PIERWSZY STRIPTIZ, GORZELNIA I SZKOŁA, CO STAŁA SIĘ STAJNIĄ
Szkoła, w której podczas wojny mieszkali robotnicy przymusowi dziś jest schroniskiem. Natomiast tuż nad Jeziorem Strzeszyńskim w restauracji Oaza pojawił się pierwszy w powojennym Poznaniu striptiz. Zapraszamy na drugą część historycznej wędrówki po Strzeszynie.
Wiele osób kojarzy Strzeszyn z jeziorem lub ogromnym obiektem z lat siedemdziesiątych, straszącym po dzień dzisiejszy. Tymczasem ważnym miejscem na mapie, tej wówczas jeszcze wsi, była szkoła. Tu punktem wyjścia sa wspomnienia dr Joanny Sobczak, zawarte w Kronice Miasta Poznania. – Właściciel majątku, hrabia Feliks Przyłuski przekazał tereny pod budowę szkoły. Miała służyć dzieciom zamieszkałym w Strzeszynku, Strzeszynie i Strzeszynie Młynie. Budynek postawiono u zbiegu dzisiejszych ulic Koszalińskiej i Biskupińskiej około 1914 roku.
Dodać jeszcze można informacje o samej logistyce. – Była jedna klasa lekcyjna, pokój dla nauczyciela i pomieszczenie kancelaryjne. Początkowo nauczycielami było dwóch Niemców. Tych powołano do wojska i zastąpił ich w roku 1918 Eugeniusz Kluge, Polak. Od 1933 roku kierownictwo przejął Stanisław Popiel – podsumowuje doktor Sobczak. Z Kroniki dowiemy się także o tym, iż w czasie działań wojennych był tam obóz dla Żydów, a później także brytyjskich jeńców wojennych i Żydówek.
Warto wspomnieć, że hrabia Feliks Przyłuski był przodkiem Leona Przyłuskiego. Prymasa Polski.
Szkoła i stajnia dla koni
Tak powrót do szkoły po wojnie wspominał Stanisław Popiel. – Zaraz w pierwszych dniach lutego, nauczyciele i pracownicy administracji terenowej zorganizowali wiec. Uchwaliliśmy natychmiastową rejestrację młodzieży. Nauczyciele wracali z wysiedleń, a lokalni mieszkańcy umożliwiali powrót uczniów do często zrujnowanych budynków – pisał Stanisław Popiel. Pod koniec wojny żołnierze radzieccy zrobili sobie w szkole kwaterę i stajnię dla koni, a Stanisława Popiela na stanowisku zastąpił znany wielu mieszkańcom Leon Urbanowicz. W latach 1989/1990 szkołę przeniesiono na Podolany.
W budynku dawnej szkoły, decyzją Rady Miasta, zorganizowano schronisko młodzieżowe. Co ciekawe istnieje ono do dziś i od początku jest kierowane przez tę samą osobę. Schronisko „Hanka” zdobyło wiele nagród, na jego stronie internetowej można znaleźć informacje. - I, II i III miejsce w konkursie współzawodnictwa schronisk młodzieżowych na przestrzeni wielu lat. Jako ciekawostkę należy dodać, że to tu Maleńczuk kręcił swoje teledyski i mieszkało wiele drużyn sportowych – czytamy.
Ulica Biskupińska jeszcze jako droga gruntowa, fot. Joanna Sobczak, źródło: Kroniki Miasta Poznania
Zakład Doświadczalny i Instytut
Przechodząc ze szkoły, na drugi koniec ulicy Biskupińskiej (w czasie wojny Elsentaler Weg!), docieramy do Zakładu naukowego i doświadczalnego. Ów naukowy, jest szeroko opisywany w literaturze fachowej. Tu ze wspomnień Joanny Sobczak – Prowadzono badania sprzętu, maszyn i urządzeń. Inkubatory do wylęgu piskląt były bardzo nowoczesne. Korzystano z umiejętności pracowników „prototypowni”. Tam powstały rozwiązania techniczne i elementy na przykład do kurników doświadczalnych – przeczytamy w książce „50 lat historii oddziału IBMER Poznań – Strzeszyn”.
