W POZNANIU JUŻ CISZA. SUBIEKTYWNIE O AEROFESTIVALU
Aerofestival już za nami. Jako wieloletnia fanka lotnictwa i wszystkiego co z nim związane, mogę śmiało stwierdzić, iż fenomenalnie spędziłam weekend w towarzystwie spektakularnych pokazów, niesamowitych pilotów i ludzi, którzy doceniają ich umiejętności oraz precyzję. A pozostali... mają już ciszę i spokój.
Jak na lokalną patriotkę przystało, zacznę od poznańskiej Grupy Żelazny – formacji słynącej z wykonywania najtrudniejszych i najbardziej widowiskowych ewolucji w powietrzu. Na Aerofestivalu w składzie trzech samolotów i jednego szybowca pokazali niesamowite akrobacje, zarówno w zespole jak i indywidualnie – na szybowcu i w samolocie. Poza tym pochwalę się, iż widziałam przedpremierowy pokaz swojej ukochanej ekipy. W sobotę, przed wyjściem z domu podziwiałam z balkonu ich ostatni trening przed show na Ławicy. Tradycyjnie dali radę! :)
Na Aerofestivalu ucieszyła mnie także obecność Jerzego Makuly, polskiego pilota szybowcowego specjalizującego się w akrobacji. To niezaprzeczalnie ważna postać dla polskiego lotnictwa! Wielokrotny mistrz świata w akrobacji szybowcowej, 8-krotny mistrz świata w drużynie, 3-krotny indywidualny mistrz Europy, który za swoje osiągnięcia sportowe i za działalność na rzecz popularyzacji sportów lotniczych otrzymał Medal Stulecia FAI. Na pokazie pan Jerzy nikogo nie zaskoczył – naturalnym jest, iż po mistrzu można spodziewać się mistrzowskiego pokazu. Było wybornie!
Jeżeli już miałabym trochę ponarzekać, to stwierdziłabym, że na pokazie zabrakło obecnego w roku ubiegłym mojego ulubionego pilota – Artura Kielaka. To niezwykle miły i opanowany człowiek, który w powietrzu przeistacza się w prawdziwego szaleńca. On nie oszczędza ani siebie, ani maszyny. Poza tym, co także lubię często podkreślać, Artur do maja 2009 roku latał w Grupie Akrobacyjnej Żelazny. Można zatem śmiało stwierdzić, że jego ponadprzeciętne umiejętności to też w pewnym sensie zasługa poznańskich wzorców. Długo jednak za Arturem „nie płakałam”, bo to co można było ujrzeć na niebie – było wprost zjawiskowe!
Niezwykle przypadł mi do gustu pokaz Solo Turk. Ogromna dawka adrenaliny, energii oraz wielka żywiołowość. Tak w trzech podstawowych słowach można opisać to, co działo się na niebie. Ponadto turecki Fighting Falcon jest wyposażony w wyrzutnie flar i wytwornicę dymu, co daje niesamowite efekty wizualne. Także Zespół Akrobacyjny Orlik robił wrażenie na widzach! W szczególności, iż Orlik to maszyna, która nie została skonstruowana z myślą o akrobacji. Piloci mają zatem naprawdę trudne zadanie i za to należy im się wielki szacunek oraz podziw dla niebywałych umiejętności! Obecnie zespół lata w składzie ośmiu samolotów, prezentując program składający się z figur akrobacji zespołowej oraz pokazu pilotażu indywidualnego.
Jednak to, co na fanach lotnictwa robi największe wrażenie, co niektórych drażni – bo maszyny (a już na pewno dwie ostatnio wymienione), delikatnie rzecz ujmując – do cichych nie należą. Co prawda trudno jest mi się odnieść do tej kwestii, bo jestem stronnicza, ten „hałas” lubię, a na Aerofestival nie potrafię spojrzeć jako na problem. W szczególności, że to są dwa dni w roku (plus czas treningowy), sam program pokazów także był udostępniony wcześniej, więc można było spodziewać się „głośnych” atrakcji. Chociaż, przyznam szczerze, iż nie słyszałam ani w roku ubiegłym, ani w tym od znajomych (których lotnictwo absolutnie nie interesuje), że coś im przeszkadzało. Komentarze odnosiły się raczej do efektów wizualnych i opisywały niesamowite pokazy na poznańskim niebie lub ewentualnie brzmiały tak: "było słychać, lecz po pewnym czasie przestałem zauważać". O tym, że to głośne i denerwujące poinformował mnie i to szczątkowo – Facebook.
W mojej ocenie Aerofestival to fajna, duża impreza przygotowana nie tylko z myślą o fanach lotnictwa. Będąc na wydarzeniu, co rusz spotykałam znajomych, którzy na co dzień nie fascynują się zbytnio samolotami. Część z nich była z ciekawości, inni chcieli po prostu mile spędzić czas. Zapytani o to czy denerwuje ich hałas, odparli: „to co tu się dzieje, jest po prostu wow!”. Ale fakt, tę bliskość „ogłuszającego huku” wybrali świadomie.
Owszem, prawdziwi fani lotnictwa mogą sobie wyjechać na tego typu imprezy w inne zakątki Polski, Europy czy świata. Co prawda Air Show w Radomiu organizowane jest co dwa lata (i akurat w tym roku będzie tam cisza), ale to nie jest jedyne miejsce, gdzie można podziwiać pokazy najlepszych z najlepszych. Opcji jest wiele, jednakże myśląc w ten sposób, za jakiś czas faktycznie odrzucimy w Poznaniu wszystko, co jest rozrywką, ale generuje pewien problem i jak poznaniak będzie chciał wybrać się na koncert, to zaproponuje mu się Berlin. Gdy zechce posłuchać Jean'a Michel'a Jarre'a na żywo, to otrzyma werbalne zaproszenie do Łodzi czy Katowic. Juwenalia przecież też niektórym przeszkadzają, bo studenci nie potrafią się zachować. W ogóle to zapraszajmy ich do miasta, niech tu się uczą, ale... imprezy to niechaj odbywają się już poza jego granicami!
Powracając do tematu Aerofestivalu, jestem bardzo szczęśliwa, że impreza powróciła do mojego miasta. Szczęśliwa i dumna, gdy rozmawiając z tureckimi pilotami co chwile słyszałam komplementy odnośnie naszego przygotowania, świetnego miejsca i przemiłych mieszkańców. „Stolicą Polski jest Aerofestival!' - krzyczeli. A ja razem z nimi, bo przypomniał mi się mój jeden z ostatnich wpisów, w którym właśnie posłużyłam się podobnym stwierdzeniem, ale w sferze gdybania.
Tu link: czy Poznań ma szansę stać się polską stolicą lotnictwa?