POZNAŃ MOŻE MIEĆ NAJWAŻNIEJSZĄ GALERIĘ W POLSCE. TYLKO MUSI CHCIEĆ!
Poznanianka jest właścicielką największej prywatnej kolekcji sztuki w Polsce i jednej z większych w tej części Europy. Tych imponujących zbiorów mogą pozazdrościć najbardziej prestiżowe muzea. Ona sama chciałaby swoją kolekcję udostępnić zwiedzającym. Niestety od lat trafia na mur. Nie może go skruszyć nawet fakt, że owa poznanianka nazywa się Grażyna Kulczyk.
KOLEKCJA NA ŚWIATOWYM POZIOMIE
Na początek krótka charakterystyka zagadnienia. Co właściwie w swej kolekcji ma najbogatsza Polka? „ForbesLife” pisał: „Grażyna Kulczyk jest nie tylko aktywnym przedsiębiorcą, ale też od lat liczącą się na świecie animatorką kultury i kolekcjonerką sztuki współczesnej. Jeszcze w czasie studiów zaczęła budować swoje prywatne zbiory. Dziś Kolekcja Grażyny Kulczyk - GK Collection - obejmuje ponad 500 dzieł. To największa prywatna kolekcja sztuki w Polsce i jedna z najważniejszych w tej części Europy. Wartość zbiorów jest szacowana nawet na 100 milionów euro”.
No to jeszcze dla dopełnienia całości cytat z tygodnika „Polityka”: „Żadne publiczne muzeum w Polsce nie ma w swej stałej kolekcji takiego artystycznego portfolio światowej sztuki ostatnich dziesięcioleci; ani krakowski MOCAK, ani łódzkie Muzeum Sztuki, ani warszawskie CSW czy Muzeum Sztuki Nowoczesnej”.
Widać zatem gołym okiem, że mówimy o naprawdę ważnej kolekcji. Na początku ubiegłego roku w madryckiej Santander Art Gallery otwarto wystawę prac z kolekcji Grażyny Kulczyk. Po raz pierwszy w historii prestiżowa europejska galeria zaprosiła polskiego kolekcjonera do prezentacji swoich zbiorów. Podczas otwarcia wystawy Grażyna Kulczyk mówiła - Chcę, by moja kolekcja stała się dobrem publicznym. By te dzieła mogły być kiedyś ogólnodostępne przede wszystkim dla zwiedzających w Polsce, na stałe. Polsce potrzebne jest miejsce, gdzie takie zbiory mogłyby służyć ludziom, być eksponowane na światowym poziomie i stawać się naszą wizytówką oraz dumą.
Czy stworzenie takiego miejsca jest jednak możliwe?
MUZEUM 15 METRÓW POD POZNANIEM
W 2008 roku Poznań obiegła informacja, że Grażyna Kulczyk pragnie zbudować w stolicy Wielkopolski wyjątkowe muzeum-galerię. Za jego zaprojektowanie miał być odpowiedzialny jeden z najwybitniejszych architektów ostatnich dziesięcioleci, projektant słynnego Kościoła Światła w Ibaraki, Tadao Ando. Według planów muzeum miało znajdować się 15 metrów pod parkiem sąsiadującym ze Starym Browarem. Miało ono zajmować powierzchnię 7000 mkw i być wyposażone m.in. w wodospady opadające pod ziemię z wysokości parku. Cały projekt był oszałamiający i miał stworzyć nową jakość galerii nie tylko w mieście, ale i Europie.
Ostatecznie Grażyna Kulczyk nie uzyskała dofinansowania z Unii Europejskiej. Następnie pojawił się pomysł aby połączyć finansowe siły kolekcjonerki i miasta. Według tego planu Grażyna Kulczyk miała wybudować muzeum, szacowany koszt – ok 130 mln zł, i wyposażyć je w swoje zbiory. Miasto natomiast miało zapewnić finansowanie bieżącej działalności placówki. Niestety wówczas władze miasta nie były tym pomysłem zainteresowane.
MOŻE WARSZAWA?
