BARIERKOZA W MIEŚCIE
Pięknie i bardzo bezpiecznie – tak można krótko opisać to, co dzieje się w mieście. Barierki zdobią, zapewniają bezpieczeństwo, powinniśmy zatem chcieć ich więcej! Obarierkujmy Poznań! Nie, spokojnie. Nie piszę tego na poważnie...
- Skoro barierki zapewniają bezpieczeństwo, to może warto obarierkować więcej Poznania? Tak wzdłuż ul. Fredry, potem przy linii tramwajowej na Jeżycach czy Wildzie? Będzie pięknie i bardzo bezpiecznie – ironizuje radna Klaudia Strzelecka, dodając, iż trochę niepokoi ją takie podejście do budowania otwartego centrum Poznania.
Pisząc to na swoim oficjalnym profilu na Facebooku, radna odniosła się do odpowiedzi na interpelację w sprawie barierek ustawionych przy ul. Zielonej między Kupcem a placem Bernardyńskim. W odpowiedzi Maciej Wudarski przekonuje, iż wzdłuż wyżej wymienionych ulic ustawiono barierki z uwagi na priorytet dla transportu tramwajowego i w celu umożliwienia poruszania się tramwajów z większą prędkością. - W związku z powyższym likwidacja istniejącego ogrodzenia nie jest uzasadniona ze względów bezpieczeństwa – czytamy.
Skoro tak, to może warto poszukać w mieście innych niebezpiecznych, pozbawionych barierek miejsc i zaalarmować władze? Skoro mamy czuć się bezpiecznie, to tych barierek powinno stanąć zdecydowanie więcej! I to koniecznie z łańcuchami! Ciężko stwierdzić, jak dają radę w Katowicach, gdzie niedawno odbył się remont i zrezygnowano z tego typu zabezpieczeń w centrum. Jak można zresztą przeczytać na profilu radnej Strzeleckiej: „dla zwiększenia bezpieczeństwa zielone światła, gdy zbliża się tramwaj zmieniają się w czerwone. Wszystko bardzo ładnie funkcjonuje... szkoda, że u nas nadal funkcjonuje zasada barierkozy”. Cóż, taka poznańska „moda”. Chociaż z drugiej strony jakby się nad tym zastanowić, prezydent Jacek Jaśkowiak wielokrotnie wspominał publicznie, że „Poznań mój widzę otwarty”. Chyba jednak nie miał na myśli kwestii przestrzennej. Tu chodziło o coś głębszego i bardziej światopoglądowego. Przyziemnie możemy być zatem „zabarierkowani”.
Radna sporządziła jednak kolejną interpelację, tym razem z prośbą o likwidację barierki umieszczonej przy zejściu na przystanek PST Słowiańska oraz budowę chodnika łączącego ten przystanek z marketem Biedronka. Uzasadnia to tym, iż wiele osób – w szczególności studentów zamieszkujących pobliskie Domy Studenckie, korzysta z tego przejścia, a w związku z grodzeniem terenu muszą przeskakiwać wspomnianą barierkę. - Jej likwidacja oraz budowa chodnika poprawiłaby komfort nie tylko osób codziennie tam przechodzących, ale i osób niepełnosprawnych, które odtąd mogłyby swobodnie tamtędy przechodzić – przekonuje. W tej sprawie powstała petycja, pod którą o podpisy zabiegają Stowarzyszenia: „Projekt Poznań” oraz „Studenci dla Rzeczypospolitej” oddział Poznań.
Ze szczegółami można zapoznać się na stronie wydarzenia.
Tak tylko zastanawiam się, w jaki sposób barierka przy PST Słowiańska zapewnia bezpieczeństwo, skoro i tak jest przeskakiwana przez żaków? Robią to na własne ryzyko, a władza ma podkładkę, że zrobiła wszystko, aby wyeliminować zagrożenie? Po co zachowywać pozory?
Interesująca wydaje się być również odpowiedź na interpelację radnego Tomasza Wierzbickiego. Dotyczyła ona słupków (z łańcuchami) na 27 Grudnia. Łańcuchy znikną, owszem – ale tylko z jednej strony ulicy. Jak czytamy: „Likwidacja barierek w innych miejscach wskazanych przez pana radnego odcinku ulicy jest nieuzasadniona, gdyż zwiększają one bezpieczeństwo poprzez oddzielenie pieszych (w tym dzieci) od torów tramwajowych.”
W ramach przypomnienia, radny Wierzbicki zaproponował, aby w związku z planowanym zamknięciem dla ruchu samochodowego ul. 27 Grudnia (pomiędzy ul. Kantaka a ul. Mielżyńskiego) usunięto słupki z łańcuchami lub przynajmniej same łańcuchy umieszczone wzdłuż krawężników na tym odcinku.
Na niejednej komisji rewitalizacji można było usłyszeć, iż rzędy barierek to zmora Poznania, a w samym mieście panuje barierkoza. Widocznie to takie nasze poznańskie pojmowanie bezpieczeństwa.