CEZARY OSTROWSKI: MIASTO POWINNO BYĆ MECENASEM
Lubię pisać, dawać ludziom coś, co zrobię. Dawać, żeby wspólnie się ze mną tym bawili. Na tej zasadzie robię swoją muzykę, piszę drobne rzeczy w internecie. Można to wziąć, pobawić się tym, wykorzystać. Jeśli ktoś, tak jak ja zajmuje się twórczością amatorską, to znaczy, że robi coś z „chcenia”, niekoniecznie musi się z tego żyć. Wtedy należy się tym podzielić - opowiada w rozmowie z nami Cezary Ostrowski.
Marta Poprawa, Sebastian Borkowski: Do kogo Państwo kierujecie swój portal kulturaupodstaw.pl?
Cezary Ostrowski*: Istotny jest nie tyle adresat, ile treści, które chcemy promować. Myśmy nie zakładali, że to będzie informator repertuarowy, typu repertuar kin, teatrów. Założenie było takie, że wybieramy najbardziej interesujące nas wydarzenia w regionie i zapowiadamy je krótką zajawką. Potem ktoś od nas jedzie na takie wydarzenie, robione są relacje i dzielimy się tym. Chcemy prezentować rzeczy dla nas istotne w sposób jak najszerszy. Słowem, fotografią, dźwiękiem, filmem. W związku z czym powstaje coś w rodzaju repozytorium, to jest brzydka nazwa, ale nie znajduję teraz lepszej.
Ostatnio odnotowaliście Państwo ok. trzech tysięcy wejść dziennie na stronę. To dobry wynik i dobrze wróży. Ale czy obecność takiego portalu na rynku ma rację bytu?
On ma racje bytu z wielu względów. Oglądalność nie jest dominantą. Ona może być teraz nieco zafałszowana ze względu na kampanię reklamową, teraz więcej ludzi wchodzi na stronę. Myślę, że efekt będzie taki, że część ludzi zostanie, natomiast być może nie będzie ich aż tylu. Budując ten portal rozmawiałem z przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego, że dla mnie ideałem byłoby, gdyby było to dziennie ok. 1000, 1500 wejść. To byłoby naprawdę dobre, bo oznaczałoby, że jest to ok. 30-45 tysięcy wejść miesięcznie. Jak na portal opiniotwórczy, kulturalny to jest naprawdę huk. Ilość portali, które w tej chwili w Poznaniu mówiących jaki jest repertuar kin jest wystarczająca i to jest już obsłużone. My chcielibyśmy dać coś więcej i stworzyć, przy okazji opisując to wszystko, takie kompendium wiedzy na temat kultury Wielkopolski. Nie skupiamy się przy tym głównie na poznańskiej operze, teatrach, ale również, a może nade wszystko na małych imprezach w regionie. Często są niedoinwestowane informacyjnie, a przy tym bardzo ciekawe. Zwrotny sygnał z takich małych imprez regionalnych jest imponujący. Tam każdy jest mile połechtany tym, że został zauważony, że jest w tekście, na fotografii. Piszą do nas z zapytaniem czy mogą ściągnąć zdjęcia ze strony. Mamy taka zasadę, że przychylamy się do takich próśb. Większość rzeczy umieszczanych na naszej stronie jest na otwartej licencji, żeby można było z tego skorzystać.
Duży nacisk położony jest nawet nie na to aby był to portal opiniotwórczy, co dokumentujący…
Jestem wrogiem pewnej praktyki stosowanej przez instytucje typu NinA czy CYRYL które niszczą zdjęcia i dokumenty historyczne dodając do nich swoje logo. Moim zdaniem należałoby tego zaprzestać, gdyż deformuje to materiał historyczny w sposób nieodwracalny. My chcemy dawać materiał maksymalnie otwarty.
Nie chcemy również być tubą marszałka - kolejne otwarcie, przecięcie, sweet focie. Takie założenie zostało przyjęte wraz Departamentem Kultury Urzędu już na początku. Oni cieszą się, że jest to takie inne, takie nastawione na autentyczne dokumentowanie.