Niepowodzenie w negocjacjach z władzami Poznania nie zraziło jednak kolekcjonerki. Kończąc swoją przemowę podczas otwarcia madryckiej wystawy Grażyna Kulczyk powiedziała wprost, że chciałaby stworzyć muzeum sztuki współczesnej i performance w Warszawie. - Chcę wierzyć, że taka przestrzeń kiedyś powstanie, do tego potrzebne jest z pewnością mądrze zbudowane partnerstwo publiczno-prywatne – zaznaczyła.
I tutaj pojawia się największy problem. W Polsce model partnerstwa publiczno-prywatnego w dziedzinie kultury nie jest popularny a jedyne jego wykorzystanie na dużą skalę znajdziemy w, otwartym nie tak dawno, Muzeum Historii Żydów Polskich. Dlatego też pomysł takiego funkcjonowania muzeum, będzie niestety trzeba póki co odłożyć.
W głowach części Czytelników z pewnością pojawia się pytanie – dlaczego nie może pomóc Ministerstwo Kultury? Pytanie bardzo słuszne! Tyle tylko, że w polskich realiach pomoc tego Ministerstwa dla udostępnienia prywatnej kolekcji wydaje się jeszcze mniej prawdopodobna, niż partnerstwo publiczno-prywatne. Jak kilka miesięcy temu, nie bez cienia złośliwości, pisała „Polityka”: „Bo na zaangażowanie Ministerstwa Kultury trudno dziś liczyć w sprawach muzealnych, w które nie jest wplątany Jan Paweł II”.
ZAPRZEPASZCZONA SZANSA
Z całej tej historii wyłania się smutny obraz. Mamy w zasięgu ręki możliwość prezentowania (i to w Poznaniu) kolekcji na światowym poziomie i ta okazja przechodzi nam koło nosa. Oczywiście utrzymanie takiego muzeum nie byłoby najtańsze, ale czy nie warto?
Wizja podziemnego muzeum z wodospadami i działami takich artystów jak: Andreas Gursky, Agnes Martin, Sam Francis, Donald Judd, Joan Mitchell, Tadeusz Kantor, Zofia Kulik i Roman Opałka nie jest kusząca? Czy takie miejsce nie stałoby się nową wizytówką Poznania?
Tak się składa, że zawodowo bardzo dużo podróżuję po Polsce. W miejscach, w których jestem zawsze pytam – z czym kojarzy się Poznań? Są 3 główne odpowiedzi: Ratusz i koziołki, Lech Poznań i Stary Browar. A czy lata temu, kiedy Browar powstawał nie mówiono o tym, że to biznesowo może się nie udać. Czy nie pytano, co ta budowla w ogóle ma dać Poznaniowi? Nie dość, że się biznesowo opłaciło inwestorom, to jeszcze w centrum miasta wyrósł nam kolejny symbol stolicy Wielkopolski.
ODWAGI PANIE PREZYDENCIE
Podobnie mogłoby być z muzeum. Mniej istotne jest to, czy byłoby ono na powierzchni, czy pod ziemią, bardziej istotny wydaje się fakt co takie muzeum by zawierało. Poznań od lat poszukuje dla siebie marketingowego miejsca. W ciągu ostatniej dekady próbowaliśmy już być miastem sportu, studentów, know-how…. A może warto wrócić do korzeni i postawić na miasto biznesu. Może warto zwrócić się w stronę klientów bardziej wymagających i zamożniejszych. Mamy targi, całkiem sprawnie funkcjonujący biznes, bardzo dobre położenie i szybkie połączenie autostradowe z Berlinem. Gdybyśmy do tego dodali wyjątkowy element kultury, to moglibyśmy się wyróżnić na tle innych polskich miast. Nie ma bowiem co kopiować, trzeba iść własną drogą i wytyczać nowe ścieżki.
Oczywiście, że Poznań i poznaniacy mają inne, ważniejsze w życiu codziennym potrzeby niż budowa galerii sztuki współczesnej. Ale zamiast trwonić pieniądze na często słabe akcje promocyjne miasta, warto postawić na coś zupełnie innego. Czy to się opłaci? W dłuższe perspektywie na pewno. Pytanie czy Jacek Jaśkowiak zdecyduje się na taki odważny krok? Przez kilka miesięcy swego urzędowania udowodnił, że lubi łamać stereotypy w zarządzaniu miastem. Czy teraz może być podobnie?