POZNAŃ – CZYLI PERYFERIA POLSKIEJ POLITYKI
W ostatnich tygodniach polityczną część Polski rozpalały dwa słowa: „listy wyborcze”. Kto będzie na pierwszym miejscu, kogo partyjna centrala przesunie na dalszą pozycję i jaki znany polityk będzie w danym okręgu walczył o głosy. Te spory i polityczna gorączka znów ominęły Poznań. W Polsce mówiło się o listach warszawskich, krakowskich, wrocławskich, gdańskich a nawet kieleckich (i to jeszcze na długo przed wejściem na polityczną scenę ostrego niczym scyzoryk Liroya). A co z Poznaniem? Nic. Cisza. Jak zwykle.
Polityczną geografią poznańskich list wyborczych nie zajmował się niemalże nikt, poza nami. Partyjne centrale na stolicę Wielkopolski patrzą bowiem, jak na polityczne didaskalia. Od lat jesteśmy daleko poza głównym nurtem politycznych rozgrywek. W ogólnopolskich mediach (a tym samym w ogólnopolskiej świadomości) na temat poznańskich list mówiono zaledwie raz. Kiedy nieoczekiwanie jedynką PO został Szymon Ziółkowski. Dlaczego tak mało?
Odpowiedź jest dziecinie prosta: ponieważ u nas nie ma ani jednego polityka, który w skali kraju byłby znany i jednoznacznie kojarzony z Poznaniem. Dlatego też stolica Wielkopolski z punktu widzenia ogólnopolskich mediów (i polityków) nie jest atrakcyjna. Brak znanych politycznych twarzy oznacza brak zainteresowania ze strony ogólnopolskich mediów. Brak zainteresowania ze strony ogólnopolskich mediów oznacza, że znani politycy nie garną się na poznańskie listy. I takie błędne koło trwa w najlepsze.
Nasi posłowie zajmują (w najlepszym przypadku) trzeci rząd sejmowych ław. Nie są również na tyle aktywni, żeby ich kojarzył ktokolwiek inny poza macierzystym okręgiem wyborczym. A często nawet i tutaj jest spory problem. W okręgu poznańskim mamy obecnie 10 posłów. Kto z Państwa potrafi wymienić nazwiska choćby 4 spośród nich?
I tutaj tkwi problem. Przez ostatnie lata żaden z poznańskich polityków nie przebił się nie tylko do krajowej polityki przez duże „P”, ale nawet nie zaistniał trwale w świadomości mieszkańców swego okręgu. Ostatnim politykiem z Poznania, o którym można powiedzieć, że w skali kraju był kojarzony z miastem była Krystyna Łybacka. Tyle tylko, że przestała ona być ministrem ponad 11 lat temu.
Od tego czasu Poznań miał swoich wiceministrów, sekretarzy stanu, szefów klubów parlamentarnych. Ale żadna z tych osób nie potrafiła stać się polityczną personifikacja stolicy Wielkopolski. Nawet Rafał Grupiński, który zostając szefem klubu PO startował z całkiem dogodnej pozycji nie stał się takim symbolem.
Kto ma szansę zaistnieć w nowym Sejmie? W tym celu zróbmy szybki przegląd tych, którzy otrzymali pierwsze miejsca na poznańskich listach, więc mają teoretycznie największe szanse na wybór. Mamy wybitnego sportowca Szymona Ziółkowskiego, który kilka miesięcy wcześniej startował przeciwko ugrupowaniu, dającemu mu teraz pierwsze miejsce. Dalej jest słabo rozpoznawalny w kraju poseł Tadeusz Dziuba, który nawet we własnej partii musiał długo walczyć o pierwsze miejsce na liście. Jest jeszcze Waldemar Witkowski, przeciwko któremu ostro protestowało poznańskie SLD - mając stanowić jego wyborcze zaplecze. Do tego dodajmy mało rozpoznawalnych Joannę Schmidt z Nowoczesnej oraz Michała Pilca z Ruchu Kukiz’15. Taki dream team.
Nie twierdzę oczywiście, że na listach poszczególnych ugrupowań nie ma ludzi, którzy mogliby odgrywać znaczące rolę w ogólnopolskiej polityce. Oczywiście, że mogliby. Póki co wciąż jednak natrafiają na mur. Zdolni i aktywni miejscy radni zarówno z PO, jak i z PiS dostali miejsca, które raczej przekreślają ich szanse na przeprowadzkę z Placu Kolegiackiego na ulicę Wiejską.
Co prawda szef poznańskich radnych PO i jednocześnie kandydat do Sejmu, Marek Sternalski mówił na naszych łamach „Nie wyobrażam sobie głosowania za rządem, w którym nie będzie przedstawiciela naszego miasta”. Czy podobnie uważają teraz kandydaci innych partii? To właściwie bez większego znaczenia. Ważne jest bowiem to, co przyszli poznańscy posłowie zrobią. Czy jak już znajdą się w Sejmie rzeczywiście nie podniosą ręki za rządem bez poznańskiego ministra czy też postąpią tak, jak im partyjna wierchuszka nakaże? Tego dowiemy się dopiero po 25 października.
Czy wśród nowych posłów będzie osoba, która stanie się politycznym symbolem Poznania? Miejmy taką nadzieję. Zgodnie ze słowami Napoleona przecież każdy żołnierz nosi w plecaku buławę marszałkowską. Ważne jest jednak pytanie - czy zechce po nią sięgnąć?