S.SZYNKOWSKI VEL SĘK: SAMORZĄDOWI TRZEBA POMÓC, ŻEBY MÓGŁ DZIAŁAĆ SKUTECZNIEJ
Wiele osób pyta mnie czy jeśli zostanę wybrany wyprowadzę się z Poznania. A ja tymczasem nie wyobrażam sobie życia poza naszym miastem, a do Warszawy jeśli już pojadę to po to, żeby załatwiać sprawy również dla stolicy Wielkopolski - mówi w rozmowie z nami Szymon Szynkowski vel Sęk, radny Prawa i Sprawiedliwości, kandydat do sejmu w tegorocznych wyborach parlamentarnych.
Sebastian Borkowski: Chciałem zacząć od wątku związanego z tym, czego Poznaniowi brakuje już od dłuższego czasu – czyli ministra w rządzie ze stolicy Wielkopolski. Nasze miasto od dłuższego czasu jest w tym aspekcie dyskryminowane. Co Pan, jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości z Poznania, może w tej sprawie zadeklarować?
Szymon Szynkowski vel Sęk: W pełni się z Panem zgadzam. Poznań nie ma szczęścia do posiadania pewnej bazy pierwszoligowych polityków, którzy dbaliby o jego interes. Jest paradoksem, że Wrocław ma takich polityków, jak chociażby Grzegorz Schetyna, Jacek Protasiewicz, z PiSu Adam Lipiński. Także Szczecin ma Joachima Brudzińskiego czy Sławomira Nitrasa, Bydgoszcz też ma liderów, którzy są znani, a Poznań w zasadzie od początku lat 90tych, kiedy to takimi osobami w wymiarze ogólnopolskim była premier Hanna Suchocka, w pewnej mierze jeszcze na początku XXI wieku Krystyna Łybacka jako minister, nikogo takiego do niedawna nie posiadał. Dopiero po ostatnich eurowyborach, mamy europosła z Wielkopolski – Ryszarda Czarneckiego – który objął funkcję wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. O ile można jeszcze zrozumieć, chociaż nie powinniśmy się z tym godzić, że poznaniacy nie są brani do rządu, o tyle posłowie krajowi z Poznania również nie zajmują funkcji, które wykorzystywali by decyzyjnie.
Ale dlaczego Pana zdaniem możemy się z tym pogodzić? Przecież to jest realny wpływ na wiele kwestii.
Chodziło mi o to, że nie zawsze od nas zależy, czy premier postawi na osobę z Poznania, ale już od posłów zależy, jaki mają posłuch w rządzie. Jak kształtują rzeczywistość. I Rafał Grupiński, który jest przewodniczącym klubu parlamentarnego, na pewno ma większe narzędzia do tego, żeby mieć większy wpływ rzeczywistość niż jest to obecnie. Waldy Dzikowski wydawało się, że jest znaną, rozpoznawalną postacią i będzie miało to przełożenie na konkretne wpływy, a tymczasem jest gdzieś schowany od paru lat. Inni posłowie PO są kompletnie anonimowi. Chciałbym również, żeby posłowie Prawa i Sprawiedliwości, których mam nadzieję będzie więcej niż dotychczas, mieli dynamikę i siłę przebicia. Liczymy na czterech posłów z Poznania.
Ponieważ mamy naprawdę mocną listę, mogę zadeklarować, że posłowie PiS z Poznania, którzy tylko zostaną wybrani, będą osobami, które już się w jakimś obszarze sprawdziły. Jestem przekonany, że do drzwi ministerstw będą pukały z odwagą. Również ja, nie mając z tym problemu w naszym mieście, zostając posłem nie będę miał tego problemu w Warszawie.
Prawo i Sprawiedliwość ma szansę utworzyć rząd po najbliższych wyborach. Jest szansa na ministra od nas?
