MEDYCYNA I HIGIENA W RENESANSOWYM POZNANIU
Poznań w okresie renesansu mógł poszczycić się kilkunastoma wybitnymi lekarzami, którzy mieszkali wówczas w tym mieście, a których sława docierała do odległych zakątków Europy. Duży postęp dokonał się także w dziedzinie czystości miasta i dbałości jego mieszkańców o czystość, choć na tym polu wiele spraw nie udało się uregulować, o czym świadczą liczne epidemie nawiedzające gród Przemysła.
Poznań nad Wartą, jedną z większych rzek położony, pierwsze po Krakowie między miastami polskimi trzyma miejsce, tak pod względem piękności i wspaniałości budowli jako też mnóstwa kupców i rzemieślników oraz obfitości we wszystko, co koniecznych potrzeb do życia i zbytku dotyczy. Tak o szesnastowiecznym Poznaniu pisał sekretarz króla Stefana Batorego, Jan Krasiński. Renesansowy Poznań rzeczywiście należał do największych, najbogatszych i najpotężniejszych miast w Polsce. Jagiellonowie nie szczędzili mu przywilejów, miasto zamieszkiwali przedstawiciele kilku narodowości, a podczas jarmarków można było kupić towary z całej Europy, a nawet spoza jej granic. Poznań był regularnie odwiedzany przez królów i innych notabli. Miasto było już w dużej części murowane i nowoczesne, zmagało się jednak z tymi samymi problemami, co największe miasta renesansowej Europy.
Czyste ulice to czyste miasto
Rajcy miejscy zdawali sobie sprawę, jak ważny dla miasta jest jego wygląd. Poznań musiał dbać o swoją reputację, aby przyciągać kupców, artystów, notabli i podróżników, którzy później nieśli w świat sławę grodu Przemysła. Prestiż przyciągał pieniądze, a rajcom, którzy w większości wywodzili się z bogatego kupiectwa, nie trzeba było tego wyjaśniać. W pierwszej kolejności więc dbano o czystość ulic. Ulice, przynajmniej te główne, prowadzące od bram miejskich do rynku, a więc: Wielka, Wroniecka i Wrocławska, były przestronne, utwardzone i często czyszczone, rynek zaś, wybrukowany. Każdy właściciel posesji zobowiązany był do zamiatania ulicy przylegającej do jego posesji aż po ściek, który płynął środkiem ulicy.
Ścieki odprowadzane były do fos, a władze miejskie dbały o ich drożność. Mieszczanie musieli także utrzymywać czystość na tyłach zabudowań. Nieustannie przypominano o zakazie wypuszczania na ulice świń i innych zwierząt domowych, chętnie trzymanych przez mieszczan poznańskich w zabudowaniach gospodarczych przylegających do domostw. Mimo tego, tysiące zwierząt przemierzało codziennie ulice Poznania. Głównie były to konie pociągowe, ale także bydło prowadzone na jarmarki. Poznań leżał na szlaku handlowym ze wschodu na zachód, po którym pędzono bydło na sprzedaż. Śmieci zobowiązani byli początkowo wywozić chłopi pańszczyźniani z trzech wsi należących do miasta: Jeżyc, Winiar i Kundorfu (okolice dzisiejszych ulic: Libelta, Chopina, Alei Niepodległości i parku Moniuszki). Od 1528 r. zwolniono chłopów od tych powinności w zamian za stałą opłatę roczną. Od tej pory odpowiedzialnym za wywóz śmieci i padliny odpowiedzialny był kat miejski, za osobną opłatą. Jak wiemy, kat był osobą prawdziwie wielozadaniową. Oprócz ścinania, wieszania i okaleczania skazańców, zajmował się on także łapaniem bezpańskich psów, wspomnianym już wywozem śmieci i opieką nad miejskim domem publicznym, znajdującym się przy ulicy Woźnej.
Ważną inicjatywą ułatwiającą życie mieszkańców renesansowego Poznania, były wodociągi, których budowę rozpoczęto w 1521 r. Być może była to zasługa piwowarów, którzy bez czystej wody nie byliby w stanie uprawiać swego zawodu. Zresztą piwowarzy byli jedyną grupą ludności w Poznaniu (poza Żydami), którzy płacili za wodę. Wynikało to najpewniej z ilości wody przez nich zużywanej. Wodę dostarczano do Poznania z jeziora Strzeszyńskiego za pomocą podziemnych rur, które dostarczały wody do czterech publicznych studni, umieszczonych w rogach rynku (pamiątką po tych studniach są dzisiejsze fontanny: Neptuna, Marsa, Prozerpiny i Apolla). Wodę doprowadzano rurami miedzianymi lub drewnianymi. Dwie fontanny znajdowały się w dzielnicy żydowskiej, a ponadto część domostw miało własne studnie, np. pałac Górków.
