcjonowania tzw „czyścicieli kamienic” Nie wyobrażam sobie, żeby Miasto Poznań było w stanie utrzymać zasób socjalny w zabytkowych, ale mocno zniszczonych kamienicach w centrum, gdzie ich remont kosztuje przynajmniej dwukrotnie więcej niż wybudowanie nowego mieszkania.
Z drugiej strony, realizacja mieszkalnictwa socjalnego w budynkach zdewastowanych, powoduje, że ludzie, którzy tam mieszkają, stają się więźniami tego miejsca. Niestety spora część domów w śródmieściu nie spełnia obecnych norm budowlanych pod względem choćby przenikalności cieplnej ścian i wyposażenia w media. W efekcie eksploatacja zlokalizowanych w nich mieszkań jest bardzo droga. I co z tego, że my tam wynajmujemy niezamożnym, biednym rodzinom, mieszkanie za symboliczne pieniądze, skoro one muszą później na ogrzewanie i media wydać zdecydowanie więcej pieniędzy niż rodziny mieszkające na komercyjnych warunkach w zasobie nowym? Co z tego, że za czynsz płacą parę złotych, jak później zapłacą 500 zł w miesiącu za ogrzewanie, małego, 40 metrowego, mieszkania? To nie jest dobre rozwiązanie zarówno dla budżetu miasta, jak i budżetu rodzin mieszkających w tym zasobie. Jednak najgorsze jest to dla śródmieścia, bo przyspiesza proces jego degradacji.
Konkludując. Rewitalizację należy widzieć znacznie szerzej niż tylko z pozycji parteru i ulicy. Myślę, że rewitalizacja śródmieścia nie powinna koncentrować się głównie na tym jak ma wyglądać ul. św. Marcin. Jak mają być kwiatki posadzone, czy gdzie ma stać ławeczka. To są rzeczy ważne, ale wyłącznie jako dopełnienie dużo bardziej ważnych dla ratowania śródmieścia zadań.
„Z racji tego, że jestem starym opozycjonistą, jestem przywiązany do tej wolności i uważam, że wszędzie tam, gdzie można, należy pozostawić obywatelowi pełną wolność.”
Przed wakacjami byłam na posiedzeniu komisji rewitalizacji, wówczas skupiano się przede wszystkim na wspomnianych kwiatkach, drzewach...
A to jest tak, jakby ktoś porządkował zapuszczone mieszkania, zaczynając od ustawienia wazonu na stole. Najpierw trzeba zrobić porządek, a dopiero na koniec myśleć o tych elementach. Błędem przy rewitalizacji jest to, że przyjęliśmy zasadę, że osoby mieszkające w śródmieściu powinny mieć prawo do bezpłatnego lub za symboliczną opłatą, parkowania w strefie. Dzięki temu powstał proceder polegający na tym, że ci mieszkańcy śródmieścia, którzy nie mają samochodu, podpisują umowy użyczenia z tymi, którzy nie mieszkają w śródmieściu, a te samochody mają, by ci mogli skorzystać z nieprzysługującego im przywileju. I wykorzystuje się tę lukę w przepisach. Zeszłej kadencji dyskutowano na temat tego, co w tej kwestii zrobić. Myślano o aktach notarialnych, o donosach do urzędu skarbowego i innych rozwiązaniach, które miałyby przyblokować ten proceder, a metoda tak naprawdę jest bardzo prosta. Należy doprowadzić do sytuacji, w której miejsce parkingowe będzie dla wszystkich kosztowało jednakowo. Ci biedni ludzie, którzy wymagają wsparcia socjalnego, samochodu nie mają, ale mają ci, których stać na to, aby parkować. Ten, kto mieszka w śródmieściu, a ma samochód, niech płaci za parkowanie. Urządzenie tego miejsca kosztowało, więc powinno się za to uiszczać zapłatę. Nigdzie w Europie nie obowiązują w tym względzie tak bezsensowne rozwiązania jak u nas w Polsce.
Można też zdecydować się na komunikację miejską.
Takie preferencje komunikacji miejskiej powinny wynikać z poszanowania prawa wolności. Ja z racji tego, że jestem starym opozycjonistą, jestem przywiązany do tej wolności i uważam, że wszędzie tam, gdzie można, należy pozostawić obywatelowi pełną wolność. Polityka powinna polegać na tym, żeby poprawiać dostępność albo w taki sposób udostępniać dobra, które są ograniczone, by przy poszanowaniu prawa wolności, obywatel sam podejmował decyzję czy chce, czy nie chce.