Mówi się o tym, że dwoma potencjalnymi ministrami mogą być osoby, które są lub były w przeszłości mocno z Poznaniem związane. Mam na myśli tutaj Pawła Szałamachę, który startuje z trzeciego miejsca, jak i Konrada Szymańskiego, który jest typowany bądź na stanowisko w ministerstwie spraw zagranicznych, bądź w nowym ministerstwie integracji europejskiej, które Prawo i Sprawiedliwość planuje utworzyć. Te dwa wymienione nazwiska nie wyczerpują zresztą listy poznańskich ministerialnych szans. Ta sytuacja więc powinna się zdecydowanie poprawić.
A gdzie jest w tym wszystkim miejsce dla Pana? Pytam również dlatego, że wielu poznaniaków kojarzy Pana przede wszystkim z pracy w mieście, jako radnego pracującego w opozycji - wcześniej wobec prezydenta Grobelnego, a obecnie Jaśkowiaka, czy jako przewodniczącego komisji rewizyjnej. To nie jest ta sama działalność .
Po 9 latach działalności w samorządzie dokonałem takiego podsumowania i widzę, że z jednej strony naprawdę wiele rzeczy się udało zrobić – praca w komisji rewizyjnej, wiele projektów uchwał. Z drugiej strony osobistą główną satysfakcją, jest jeszcze co innego np. pomoc rodzinie, która w 8 osób mieszkała w kawalerce, czy małżeństwu, w którym mąż jest niepełnosprawny przeprowadzić się z do większego mieszkania. To są konkretni ludzie, przykłady spraw, które udało się pozytywnie rozwiązać.
No tak, ale od posła oczekuje się trochę innej działalności. Nie mówię, że to o czym Pan wspomina nie jest ważne, ale na poziomie krajowym oczekuje się skupienia na innych elementach.
Zgadza się, ale przecież było też szereg osób, które się zgłaszały do mnie, a którym ja nie mogłem pomóc, bo napotykałem na bariery ustawowe, w różnych dziedzinach. Często takich, w których wszelkie kwestie decyzyjne nie są po stronie miasta. W wielu przypadkach ustawodawca nakłada na radnych obowiązki błahe, a nie daje im narzędzi do rozwiązywania spraw poważnych dla mieszkańców. I uznałem, że ten stan rzeczy wymaga zmiany. Wiem, w których miejscach są ten mankamenty i to jest jeden z elementów, którym chciałbym się zająć w sejmie.
A co z Pańską obecnością w Związku Miast Polskich?
Przez pół roku dobrze zobaczyłem jak rząd lekceważył głos samorządu. I powiem szczerze, że to też była dla mnie taka nauczka, że związek, w którego skład wchodzą przedstawiciele 300 miast, burmistrzowie, prezydenci, ma tak słabą pozycję w rozmowach z władzą krajową. Tak w przyszłości być nie może i jeżeli uda mi się po wyborach zostać posłem, chciałbym zaproponować związkowi taką formułę, w której byłbym kimś w rodzaju obserwatora, łącznika, Zarządu Związku Miast Polskich np. z Komisją Samorządu Terytorialnego w sejmie. Formalnie członkiem zarządu z Poznania, w takim przypadku, nie będę już mógł być, ale dzięki takiemu rozwiązaniu głos miast, w tym Poznania, byłby bardziej słyszalny.
Trochę tak jak Pana słucham mam wrażenie, że chce Pan żeby samorządowiec trafił do Sejmu.
Bardzo chcę, żeby ten mój związek z samorządem nadal pozostał. Wiele osób pyta mnie czy jeśli zostanę wybrany wyprowadzę się z Poznania. A ja tymczasem nie wyobrażam sobie życia poza naszym miastem, a do Warszawy jeśli już pojadę to po to, żeby załatwiać sprawy również dla stolicy Wielkopolski. Siedzi we mnie w sercu 9 lat samorządu, ale trzeba też mu pomóc, żeby mógł działać skuteczniej.
Czy w momencie, w którym zostanie Pan posłem, ważniejsza będzie dla Pana przynależność partyjna, czy związek z Wielkopolską i Poznaniem? Pytam o to również dlatego, że często poseł stoi przed dylematem, czy głosować tak jak cała partia, czy wręcz odwrotnie, ale zgodnie z tym co będzie lepsze dla regionu, z którego został wybrany.
