NIE JESTEM TAKI BARDZO WYBUCHOWY
CeZik, czyli Cezary Nowak. Brzdąka, stuka, huczy i wyje. Od 2009 roku swoją twórczość publikuje w Internecie. Najpopularniejsze filmy zostały wyświetlone kilka milionów razy. Chłopak, który zamiast narzekać na hejterów, wykorzystuje ich komentarze jako słowa do utworu, który następnie nagrywa. W rozmowie z nami opowiada o nietypowych umiejętnościach, jakie posiada i wspomina początki swojej kariery.
Anna Kowalewska: Czy czujesz się w ogóle artystą? Wpisujesz się w ten kanon czy raczej starasz się od tego uciekać?
CeZik: Nie wiem, jaka jest właściwie definicja artysty, ale wydaje mi się, że w jakimś stopniu nim jestem. Coś tam kreuję, więc myślę, że mogę nazwać się artystą. Natomiast czy nazewnictwo jest dla mnie najważniejszą rzeczą? Chyba nie. W sensie, jak ktoś tak chce się o mnie wyrażać, mówi że jestem artystą albo że jestem muzykiem, komikiem czy jeszcze kimś innym, to bardzo proszę. Mnie to nie przeszkadza.
Rozumiem, że nie chcesz wpisać się w żadne słowo, żaden schemat - wolisz skupić się na pracy?
Tak, ja się skupiam na pracy, a to jak mnie ludzie nazywają, to jest ich sprawa subiektywna. Każde słowo przyjmę i jeżeli nie zawiera w sobie wulgaryzmów, to jest przyjemne.
Teraz powróćmy na chwilę do Twojej przeszłości. Pamiętasz swoje początki w Internecie?
Pamiętam, to nie było tak dawno. Jakieś 5, 6 lat temu. Kiedy Internet, a właściwie youtube.com jeszcze raczkował w Polsce. Nie było jeszcze wtedy takiej dużej konkurencji na tym portalu. Było o wiele łatwiej wybić się ze swoim materiałem. Teraz wydaje mi się, że jest tego tak dużo, że jest o wiele ciężej czymś zabłysnąć, zaintrygować, zrobić coś oryginalnego. Moje początki były znacznie prostsze niż gdybym chciał startować teraz.
Każdy powinien wyczuć samego siebie
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przychodzi do Ciebie młody człowiek, który prosi Cię o udzielenie kilku wskazówek, które pomogą mu zyskać popularność i odnieść sukces podobny do Twojego. Co mówisz?
Niestety nie mógłbym podać mu tych wskazówek. Mógłbym jedynie powiedzieć, co mi pomogło osobiście. Byłem bardzo uparty, starałem się i nadal się staram – być perfekcjonistą w tym co robię – w swoich wykonaniach, videoklipach czy piosenkach. Myślę, że to było dla mnie taką drogą, która pomogła mi zdobyć fanów i osiągnąć te ilości wyświetleń. Na każdego działa coś innego, więc nie ma reguły. Każdy powinien wyczuć samego siebie, to co dla niego jest naturalne i działać w tym kierunku. Jak wyjdzie – to super, a jak nie – to może nie jest dobra droga?
Skąd czerpiesz inspiracje?
Zewsząd. Bardzo lubię inspirować się zagranicznymi klipami. Głównie Stany Zjednoczone, tam jest bardzo rozwinięty rynek klipów internetowych. Można wyłapać bardzo ciekawe rzeczy. Tak na co dzień inspiruje mnie wszystko. Głupie zdarzenie na ulicy czy w domu może mnie natchnąć do zrobienia jakiegoś teledysku lub piosenki. Nie ma reguły. Staram się na każdym kroku czerpać inspiracje z życia.
Media tradycyjne. Lubisz?
Zależy czego tam szukam. Radia słucham głównie w samochodzie i myślę, że zawsze można tam znaleźć stację, która oferuje coś ciekawego. Tak samo jest z telewizją. Jest tak dużo kanałów przeróżnego rodzaju, że można znaleźć coś dla siebie. Natomiast Internet jest na tyle uniwersalnym medium, że można tam znaleźć rzeczy i z telewizji i z radia, także jest to dla mnie medium najbardziej przyjazne i takie, w którym się odnajduję. Mam tam największą elastyczność i możliwość wyboru.