Posłużę się przykładem. Byłem w Nowym Jorku i pojechałem samochodem na Manhattan. Tam nikt nie zakazuje wjazdu. Nie zauważyłem również tłoku na ulicach, ale wjazd kosztuje. Aby się dostać na Manhattan, trzeba skorzystać z tunelu albo mostu. Wówczas, gdy tam byłem, wjazd kosztował 10 dolarów, wyjazd tyle samo. A jak już się tam wjedzie, to jeszcze przecież trzeba zaparkować. Za cały dzień pobytu, zapłaciłem 80 dolarów.
To zniechęca.
Tak, ale miałem prawo wyboru. Gdybym skorzystał z metra zapłaciłbym 10% procent tej kwoty? I taką metodą można doprowadzić do sytuacji, w której obywatel ma pełne prawo wyboru i sam decyduje czy chce wydać te pieniądze, czy woli wsiąść do tramwaju lub autobusu.
„Mnie, „rowerowi fanatycy”, uważają za tego, który wspiera ruch samochodowy, ale to nie jest prawda.”
Według Pana takie rozwiązania powinny zostać wprowadzone w Poznaniu?
Sądzę, że tak. Ale to jest znowu taki proces przygotowawczy, w dodatku trochę przeszkadza ustawa, która wprowadza maksymalny, graniczny poziom opłaty parkingowej. Ta kwota w niektórych miejscach jest zbyt niska, ona powinna być zależna od popytu i podaży danego miejsca parkingowego. Jeżeli mamy miejsce w centrum Poznania, w którym jest szczególne zapotrzebowanie na parkowanie, kwotę trzeba podnieść, aby zniechęcić do przyjazdu samochodem lub aby poszukać miejsca, może bardziej odległego od celu, ale tańszego albo przyjechać tramwajem.
Często dyskutuję z zawziętymi zwolennikami tezy: „wszędzie tramwaje, zakazać wjazdu samochodom”, nie tędy droga. Mnie, „rowerowi fanatycy, uważają za tego, który wspiera ruch samochodowy, ale to nie jest prawda. Uważam, że w centrum miasta, zresztą jest to zapisane we wszystkich dokumentach urbanistycznych, powinien być pełen priorytet dla komunikacji zbiorowej. Nie oznacza to jednak, że ma być od razu zakaz wjazdu! Wszyscy powinni mieć prawo, żeby wjechać, ale intensywność ruchu powinna być modelowana przy pomocy narzędzi takich, jak choćby cena parkowania. I gdyby to w taki sposób uregulować, nie trzeba byłoby wprowadzać żadnych zakazów a jednocześnie powstałyby warunki ekonomiczne dla inwestorów chcących inwestować w parkingi podziemne albo budynki parkingowe. Uważam, że doprowadziłoby to do zniknięcia parkujących na ulicach śródmieścia samochodów.
Widzę, że pomysłów Pan Radny ma dużo. Ostatnią interpelację jednak złożył Pan w 2010 roku.
Bo ja z zasady, nie składam interpelacji. Dlatego, że interpelacja jest czymś, co daje alibi radnemu, że sprawą się zajął, ale proszę zrobić takie badanie, ile tych interpelacji przyniosło pozytywny skutek, a kiedy jest ona traktowana przez urzędnika, jako donos na niego. Jeżeli ja mam problem do rozwiązania, to zgłaszam problem odpowiedniemu decernentowi albo dyrektorowi jednostki i zazwyczaj wspólnie znajdujemy rozwiązanie. Właśnie po rozmowie z Panią, spotykam się z urzędnikiem, z którym umówiłem się, że będę rozmawiał na temat konkretnego problemu. Medialnie tego nie sprzedaję, ale rozwiązuję problem. I takich problemów w każdej kadencji rozwiązuję bardzo wiele, nikt o tym nie wie, poza tymi, których to dotyczy.
Moim zdaniem to jest najlepsza metoda, wówczas jeżeli idę z problemem do konkretnego urzędnika, to uzyskuję u niego zainteresowanie i chęć załatwienia sprawy. Na sesji przypomina to bardziej donos na niego. Jak zatem później rozwiązać konkretny problem? Proszę zwrócić uwagę jak w większości wyglądają odpowiedzi na interpelacje. One są na okrągło. Nie zamierzam ścigać się z radnymi na ilość interpelacji. W tej kadencji nie złożyłem żadnej, w poprzedniej też. Gdyby wskaźnik interpelacji był oceną radnego, to czy zostałbym wybrany siedmiokrotnie do Rady Miasta?
