GDZIE BYŁY TELEFONICZNE BUDKI I KTO CZEKAŁ NA STACJONARNY KILKA LAT
Wzrost użytkowników telefonów stacjonarnych zanotowano dopiero w latach dziewięćdziesiątych, wraz z uwolnieniem rynku w ogóle, w ciągu dekady przybyło trzy razy więcej linii telefonicznych, niż przez poprzedzające ją 45 lat.
Wzrost użytkowników telefonów stacjonarnych zanotowano dopiero w latach dziewięćdziesiątych, wraz z uwolnieniem rynku w ogóle, w ciągu dekady przybyło trzy razy więcej linii telefonicznych, niż przez poprzedzające ją 45 lat. Automat telefoniczny w miejscu publicznym – czyli po prostu budka. Urządzenie znamy wszyscy, może najmłodsze dzieci nie będą miały pojęcia, dlaczego ewentualna rozmowa przechodzi przez sznur i jesteśmy (hipotetycznie) przywiązani do metalowego aparatu.
Kto na telefon czekał, ten z budki korzystał
Budki telefoniczne istniały i zyskiwały na popularności w czasach międzywojennych, wówczas korzystano z charakterystycznych, dźwiękoszczelnych zabudów i prowadzono poważne rozmowy. Część abonentów przedwojennych, którzy telefony mieli w domu, korzystała z… niskich cen. Zastanówmy się jednak z czego one wynikały – Tuż po Pierwszej Wojnie Światowej, istniała w Warszawie Polska Agencja Telefoniczna. Kto chciał mieć abonament musiał wykupić usługę i płacił. Nie chodziło jednak o długość połączeń ale o ich ilość. Pierwszy próg obejmował 75 połączeń, kolejny 200. Można było prowadzić więc długie kulturalne rozmowy. Kulturalne, bo przeklinanie było zabronione – zaznacza Kamil Janicki w książce „Elity II Rzeczypospolitej”
Powojenne czasy i oczekiwania
Po wojnie o posiadanie telefonu we własnym domu walczyło wiele osób. Kiedy minęły te najtrudniejsze lata powojenne i rozpoczęła się powolna odbudowa kraju, powstawały nowe osiedla mieszkaniowe. Niestety często bez infrastruktury. - W Europie Zachodniej prawdziwe upowszechnienie telefonów przypadło na lata 60. i 70. XX wieku. W Polsce gwałtowny wzrost użytkowników telefonów stacjonarnych zanotowano dopiero w latach 90., wraz z uwolnieniem rynku w ogóle. O skali prawdziwego boomu telefonicznego tamtych czasów świadczyć może chociażby fakt, że w ciągu dekady przybyło trzy razy więcej linii telefonicznych, niż przez poprzedzające ją 45 lat. Formalnie rynek usług i infrastruktury telefonii stacjonarnej do roku 1990 był zmonopolizowany przez państwo, a ściślej przez Polską Pocztę, Telegraf i Telefon, podległe ówczesnemu Ministerstwu Łączności – podpowiada w swojej publikacji Dominika Bara.
W artykule „Czy można stąd zadzwonić na miasto?” czytamy więcej - W roku 1990 r. świadczenie usług i budowa infrastruktury telekomunikacyjnej przechodzi na powołaną ustawą spółkę skarbu państwa Telekomunikację Polską. Monopol spółki trwa do 2000 roku, kiedy to umożliwiono innym operatorom korzystanie z infrastruktury telekomunikacyjnej TP na zasadach Third-party Access, co pozwala na dalszy dynamiczny rozwój telefonii. I tak w 2010 r. usługi w zakresie telefonii stacjonarnej świadczyło 126 operatorów, a liczba stacjonarnych łączy telefonicznych wyniosła 8,2 mln, co oznacza, że na 100 mieszkańców przypadało 21,6 łączy – informuje w podsumowaniu Dominika Bara.
Znikają budki i stacjonarne z domów
Telefony komórkowe są wszędzie, jednak w urzędach czy instytucjach państwowych, a nawet dużych firmach stacjonarne aparaty także maja rację bytu. Komórka generuje stałą gotowość do rozmowy, a stacjonarny pozwala wyjść z pracy i odciąć się od problemów, czyli po prostu – mieć wolne.
Zacznijmy jednak od publicznych aparatów telefonicznych. Gdzie w Poznaniu były najsłynniejsze i najpopularniejsze budki telefoniczne? Na Kościuszki przy budynku poczty, na ulicy święty Marcin (tu kojarzę, że były jeszcze niedawno), czy w okolicy głównych miejsc usługowych na osiedlach.
Teraz, nawet jeśli znaleźlibyśmy budkę telefoniczną i chcieli z niej zadzwonić to nikt nie będzie umiał. – Trzeba skorzystać z karty, którą można nabyć w punktach Orange i salonach Kolportera – informuje infolinia.
Maria Piechocka, rzeczniczka Orange podsumowała krótko – Aparaty telefoniczne, te publiczne, planujemy pozostawić jedynie w więzieniach, zakładach zamkniętych oraz na szpitalnych oddziałach dziecięcych. Poza tym zostawimy po jednym publicznym aparacie w każdej gminie – zapowiedziała w komunikacie kilka dni temu.
W Poznaniu
Jeśli chodzi o budki telefoniczne to kilka powinno się jeszcze znaleźć. Wyraźnej potrzeby ich istnienia jednak nie ma. – Zostaną zlikwidowane, podobnie jak słupy do przywiązywania koni – to chyba jeden z najbardziej nieszablonowych komentarzy.
Stałym obrazkiem są kolejki do telefonu w zakładzie leczenia uzależnień w Charcicach, bo tam posiadanie komórek jest zabronione. Wyszukiwarka podpowiada także, że istnieje budka w szpitalu na ulicy Szpitalnej. Rzeczywiście jest. Można znaleźć numer w sieci i zadzwonić – aparat działa.
Budki telefoniczne znikają. Telefony stacjonarne w domach także, kto pamięta jak długo czekał na telefon w bloku? Albo kto wspomina bieganie do sąsiadów, bo akurat oni posiadali stacjonarny i rozmawiało się u nich? Wtedy przynajmniej znaliśmy swoich sąsiadów.
Pozostanie wkrótce wspominanie scen z „Nic Śmiesznego” czy „Misia”. Te nowe komórki nie pozwalają na takie wrażenia.
Artykuł pokazał się pierwotnie w 2016 roku, autor Maciej Szefer.