Pisał Pan do różnych czasopism muzycznych, napisał Pan tekst do „Głosu Wielkopolskiego”, współpracował Pan z telewizją. Teraz historia zatoczyła krąg i z powrotem wrócił Pan do mediów…
Ja nigdy w zasadzie od tego nie odszedłem, zawsze coś tam robiłem. Nawet jak pozornie nic się nie działo, nagle ni stąd ni zowąd napisałem „Śmierć w misiu”. Lubię pisać, dawać ludziom coś, co zrobię. Dawać, żeby wspólnie się ze mną tym bawili. Na tej zasadzie robię swoją muzykę, piszę drobne rzeczy w internecie. Można to wziąć, pobawić się tym, wykorzystać. Jeśli ktoś, tak jak ja zajmuje się twórczością amatorską, to znaczy, że robi coś z „chcenia”, niekoniecznie musi się z tego żyć. Wtedy należy się tym podzielić.
Jak wypadają w Pana porównaniu środowisko muzyczne w czasach gdy powstawał Pański zespół do tego jak to wygląda teraz?
- Nic się nie zmieniło, zawsze był mainstream. Jak myśmy zaczynali grać to były zespoły typu Maanam, Perfect grającą solidną, komercyjną muzykę młodzieżową. Funkcjonował również nurt twórczości punkowej, który próbował się skomercjalizować m.in. na festiwalu w Jarocinie. Byli ci, którzy pobierają tantiemy, ci, którzy nie pobierają tantiem a chcieliby je pobierać. I tym ostatnim nurtem był Jarocin. To były zespoły, które widać, że chciały grać, chciały grać handlowo. Zresztą widać to po karierach tych zespołów, jeździły w trasy, zajęły się „wytwarzaniem” muzyki alternatywnej. I był trzeci nurt, w który my się trochę wpisywaliśmy. Takie zespoły, którym totalnie nie zależało na zafunkcjonowaniu w oficjalnym obiegu. Zależało im tylko na przekazaniu jakiegoś komunikatu.
Wracając do początku lat 80-tych i do polskiej sceny muzycznej. Brygada Kryzys była wówczas zespołem kultowym. Dziś lider Brygady, Robert Brylewski, żyje na skraju ubóstwa. Jak to się stało i jak by to Pan rozwiązał?
Nie mam jednoznacznej opinii na ten temat. Jestem daleki od tego, aby robić z kogokolwiek kombatanta, tzn. byłeś, funkcjonowałeś to coś ci się należy. Z drugiej strony wiem, że państwo i jego agendy mają takie narzędzia pomocy tym ludziom jak stypendia, granty. Fajnie to rozwiązano we Wrocławiu. Miasto dało w pewnym momencie Lechowi Janerce pracownię – mieszkanie, warunki do tworzenia. Janerka w wyniku tego ostro wziął się do roboty, zaczęło coś powstawać. Można by to zrobić w ten sposób, że Brylu dostaje sobie pensje nie za to, że po prostu jest ale dostaje zadanie. Ma za zadanie zrobić coś, nawet można go zapytać „Brylu, co najchętniej byś zrobił?”. Na to będą pieniądze i dasz radę. Powstanie coś fajnego, ty będziesz miał kasę na życie… Ja bym to w ten sposób zrobił.
W mediach pojawiały się pogłoski, że mógłby Pan trafić do poznańskiego Wydziału Kultury. Czy to nie byłoby w jakimś stopniu dla Pana zamknięcie w pewnej formie?
Za „poprzedniej ekipy” brałem udział w konkursie na dyrektora wydziału. Mówiłem już, że jeśli będzie taka okoliczność to spróbuję. Ale gdybym miał się tym zająć, to na wspólnie ustalonych warunkach. Wyobrażam sobie stanięcie do takiego konkursu i wygraną, ale tylko wtedy gdy ktoś pozwoli mi zrealizować określony program. Wydział Kultury nie powinien być wyłącznie wydziałem „rachubowości” kulturowej. A ostatnio takim go postrzegam. Duży nacisk należałoby położyć na rozbudowanie funkcji analitycznych i przyzwolenie na faktyczny udział pracowników tego wydziału w kulturze. Należałoby przenieść punkt ciężkości z administrowania kulturą na pomoc w jej kreowaniu. Miasto powinno być mecenasem.
Czy zdecydował się Pan na udział w wyborach do Rad Osiedli?
