POZNAŃ POGRĄŻONY W "CHAOSIE PEŁNYM IDEI"!
Stolicę Wielkopolski nawiedziła wczoraj muzyczna super grupa, której przewodził Wojtek Mazolewski. Koncert promujący jego solową płytę jeszcze na długo zostanie w mej pamięci. Szkoda tylko, że Ani Rusowicz zabrakło…
W świecie muzyki wszystko jest możliwe
Gdy nagrywasz płytę z takimi gośćmi jak Wojtek Waglewski, John Porter i dwunastoma innymi niesamowicie uzdolnionymi ludźmi, nie liczysz, że więcej niż jedno z nich będzie mogło uczestniczyć w koncertach promujących twój album. Ale takie myślenie nie pasuje do Wojtka Mazolewskiego.
Po premierze „Chaosu pełnego idei” zapytałem go, czy to w ogóle możliwe, by taką gromadą koncertować po całym kraju? Jego odpowiedź można potraktować jak motto wczorajszego koncertu „Marek, w świecie muzyki, jak już wspomniałem, wszystko jest możliwe! […] Bardzo cieszy mnie to, co powstało w wyniku połączenia się naszych energii. Stało się to w bardzo szybki i spontaniczny sposób. Piękne, że dziś, gdy wiele rzeczy staje się produktem na sprzedaż można robić muzykę tak, jak robiono to wiele, wiele lat temu.”*.
Fuzja talentów stykających się na poznańskiej scenie za sprawą Mazolewskiego była jak muzyczna bomba atomowa. Siła rażenia i liczba ofiar były nie do okiełznania. Wojtek postanowił rozpocząć wprowadzanie nas w swój chaotyczny las idei muzycznych tylko w towarzystwie muzyków z własnego kwintetu. Na klawiszach wspaniała Joanna Duda. Saksofonem cuda wyczyniał syn Mateusza Pospieszalskiego (Voo Voo) – Marek Pospieszalski. Trąbkę świetnie zaklinał dla publiczności Oskar Török, a za bębnami szalał nieziemsko Qba Janicki.
Każdy z tych muzyków był osobnym wulkanem niesamowitej muzycznej energii. Jednak, gdy na scenie pojawiali się goście, muzycy z kwintetu Mazola robili im przestrzeń i nie starali się zagłuszyć ich swoimi talentami. Świetnie było to widać zwłaszcza w przypadku młodych artystów.
Misia
Misia Furtak miała te przyjemność, że otwierała peleton niezwykłych gości. Wyzwanie było podwójne. Nie dość, że musiała wystąpić w towarzystwie o wiele bardziej doświadczonych muzyków, to jeszcze w pewnym sensie zastępowała na koncercie Anię Rusowicz. Ta ostatnia niestety nie mogła pojawić się w Poznaniu ze względów zdrowotnych. Szkoda, gdyż „White Rabbit” w jej wykonaniu, z pomocą Mazolewskiego, mógłby bić się z Jefferson Airplane o miano lepszej wersji. Misia natomiast, dzielnie walczyła na scenie, choć wolę, gdy śpiewa po angielsku. Polskie piosenki w jej wykonaniu brzmią niestety gorzej.
John i Justyna
Gdy na scenę wszedł John Porter, to można rzec wszystkie polskie dziewczyny oszalały. Nasz polski Brytyjczyk, czy jak woleli by niektórzy brytyjski Polak pozamiatał. W takich chwilach człowiek zastanawia się, dlaczego Porter wszedł w słaby projekt z Nergalem zamiast nagrać całą płytę z Mazolewskim?
Widać, że panowie odnajdują się wspólnie na scenie. Dało się odczuć silną energię krążącą między naszym polskim Brytyjczykiem a całym kwintetem Mazola. „Polish girl” poprzedzone piskami żeńskiej części publiczności miało swoją moc. A Portera, tak jak Misię wole w języku angielskim.
W całym gąszczu chaosu wypełnionego ideami pojawiła się również Justyna Święs z zespołu The Dumplings. Muszę przyznać, że było to dla mnie jedyne rozczarowanie tego wieczora. Na scenie mierzą się muzyczni tytani. Pierwsza liga polskiej muzyki. Justyna natomiast, śpiewała poprawnie i ładnie ale jej występ przypominał bardziej specjalny odcinek Szansy na Sukces, gdzie uczestnik może wystąpić z zespołem na żywo.
Swoim występem absolutnie mnie do siebie nie przekonała. Szkoda, bo na płycie Wojtka, jej otwierający kawałek „Organizmy piękne” jest bardzo porywający.
Piotrek i Wojtek
Zupełnie odwrotnie było z Piotrkiem Ziołą. Dał popis prawdziwego rock’n’rolla nie tylko energią z jaką śpiewał, ale również nietypowym ruchem scenicznym, który zapadł w pamięć wszystkim moim znajomym obecnym na koncercie. Żywy, niezwykle energiczny, wystrzelił jak pocisk wycelowany w serca publiczności.
To co nagrał w studio z Mazolewskim nijak się ma do wersji koncertowej. Tu rozbijają się szyby, walą się ściany a ten młody chłopak z kopa wywarza ostatnie zamknięte drzwi w budynku przeznaczonym do rozbiórki. Dla jego kariery dobrze by było aby z tych koncertów powstało jakieś nagranie na DVD!
I w końcu mistrz ceremonii, chyba najważniejszy i najjaśniejszy punkt wczorajszego wydarzenia. Wojtek Waglewski wszedł na scenę między Justyną Święs a wspomnianym przed chwilą Piotrkiem. Jak powiedziała jedna z uczestniczek tego chaosu „Teraz dopiero poczułam muzykę na tym koncercie.”.
Utwór „Gdybym” zaśpiewany przez Wagla był dopiero preludium do wielkich dzieł jakich dokonywał pomagając kwintetowi Mazola w następnych utworach. Nie od dziś wiadomo, że Waglewski uwielbia improwizację. Na wczorajszym koncercie mógł rozłożyć swe gitarowe skrzydła i wzbić się do lotu nad poznańską publicznością. Leciał pięknie a obserwowanie tego nadnaturalnego lotu w solówkowych przestworzach było wręcz narkotyczną przyjemnością.
Jeśli chcecie zobaczyć prawdziwy „Chaos pełen idei”, to nie może przy tym zabraknąć Waglewskiego. Bez niego, to jak pływanie w pustym basenie, łowienie ryb w niezarybionym oczku wodnym, po prostu bez sensu.
Chaos jest pierwotnym porządkiem
Jeśli będziecie mieli okazję zobaczyć te ekipę na żywo nie zastanawiajcie się nawet przez chwilę. Warto zobaczyć to niezwykłe połączenie, ten pierwotny chaos z którego rodzi się nowy muzyczny porządek. Ta muzyka jest po prostu warta Poznania.
*Link do wywiadu z Wojtkiem Mazolewskim: http://www.miastopoznaj.pl/kultura-i-styl/4846-w-mazolewski-oprocz-gryzienia-i-kopania-w-jaja-robimy-wszystko