Oglądać w jatkach mięso czyli zdrowe
Władze miasta dbały nie tylko o czystość Poznania, ale także, a może przede wszystkim o zdrowie obywateli. Jeszcze w XV w. wydano zakaz sprzedaży ryb, które trafiły na stoły sprzedających dzień wcześniej. W 1536 r. magistrat nakazał rzeźnikom bić wyłącznie zdrowe bydło. Władze cechu rzeźników powołały specjalnych kontrolerów, do obowiązków których należało sprawdzenie czystości przed jatkami i kontrolowanie jakości sprzedawanego mięsa. Jeśli mięso nie spełniało wymagań, wyrzucano je do rzeki. Jeśli ktoś spośród rzeźników zrzeszonych w cechu sprzedał np. chorą świnię, wówczas wieszano mu na rzeźni tablicę z wymalowaną świnią, co miało ostrzec klientów. Prócz tego, winowajca musiał zapłacić karę w pieniądzach i wosku.
Higiena osobista
Napisałem już kiedyś łaźniach w Poznaniu w tekście: „O poznańskich łaźniach”, warto jednak mimo tego poświęcić trochę miejsca sprawie czystości mieszkańców stolicy Wielkopolski. Już w średniowieczu łaźnie odgrywały ważną rolę w życiu codziennym poznaniaków, a właściciele tychże zakładów, należeli do wyjątkowo majętnych obywateli, choć powszechnie pogardzano ich zawodem. Uczniowie i czeladnicy mogli się kąpać na koszt cechu, a urzędnicy miejscy na koszt miasta. Co prawda, w czasach nowożytnych zaczęto kwestionować dobroczynny wpływ wody na ciało człowieka i kąpano się coraz rzadziej, ale w XVI i w pierwszej połowie XVII w. w Poznaniu łaźnie były jeszcze tłumnie odwiedzane przez poznaniaków.
Oprócz czystości, dużą wagę przykładano do bielizny osobistej. Produkowano ją na miejscu w Poznaniu, a także szyto z tkanin sprowadzanych ze Śląska, Niemiec, Szwajcarii i Holandii. Do prania bielizny używano mydła wytwarzanego z masła, sadła i łoju. Już w XV w. powstał w Poznaniu cech mydlarzy. W zasadzie mydła używano głównie do prania, rzadziej do mycia ciała. Dla osób zamożnych, sprowadzano z Wenecji specjalne mydło migdałowe. Używano także proszku do mycia zębów. Włosy czesano przy pomocy grzebieni drewnianych, rogowych i z kości słoniowej.
W służbie Eskulapa
Zazwyczaj w przypadku niegroźnych chorób, leczono się ziołami bądź nalewkami. W razie złamania czy zwichnięcia kości, konieczna była pomoc miejskiego cyrulika. Kiedy jednak mieszkańcy ciężej chorowali, należało wezwać lekarza. Na szczęście, w renesansowym Poznaniu ich nie brakowało. Mało tego, spora ich część to wysokiej klasy specjaliści po zagranicznych studiach. Najwybitniejszym z nich był oczywiście Józef Struś (1510 – 1568), absolwent Akademii Lubrańskiego, Akademii Krakowskiej i uniwersytetu w Padwie, gdzie uzyskał doktorat, a nawet został wicerektorem tej uczelni. Po powrocie do Poznania mianowano go nadwornym lekarzem Andrzej Górki, ten z kolei polecił go uwadze Izabelli Jagiellonki, żony króla węgierskiego Jan Zapolyi i wraz z nią wyjechał na Węgry w charakterze jej osobistego lekarza. Brał także udział w poselstwie do sułtana tureckiego Sulejmana Wspaniałego, którego podobno miał wyleczyć. Większą część swej medycznej kariery poświęcił badaniom nad sercem i układem krążenia, czego owocem była słynna praca O tętnie. W uznaniu zasług, Struś był kilka razy wybierany na burmistrza Poznania, a magistrat przyznał mu miejsce na grobowiec w kościele farnym św. Marii Magdaleny, co stanowiło szczególne wyróżnienie. Niestety, grobowiec uległ zniszczeniu wraz z kościołem w drugiej połowie XVIII stulecia.