Telewizyjne Show
Sam przeżyłeś przygodę z telewizją. Myślę tu przede wszystkim o programie: „Szymon Majewski Show” i cyklu: Chłopak na Opak. Jak to wspominasz?
Bardzo dobrze. Byłem zaskoczony, bo wielu ludzi mówiło, że telewizja to jest takie miejsce, gdzie wszyscy chodzą naburmuszeni, nadęci i niewiadomo jak się wywyższają. A ja w ogóle tego nie odczułem. Wszyscy byli bardzo przyjaźni. Atmosfera była super, więc jak najbardziej pozytywnie to wspominam i nie zgadzam się z tymi opiniami, że jest jakoś bardzo źle w tej telewizji.
Jak tam trafiłeś?
Nagrałem klip, śpiewałem od tyłu i oni po prostu się odezwali. Zapytali się, czy chciałbym być częścią tego programu z tym właśnie trikiem. Zgodziłem się i tak nawiązała się nasza współpraca.
Właśnie. Śpiewanie od tyłu. Gdybym poprosiła Cię o takie wykonanie teraz, dałbyś radę? Czy to jednak wymaga wcześniejszego, odpowiedniego przygotowania?
Trzeba się nauczyć. Każdej nowej sentencji trzeba się nauczyć od zera.
Brzmi skomplikowanie.
To jest bardzo proste.
Dla Ciebie. Pozostańmy jeszcze chwilę w temacie – nazwijmy ich w cudzysłowie – dziwnych umiejętności. Podobno potrafisz klaskać jedną ręką.
Potrafię.
Ale to się chyba tylko wydaje łatwe.
To jest bardzo proste. Tylko trzeba spędzić nad tym dzień, żeby opanować to do perfekcji. A potem można rozkręcać niejedną imprezę tą umiejętnością. Także każdemu polecam się nauczyć.
Jak na to wpadłeś?
Kolega miał taką książkę „100 najbardziej niepotrzebnych rzeczy w życiu” i to była jedna z nich. Reszta faktycznie była zupełnie niepotrzebna. Nie potrafiliśmy znaleźć dla nich sensu. Ale klaskanie jedną ręką nas faktycznie urzekło i zostało do dziś.
Nagranie utworu lepsze od narzekania
Masz do siebie dystans. Udowodniłeś to np. nagrywając piosenkę „zadedykowaną” hejterom.
Nie wiem czy to była dla nich dedykacja. Żeby nie było, że chciałem ich wyróżnić. To było bardziej o nich. I takie odniesienie się do tego, jak oni odnoszą się do mnie. Podszedłem do tego z dystansem. Pomyślałem, że nie ma sensu narzekać (jak wszyscy dookoła), tylko jakoś od drugiej strony to ugryźć. Myślę, że to był lepszy ruch niż narzekanie, że jest tak beznadziejnie.
Był jakiś odzew?
Odzew był z wielu miejsc. Natomiast myślę, że osoby, które są bohaterami tej piosenki niespecjalnie jakby kwapiły się do komentowania swojego udziału tam. Przynajmniej ja nie znalazłem odnośników.
Zapytam Cię teraz o Twoje pozamuzyczne zainteresowania. Są one związane ze studiami, które skończyłeś? (Automatyka i Robotyka przyp. redakcji)
Nie, absolutnie. Moje zainteresowanie pozamuzyczne są bardzo znikome, bo jednak na szczęście moja praca jest moim zainteresowaniem. Ale jeśli już poza tym coś robię, to staram się, aby było to związane z jakąś aktywnością fizyczną. Moja praca nie wymaga wielkiej aktywności fizycznej, więc staram się dbać o to, żeby się ruszać, poza tym, że siedzę i muzykuję, nagrywam i dużo czasu spędzam przed komputerem.
fot. Szymon Szcześniak
Twój pogląd na temat reklamy. Gdyby pojawiła się propozycja, skorzystałbyś?
Zależy od reklamy. Dostaję dużo propozycji, przeróżnych, ale rzadko na cokolwiek się zgadzam, bo niespecjalnie czuję się związany z daną branżą czy z danym produktem. Mówiąc szczerze nie mogę powiedzieć na sto procent, żebym się nie zgodził. Jeżeli będzie okazja i będę czuł, że wpasowuję się w dany produkt czy pomysł, to myślę, że skorzystam.
Czyli o udziale w reklamie nie myślisz jak o „sprzedaniu się”?
