W DZISIEJSZYCH CZASACH MAMY PROBLEM ZE ŚMIERCIĄ
Żałoba kiedyś i dziś - czy są jakieś różnice? Dlaczego po śmierci członka rodziny zasłaniano lustro i zatrzymywano zegar? I co mogło oznaczać rycie kreta pod progiem domu? O kwestiach związanych ze śmiercią i żałobą rozmawialiśmy z Ewą Zys.
Sebastian Borkowski: Czy to prawda, że w dawnych czasach żałoba była bardziej przeżywana? Obecnie często sprowadza się to do pogrzebu, stypy, natomiast dawniej była to bardziej kultywowane. Można powiedzieć, że była to normalna kolej rzeczy.
Ewa Zys*: To jest trochę tak, że w dzisiejszych czasach mamy problem ze śmiercią. Z jednej strony śmierć jest atrakcyjnym tematem medialnym i dzięki temu jesteśmy ze śmiercią widzianą na ekranie bardziej oswojeni. Na co dzień widzimy katastrofy, czy wypadki. Możemy oglądać śmierć będąc w kinie, czy nawet siedząc w domu przed telewizorem i oglądając serial. Lubimy to i to nas nie przeraża, wręcz oczekujemy mocnych efektów. Natomiast z drugiej stronny, taka śmierć normalna, kiedy człowiek umiera we własnym domu lub szpitalu, ze starości lub choroby, której nie można wyleczyć, jest dla nas jakimś problemem.
I żałobą jest podobnie.
Tak, problem żałoby też się w to wpisuje. Z jednej strony żałoba to był czas, który pomagał przejść przez okres utraty kogoś bliskiego. Pomagał pojedynczemu człowiekowi oswoić się ze zmianą sytuacji. Pomagał też grupie, społeczności odtworzyć strukturę społeczną zaburzoną śmiercią jednego z jej członków. Tym bardziej, że żałoba w dawnych czasach składała się z elementów widocznych, takich jak strój, czy z określonych zachowań. To były takie wyraźne sygnały widoczne dla każdego.
A dzisiaj?
Obecnie jest inaczej. Na pewno Pan zauważył, że rzadko się widzi kogoś w żałobie, poza pogrzebem.
Jeszcze w pokoleniu moich rodziców pamiętam, że to było widoczne.
Teraz przeżycie żałoby stało się rzeczą indywidualną, wewnętrzną. To zewnętrzne niemal nie istnieje. Kiedy pytałam kobiety, dlaczego ich zdaniem teraz nie nosi się żałoby, albo nie nosi się jej tak długo, odpowiadały, że np. pracują w takim miejscu, iż nie wypada okazywać żałoby strojem. Są nauczycielkami, albo pracują w biurze. Ciemne, ciężkie, żałobne stroje zastępują jakimiś stonowanymi. Dotyczy to też zachowań takich jak: nie chodzenie na wesela, imprezy, nie branie udziału w pewnych wydarzeniach społecznych. To jednak powoli zanika.
A czy nie ma to trochę związku z tym, że w dzisiejszych czasach śmierć rzadziej ma miejsce w domu, wśród najbliższych? Kiedyś to było powszechne.
To prawda. Było to związane najbardziej z kulturą wiejską. Ludzie byli bardziej ze sobą związani, członkowie rodziny byli bliżej siebie. Narodziny, śmierć i to wszystko, co pomiędzy tym, rozgrywało się w domu, wśród najbliższych. Dzisiaj ludzie żyją osobno. Wyjeżdżają do innych miast, na studia, do pracy, życie toczy się szybciej. A śmierć rzadko ma miejsce w domu.
Kiedyś o śmierci mówiło się „wola Boża”. Dzisiaj tak często się już to stwierdzenie nie pojawia.
Może dlatego, że uwierzyliśmy, że możemy wszystko. Medycyna stoi na wysokim poziomie, natomiast śmierć jest ciągle czymś mało zależnym od nas. Oczywiście możemy leczyć choroby, przedłużać życie, ale w niektórych sytuacjach nie możemy tego robić. Czasami ludzie umierają naprawdę od drobnostek.
W dawniejszych czasach w wierzeniach ludowych mówiło się, że były elementy, które zapowiadały śmierć.
Wierzono, że są pewne oznaki śmierci, jeżeli ktoś w rodzinie ma umrzeć to pojawiają się pewne znaki. I np. zachowanie zwierząt było jednym z takim przykładów. Wycie psa, pianie kury, czy rycie kreta pod progiem, miało oznaczać, że wkrótce ktoś w domu umrze. A jeżeli już ktoś umarł i odwożono jego zwłoki na wozie ciągniętym przez konia, to też zachowanie konia miało znaczenie – czy wkrótce umrze kolejna osoba z rodziny, czy nie. Teraz raczej w to nie wierzymy, traktujemy to jak przesądy, czasami ktoś wierzy jeszcze, że jak np. śnią mu się wypadające zęby, to kogoś z najbliższych spotka nieszczęście. Generalnie odeszliśmy jednak już od takich wierzeń.
Po śmierci w dawnych czasach zasłaniano lustro.
Tak to był jeden ze zwyczajów. Był też inny, czyli zatrzymywanie zegarów. Zegar zatrzymywano dlatego, że zatrzymywał się czas tego człowieka. Lustro natomiast było trochę „podejrzanym” elementem. Ludzie nie patrzyli w lustro w całkowitej ciemności, bo wierzono, że można tam zobaczyć diabła, albo własną śmierć. Po śmierci lustro zasłaniano, bo odbicie zmarłego mogło skutkować kolejną śmiercią w rodzinie.
Żałoba inaczej wyglądała dla mężczyzn, a inaczej dla kobiet.
Generalnie mężczyźni mało chodzili w żałobie. Najczęściej oznaką tej żałoby była opaska na rękawie, albo na kołnierzu. Natomiast żałoba kobieca to był czarny strój, łącznie z nakryciem głowy. Okresy żałoby były określone w zależności od pokrewieństwa ze zmarłą osobą, najdłużej obowiązywała po żonie, mężu, rodzicach, czy dziecku.
Czy coś z tych różnych dawnych tradycji związanych ze śmiercią, czy żałobą, pozostało do czasów współczesnych?
Tak, ale w ograniczonej formie. Natomiast warto zwrócić uwagę na zwyczaje dotyczące pochówku. Etnografowie, którzy prowadzili badania w latach 50tych, czy 60tych ubiegłego wieku, zwrócili uwagę, że zwyczaje pogrzebowe zachowały większą trwałość i niezmienność na przestrzeni lat, niż inne zwyczaje np. ślubne. Pewnie dlatego, że śmierć jest czymś ostatecznym i raczej nie „kombinuje się” przy tych zwyczajach, tylko są pewne określone zasady, których na przestrzeni lat podczas tej uroczystości się trzymamy.
*Ewa Zys jest magistrem etnologii i antropologii kulturowej, pracuje na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
----
Artykuł ukazał się pierwszy raz w listopadzie 2016 roku.