„Wygranie wyborów z dalszej pozycji przy tej ordynacji wyborczej, to jest dopiero frajda. Wówczas jest to rzeczywiście mandat dany przez wyborców, a nie przez liderów partii politycznej.”
Ja startowałem do rady miasta siedem razy. Tylko dwa razy z pierwszego miejsca. I to dlatego, że innego mi nie chciano dać (śmiech). Nie zabiegałem o to. W 1998r. jako wiceprzewodniczący AWS-u, startowałem na pierwszym miejscu, mimo że sam zaproponowałem dla siebie dalsze. AWS był koalicją, skonstruowaną z różnych partii politycznych. Obowiązywały parytety miejsc i jak ja zaproponowałem, że nie muszę z pierwszego miejsca startować, to konkurenci z innych partii powiedzieli: „nie, bo jak ty zrezygnujesz, to kogoś innego z twojej partii wstawicie na pierwsze miejsce zamiast Ciebie i będziecie mieli jednego radnego więcej, bo ty się dostaniesz z każdego miejsca” (śmiech).
A szczerze mówiąc, wygranie wyborów z dalszej pozycji przy tej ordynacji wyborczej, to jest dopiero frajda. Wówczas jest to rzeczywiście mandat dany przez wyborców, a nie przez liderów partii politycznej. Ja pokornie, co kadencję pytam moich wyborców: „ jak oceniacie moją pracę? Zdaję się na tą waszą ocenę.” Jak do tej pory, wyborcy siedmiokrotnie udzielili mi absolutorium.
To jest ważne, aby pokazać, że bez względu na to, z którego miejsca startuję, potrafię trafić do wyborców i wyborcy mi ufają. Gdybym był tzw. leniwym radnym, totalnie beznadziejnym, który tylko siedzi i zajmuje miejsce, to kto by na mnie głosował, tym bardziej z dalekiego miejsca?
I właśnie głosy wyborców są najlepszą, obiektywną oceną radnego.
A nie tam jakieś rankingi, które są zabawne. Np. na najlepszego radnego: „wyślij sms'a” I są radni, którzy wysyłają. Tracą bez sensu pieniądze, karmiąc swoje ego. A to nie ma najmniejszego wpływu na ocenę dokonywaną przez wyborców w dniu wyborów.
----------------------------------
Wywiad z radnym Wojciechem Kręglewskim powstał w ramach cyklu artykułów miastopoznaj.pl, w których rozmawiamy z poznańskimi radnymi. Dotychczas opublikowaliśmy rozmowy z następującymi osobami:
Janusz Kapuściński - m.in. o pracy radnego z perspektywy naukowca
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/2465-j-kapuscinski-jestem-bezkompromisowym-radnym
Grzegorz Jura - m.in o Ratajach
Ewa Jemielity - o polityce mieszkaniowej i problemie opieki szpitalnej
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1581-e-jemielity-lezy-mi-na-sercu-problem-z-budowa-szpitala-dzieciecego
Zbyszko Górny - o szybkim internecie i Parku Rataje
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1497-radny-walczy-o-szybki-internet-i-park-rataje
Michał Grześ - o kulturze w Poznaniu
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1447-m-grzes-chcialbym-by-sztuka-wyszla-na-ulice-szukala-widza
Grzegorz Ganowicz - o działalności samorządowej
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1415-grzegorz-ganowicz
Joanna Frankiewicz - o rozwoju północnej części Poznania
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1369-j-frankiewicz-priorytetem-sa-inwestycje-na-polnocy-poznania
Karolina Fabiś-Szulc - m.in o strefie parkowania
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1278-k-fabis-szulc-strefa-to-nie-tylko-czysty-fiskalizm
Małgorzta Dudzic-Biskupska - m.in o połączeniu życia zawodowego i rodzinnego
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1226-m-dudzic-biskupska-poznaniacy-nie-maja-wygorowanych-marzen
Michał Boruczkowski - m.in. o planach na tę kadencję
http://www.miastopoznaj.pl/polityka/1177-m-boruczkowski-odnosze-wrazenie-ze-nasze-miasto-troche-zastyga
Przemysław Alexandrowicz - m.in o sprawach oświaty w Poznaniu