Nie. Uważam, że nie powinienem bawić się w historie związane z moją okolicą dlatego, że ja czuję sytuację bardziej „globalnie”. Lubię patrzeć trochę szerzej, tzn. patrzeć na miasto jako całość. Prawdopodobnie byłbym zazdrosny względem innych dzielnic (śmiech)
Olgierd Rodziewicz - Bielewicz podał ostatnio Pana przykład jako osoby potrafiącej skupić wokół siebie ludzi. Udało się Panu zorganizować ludzi wokół kopca nad Maltą. Może to tak jest, że swoim działaniem przyciąga Pan ludzi?
Z tym działaniem pomysł był prosty. Tyle mówi się o poznańskich pomnikach. Zastanawiałem się zatem czy można wykreować taki pomnik, który nie będzie budził kontrowersji. Po pierwsze, niech on nie ma wyszukanej formy, po drugie, niech nie będzie związany z gruntem i po trzecie niech nic nie kosztuje. Jeśli do tego ma być związany z poznańską wartością czyli pracą organiczną, to może cierpliwie znośmy w jedno miejsce po kamyczku? Niech to ma formę prostej, symbolicznej czynności, przeniesienia kamienia i położenia go. I każdy może wziąć w tym udział. Ale radny Sękowski vel Sęk nazwał to kamieni kupą, sprawiając mi tym dużą przykrość. Ja się nigdy nie nabijałem z Pomnika Wdzięczności. Nie jestem za tym, żeby on powstał nad Maltą akurat. Ale nie nabijałem się z niego. Niechże on sobie stanie jako np. ołtarz w kościele, niech stanie przed nim. Jest tyle terenów kościelnych i przykościelnych. Ale może tu nie o to chodzi? Coraz bardziej widać po działalności tego komitetu, że chodzi raczej o obiekt kultu. Teraz chcą pomnik Jezusa wozić gdzieś na lawecie, stawiać go gdzieś na siłę. Ludzie mówią im : nie! A oni chcą zrobić straszną krzywdę wierze, jej symbolom. Powtórzę zatem, nie jestem przeciwnikiem budowania Pomnika Wdzięczności jako takiego. Jestem przeciwko budowie olbrzymiego obiektu kultu religijnego w przestrzeni publicznej nad Maltą. Bo to nie jest dla niego dobre miejsce i zgadzam się w tym względzie z wieloma zacnymi poznaniakami.
Zdjęcie pomnika kamieni nad Maltą, fot. https://www.facebook.com/groups/pomnikmalta
*Cezary Ostrowski: Muzyk, dziennikarz, kompozytor. Założyciel zespołu Bexa lala. Zastępca redaktora naczelnego portalu kulturaupodstaw.pl.
----------------------------------------
W ramach naszych piątkowych rozmów z osobami działąjącymi aktywnie w Poznaniu rozmawialiśmy już z:
Mateuszem Woźniakiem ze Stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania
- o Dworcu Głównym w Poznaniu
Olgierdem Rodziewiczem-Bielewiczem poznańskim społecznikiem i zawodnikiem brydżowym
- o Centrum Sportów Umysłowych
Patrycją Poczekaj przewodniczącą Parlamentu Samorządu Studentów UAM
- o reprezentowaniu uczelni i studentów
Katarzyną Lesińską z MPK Poznań
- o prowadzeniu profilu MPK w mediach społecznościowych
Łukaszem Kozłowskim ze Stowarzyszenia Wildecka Inicjatywa WILdzianie
- o tym czego potrzebuje Wilda
Pawłem Sztando z Rady Osiedla Stare Miasto
- o rewitalizacji śródmieścia
Michałem Kucharskim ze Stowarzyszenia Społeczna Inicjatywa Wyborcza Poznaniacy
- o centrach handlowych w Poznaniu
Janem Radomskim ze Stowarzyszenia Projekt Polska
- o Pomniku Wdzięczności nad Maltą
Franciszkiem Sterczewskim, aktywistą miejskim
- o zmianach po wyborach w Poznaniu
Pawłem Głogowskim ze Stowarzyszenia Ulepsz Poznań
- o budżecie obywatelskim
Lechem Merglerem ze Stowarzyszenia Prawo do Miasta
- o funkcjonowaniu Stowarzyszenia po wyborach