Nie, w ogóle. Natomiast jeżeli brałbym każdą propozycję, za każdą cenę i niezależnie od tego co miałoby się tam dziać, to faktycznie można zastanawiać się czy to nie jest sprzedanie swojej duszy za pieniądze. W momencie, gdy ktoś czuje, że jest to spójne z jego wizerunkiem, to jest OK.
Zanim coś powstanie, to jest okupione pracą i wieloma niepowodzeniami.
Miałeś postanowienia noworoczne?
Nie, nie. Już dałem sobie spokój z postanowieniami, bo one nigdy się nie sprawdzają. Trwają tylko kilka dni i człowiek ma potem większe wyrzuty sumienia, przez to, że ich nie spełnił niż czerpie z tego jakiekolwiek korzyści. Nie traktuję Nowego Roku w mistyczny sposób.
Nie miałeś nawet takich postanowień muzycznych czy planów artystycznych?
Nic. Na bieżąco sobie wyznaczam cele, a Nowego Roku nie traktuję i nie chcę traktować jako przełomu. Żyję z dnia na dzień.
Czyli jak to wygląda w praktyce? Budzisz się z pewną myślą, wstajesz i mówisz: „o dzisiaj stworzę coś fajnego”? Tak po prostu, spontanicznie? Bo to wszystko wydaje się być bardzo czasochłonne.
Tak, proces jest dłuższy. Często mam pomysły i zaczynam z nimi kombinować, a po jakimś czasie okazuje się, że jednak nic z tego nie będzie. To zależy. Nie jest tak, że każdy pomysł, który pojawi mi się w głowie przelewam na taśmę filmową czy na kartę dźwiękową i od razu coś powstaje. To jest żmudna praca i wielokrotnie rezygnuję z pewnych rzeczy. Zanim coś powstanie, to jest okupione pracą i wieloma niepowodzeniami.
Później jednak pojawia się rekompensata np. w postaci oznak sympatii na ulicy. Pamiętasz pierwszą taką sytuację? Chwilę, kiedy ludzie zaczęli Cię rozpoznawać?
Nie pamiętam, powiem szczerze. Myślę, że to było związane z Szymonem Majewskim. Wtedy zacząłem być rozpoznawalny. Pierwszej osoby nie pamiętam. To musiała być bardzo neutralna reakcja, w przeciwnym razie bym ją zapamiętał. Chociaż to było tak dawno temu, że ciężko żebym pamiętał takie rzeczy. Także nie pochwalę się tutaj niczym.
Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że spotkam tu wesołka, spontanicznego, zakręconego chłopaka. Tymczasem Ty jesteś bardzo spokojny, opanowany i wydajesz się być rozsądny.
Kiedy jestem w trasie, to muszę być na pełnych obrotach. Jak już nie gram koncertu, to oszczędzam energię na później. Zresztą generalnie nie jestem taki bardzo wybuchowy. Można tylko odnieść takie wrażenie. To jest jednak tylko kreacja artystyczna. Dla przykładu: wiele osób myśli, że np. komicy na co dzień są zabawni, a oni wbrew pozorom są bardzo smutni. I tak to chyba faktycznie działa.
Stolica? Nie, Gliwice!
Aspekt mieszkania w Warszawie. Wielu ludziom kojarzy się – uznają to za oczywistość, że jak ktoś jest znany, to z pewnością mieszka w stolicy. Tak było też z Tobą. Jest kilka ciekawych anegdot z tym związanych, prawda?
Na pewno jedna z najlepszych jest taka, że pewna wielka telewizja warszawska chciała zrobić z nami wywiad. I dziennikarka zadzwoniła z zapytaniem: czy moglibyśmy się umówić. Borówa, mój menager, mówi, że nie ma problemu, musieliby tylko podjechać do Gliwic. Pomyśleli chwilę i zapytali: „bardzo chętnie, ale tylko musisz nam powiedzieć, która to jest dzielnica Warszawy, bo nie wiemy, w którą stronę się kierować”. Także jak widać, niektóre osoby w Warszawie myślą, że jak ktoś jest rozpoznawalny, to na pewno mieszka w stolicy, co jest absolutnie bzdurą. W dobie Internetu nie ma żadnej potrzeby , by być w stolicy.
I póki co, nie planujesz przeprowadzki?
Nie mam takiej potrzeby, by tam być. Zupełnie.