Te dwa organizmy to nie tylko naukowcy i robotnicy. Na terenie zakładu były także, zapomniane już nieco instytucje. Zacznijmy od Ochotniczej Straży Pożarnej. – Pamiętam, że była. Wielu starszych datą mieszkańców kojarzy jak aktywnie działali. Przypominam sobie obawy o strażaków, kiedy wyjechali do wielkiego pożaru w drugiej części miasta. Palił się wtedy Stomil, a mój mąż wrócił do domu ze spaloną skórą i bez butów, bo spłonęły. Pamiętam, że mieliśmy w domu dzwonek, coś jak telefon, po którym reaguje się na wezwanie – wspomina pani Helena, mieszkanka Strzeszyna.
Na terenie Zakładu były też legendarne warsztaty. – To tutaj udało się naprawić element niemieckiej maszyny, który pękł podczas testów. Prosiliśmy o pomoc zakłady Cegielskiego, lecz powiedziano, że nie da się naprawić tego elementu. Naprawił go jednak emerytowany już wtedy kowal. Zawsze poruszający się z fajką w ustach – ta opowieść krąży wśród mieszkańców z ust do ust. Dość powiedzieć, że obok warsztatów była stacja paliw, (która dziś pewnie miałaby fantastyczne zyski i masę klientów), oraz gorzelnia.
Gorzelnię zamknięto w roku 1993, kiedy to spadła opłacalność produkcji spirytusu. Słynęła jednak ze znakomitych wyrobów, a w czasie dużej produkcji przez całą wieś rozchodził się charakterystyczny zapach. – Kiedy wjeżdżał na Zakład ciągnik z przyczepami pełnymi jabłek wiedzieliśmy co się wydarzy – wspomina pan Andrzej. Dodaje też. – Były momenty kiedy mogły tam pracować tylko kobiety. Mężczyzn nie wpuszczano z obawy przed nieuchronnym. Pamiętam też czasy, kiedy to wiele osób miało swoje urządzenia pracujące pod wysokim ciśnieniem, z których kapał pewien napój – kończy z uśmiechem.
Po pracy nad jezioro
Odwiedzający plażę strzeszyńską znają Oazę. Restauracja, która w latach 60 i 70 przeżywała rozkwit, w latach 90 upadała. Blask odzyskała dopiero w ostatnich latach. Z sukcesem, bo udało się tam zorganizować m.in. występ Leszka Możdżera. Jednak wracając do lat PRL dowiemy się o paru szczegółach. By zarezerwować tam miejsce należało wspomnieć o tym minimum dwa tygodnie wcześniej. Było tam bardzo nowocześnie. Pamiętam dobry system przewietrzania w upalne dni, a w zimowe ogrzewanie podłogowe. To były genialne dancingi, kończące się długimi rozmowami na pobliskich pomostach, tuż nad lustrem wody – Ten opis znajdziemy w Kronice Miasta Poznania. Dalej, dotrzemy do informacji jeszcze ciekawszej. – Prawdopodobnie to tutaj miał miejsce pierwszy po wojnie występ striptizerek. Chętnych do oglądania tych występów nigdy nie brakowało – wspominają mieszkańcy.
Fot. Oaza dzisiaj, źródło: www.toya-design.com.pl
Dziś Strzeszyn to prężnie działający mieszkańcy, rozrastające się osiedla i wszechobecne korki. Do jeziora prawdopodobnie trafiają ścieki z Suchego Lasu, a lokalni społecznicy dzielnie z tym walczą. Najstarsi mieszkańcy wspominają jednak, czego brakuje. – Dobrze by było, gdyby ludzie się bardziej znali. Jest trochę tak, że dla większości mieszkańców działa mniejszość. Szkoda, bo potencjał młodych jest ogromny – wspomina rodowita mieszkanka. Bardzo możliwe, że ma rację.
----
Artykuł ukazał się na portalu w lutym 2016 roku. Autor: M.Szefer