Rzeczywiście, tak często jest, szczególnie np. podczas głosowań dotyczących budżetu państwa, kiedy to zgłaszane są różne poprawki lokalne. Powiem tak - dla mnie trzy elementy są równie ważne. To znaczy z jednej strony dobro Poznania, o którym jako wieloletni samorządowiec w oczywisty sposób nie zapomnę. Z drugiej dobro kraju, bo muszę patrzeć w perspektywie całej Polski. Tak jak radni głosują nad poprawkami dotyczącymi całego miasta, mimo że przecież zostali wybrani w poszczególnych dzielnicach. Są zresztą tacy radni, którzy ludzi zgłaszających się z interwencjami odsyłają do radnych z ich okręgu wyborczego. Ja akurat zawsze w takim momencie protestowałem, bo jestem radnym całego miasta, a nie tylko któregoś okręgu. Tak samo w sejmie, jeśli zostanę posłem zajmę się każdym zgłoszeniem, nie tylko z Poznania.
Ale trzecia rzecz też jest ważna i nie zamierzam się od niej odcinać. Identyfikuję się z programem Prawa i Sprawiedliwości, w zdecydowanej większości kluczowych spraw, jestem wszakże w tej partii od 13 lat. Jeżeli pewne decyzje będą zapadać na zasadzie konsensusu, to ja będę starał się te decyzje respektować.
Chciałbym jeszcze nawiązać do samej partii, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Jakiś czas temu w rozmowie z naszym portalem prof. Rafał Drozdowski stwierdził, że „poznański PiS zdaje się nie mieć twarzy Antoniego Macierewicza”. Pan w swoich wypowiedziach, postach w mediach społecznościowych, zawsze podkreślał, żeby nie oceniać Pana z perspektywy tego, jak niektóre osoby postrzegają skrajne postawy w PiS. Czy podtrzymuje Pan ten punkt widzenia?
Prawo i Sprawiedliwość jest partią szeroką, ale jest to szerokość inaczej rozumiana niż w Platformie, gdzie może się znaleźć po prostu każdy. W PiSie są różne nurty, każdy ma swój koloryt, ale jest jasne, że będąc w tej partii jesteśmy zwolennikami silnego państwa, konserwatywnych wartości, tego, żeby bardziej opiekować się słabszym, pojedynczym człowiekiem, niż stawiać na wspieranie wielkich koncernów, które mają w kraju sporo do powiedzenia. A to, że każdy mówi to w różnej formie, natężeniu, podkreślając sprawy, które są dla niego osobiście bardziej ważne, to bardzo dobrze. Rolą wyborcy jest, żeby z tego wachlarza osobowości coś sobie wybrać. I myślę, że moja osoba też w tą ofertę dla wyborcy się wpisuje.
Podsumowując naszą rozmowę, jakby miał Pan podać jedną deklarację, ze wszystkich, które Pan ma, zachęcającą do tego, żeby oddać głos na Pana, to co by to było?
Nie wymienię punktu programowego, bo jest ich kilka, ale powiem o czymś, co nazywam wizją sprawowania mandatu posła. Ja mogę obiecać, że jeżeli zostanę posłem, to moje biuro nie będzie miejscem, w którym po prostu pracują pracownicy i o 15 wychodzą do domu, ale będzie pewnym mini instytutem myśli politycznej i biurem pomocy obywatelskiej. Będą tam pełnić dyżury samorządowcy, będą tam bezpłatne porady prawne, będą się tam spotykali eksperci i członkowie różnych stowarzyszeń. To ma być taka lokalna kuźnia myśli społeczno-politycznej, z której wynika coś dobrego dla mieszkańców, a nie tylko ja siedzący tam sam i sekretariat, który odnotowuje kolejnych klientów. I właśnie to chciałbym zaproponować poznaniakom, jako nową formułę sprawowania mandatu posła.