Wybitnym poznańskim lekarzem był także Stefan Mikan, nadworny lekarz biskupów i kapituły poznańskiej, absolwent uniwersytetu w Bolonii. Za swoje zasługi uzyskał nobilitację. Na swój dwór usiłowała ściągnąć go królowa szwedzka Katarzyna Jagiellonka, żona Jana III Wazy, ale Mikan nie przyjął tej propozycji. Absolwentem uniwersytetu w Bolonii był także Gaweł Chraplowski (zm. w 1622), który przez jakiś czas praktykował w Poznaniu, zanim nie został osobistym lekarzem króla Zygmunta III Wazy. Do legendy przeszedł także Stanisław Niger Chróściejewski (1515 – 1583) oraz jego syn Jan Hieronim (1555 – 1627/28). Stanisław Niger był doktorem medycyny i filozofii. Pisywał także poezję. Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej z Mazowsza. Ukończył studia w Lipsku, Wittenberdze i Padwie. Podczas studiów w Niemczech, stał się zwolennikiem Reformacji. Po powrocie do Poznania został lekarzem Górków, rajcą i burmistrzem. Dzięki praktyce lekarskiej, zdobył znaczny majątek, a o rady prosił go sam król Zygmunt August. Sztukę medyczną praktykował także syn Stanisława Nigra, Jan Hieronim, absolwent Akademii Lubrańskiego, Akademii Krakowskiej i uniwersytetu w Padwie, gdzie uzyskał doktorat z medycyny i filozofii. W 1583 r. w Wenecji ukazał się jego traktat O chorobach dziecięcych, który był pierwszym systematycznie opracowanym podręcznikiem pediatrii i był w powszechnym użyciu aż do XVIII w. On także pełnił funkcję burmistrza Poznania.
Epidemie
Klęskami, które stanowiły nieodłączny element życia miasta były: pożary, powodzie i zarazy. Najstraszliwsze z nich były epidemie. Co kilka lat nawiedzały one miasto, wywołując paniczny strach. Traktowano je często jako karę bożą za grzechy i wezwanie do pokuty. Astrologowie z kolei oskarżali gwiazdy o wybuch epidemii. Kiedy już wieści o zarazie docierała do miasta, widziano jedynie dwa sposoby, aby się przed nią ochronić: zamykanie bram i niewpuszczanie nikogo do miasta lub, wprost przeciwnie – ucieczka gdzie pieprz rośnie. W pierwszym przypadku, miastu groził głód, a co najmniej gwałtowny wzrost cen żywności. Co do ucieczki, oczywiście wszyscy uciec nie mogli. Obawiano się rabunków pozostawionych bez opieki domów. Zakaz wyjazdu z Poznaniu mieli lekarze, cyrulicy, księża i… grabarze. Sławny astrolog poznański, Kasper Goski zalecał tym, którzy jednak musieli pozostać w mieście, unikać łaźni, wietrzyć mieszkanie, palić w piecu nawet przy wysokiej temperaturze, okadzać domostwa jagodami jałowca, ziołami, bursztynem, siarką lub lać ocet na rozpalone kamienie. Mimo tego, zarazy i tak dziesiątkowały ludność miasta.
Tak wielką zarazę z 1568 r. opisywał wybitny pisarz miejski Błażej Winkler: W roku Pańskim 1568 w miesiącu lipcu prawie od samego jarmarku św. Jana Chrzciciela zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać na Chwaliszewie, a wreszcie powoli rozpostarła swe panowanie aż na przedmieścia, i w końcu na samo miasto Poznań. Chociaż starano się ze wszystkich sił, by ów szał zarazy nie srożył się dalej, to jednak – widocznie Bóg tak chciał – nie tylko nie zatrzymała się, ale coraz to bardziej i bardziej przybierając na sile i mocy, grasowała nie tylko wokół i w obrębie całego miasta, lecz także we wszystkich pobliskich wioskach i miastach, a zwłaszcza w Gnieźnie, Pyzdrach, Środzie, Szamotułach, Rogoźnie, Łobżenicy, Czarnkowie, a nawet we Wrocławiu i okolicach, tak że nawiedziła prawie wszystkie miejscowości leżące w owych regionach. Srożyła się ta zaraza aż do Bożego Narodzenia i pochłonęła ogromną liczbę ludzi, około lub nawet ponad sześć tysięcy, zarówno w mieście Poznaniu i na przedmieściach, jak i na Chwaliszewie i Śródce. Ten cytat dobrze chyba oddaje strach, jakim w obliczu zarazy żyli dawni poznaniacy.
Poznań renesansowy był miastem dużym i znaczącym, a mieszkańcy przedsiębiorczy i pewni siebie, ale nawet oni, mimo ogromnych zmian cywilizacyjnych, jakie zaszły w ciągu XVI w., byli bezsilni wobec epidemii i innych klęsk, jakie stały się udziałem stolicy Wielkopolski. Nie mniej, okres renesansu słusznie jest uważany za „złoty wiek” Poznania.
Źródło:
Kronika poznańskich pisarzy miejskich, opracowana przez J. Wiesiołowskiego, Poznań 2004.
L. Sieciechowiczowa, Życie codzienne w renesansowym Poznaniu 1518 – 1619, Poznań 1974.
Wielkopolski Słownik Biograficzny, praca zbiorowa pod redakcją A. Gąsiorowskiego i J. Topolskiego, Poznań 1981.