"NAJGŁUPSZE ZDANIE JAKIE WYPOWIEDZIAŁEM W BOLIWII!"
Tony Kososki podróżuje po świecie autostopem od prawie czterech lat. Ma na swoim koncie bardzo imponujące podróże. Zwiedził niemal całą Europę i pół Ameryki Południowej. Dwudziestodwuletni Gdańszczanin dziś o 18.00 w Poznaniu opowie co spotkało go w Boliwii.
Marek Mikulski: Jak znalazłeś się w Boliwii?
Tony Kososki: Wszystko zaczęło się od mundialu w Brazylii. Poleciałem tam do pracy jako wolontariusz. Po dwóch miesiącach, gdy ta wspaniała impreza się zakończyła, zacząłem zastanawiać się, czy wracać do domu, czy jechać dalej do innych krajów. Więc wymyśliłem sobie, że chce zobaczyć Machu Picchu. Sprawdziłem gdzie to jest. Wyszło mi, że nie daleko, jakieś 5 tysięcy kilometrów. To jest na tym samym kontynencie, nie musiałem wydawać pieniędzy na samolot. A po drodze trafiła się Boliwia (śmiech).
Czego się obawiałeś?
Samo przekroczenie granicy między Brazylią a Boliwią napawało niepokojem. Serce mówiło mi „Ruszaj, na co czekasz!” a rozum „Zwariowałeś, Ty nie chcesz tak naprawdę tam iść”. W Brazylii mimo tego, że podróżowałem stopem, to obracałem się w kręgu znajomych. Zawsze ktoś wiedział skąd wyjeżdżam i ktoś czekał tam gdzie miałem dojechać. W Boliwii rzadko tak bywało. Poza tym, wiedziałem, że jadę do biedniejszej części Ameryki Południowej. W Brazylii były wieżowce i centra handlowe lecz nie wiedziałem co mnie czeka w Boliwii. Słyszałem od innych blogerów podróżników, że się w tym kraju porywa turystów i tym podobne bzdury. Więc oczywiście bałem się, iż ktoś mi zrobi krzywdę, a równocześnie wiedziałem, że muszę spróbować pojechać na stopa, bo podróże autobusami to nie to samo. Jedyne zło jakie mnie w Boliwii spotkało to fałszywa policja.
Fałszywa policja?
Wracałem kiedyś z takiego miejskiego ryneczku, stragany z owocami, butami, ciuchami, komórkami, głowami świń takie rzeczy. Wracałem z nowym aparatem, bo mój telefon się zepsuł i nie mogłem robić zdjęć oraz butami. Stwierdziłem, że muszę te buty po prostu mieć, podszedłem do tego trochę jak kobieta (śmiech). Wracam, na drodze stoi taka biała boliwijska taksówka, bo tam są białe nie żółte. Człowiek w środku miał opuszczoną szybę no i jak mnie zobaczył to zaczął nawijać bardzo szybko po hiszpańsku „Kto pan jest? Pan tu mieszka? Pan jest turysta czy studiuje? Co Pan tu w ogóle robi?”. Miał na głowie czapkę z napisem „Police” i machną mi przed oczami czymś co miało przypominać odznakę. Ja to widziałem przez dosłownie ułamek sekundy, więc to mogło być cokolwiek, nawet legitymacja szkolna. Na szczęście, od razu wiedziałem z kim mam do czynienia. Jeszcze na granicy zakolegowałem się z chłopakiem, który pracował tam na dworcu. On dał mi taki przewodnik po Boliwii, w którym wyczytałem, że trzeba uważać na fałszywych policjantów, gdyż zabierają dokumenty i okradają turystów. Fałszywy gliniarz poprosił o paszport, ja miałem przy sobie ksero na kartce A4. Stwierdziłem, że pozaginam to ksero tak, by zakryć białe pola i pokaże dokument z daleka. Jakoś długo mi zeszło na tym składaniu, tamten się pieklił i kiedy mu w końcu pokazałem, to chciał mi zabrać te kopie. Odtrąciłem jego rękę. Ten zaczął wrzeszczeć „Ty nie wiesz kim ja jestem” i tak dalej, po czym odjechał szybciej niż ja zdążyłem na to zareagować. Później dowiedziałem się, że tego samego dnia, tą samą metodą okradziono Brazylijczyka. Kto wie, może to nawet ten sam fałszywy policjant.
Jacy są Boliwijczycy?
Poznałem nieco ten kraj i ludzi. Boliwijczycy są dużo bardziej zamknięci niż Brazylijczycy. Ci drudzy po prostu pałają szczęściem i miłością. Natomiast z Boliwijczykiem trzeba trochę porozmawiać. Dopytywać o różne rzeczy, wtedy oni się otwierają. Zdarzyło mi się nawet dostać obiad za darmo. Wracałem autostopem do La Paz i prawie w ogóle nie miałem pieniędzy. W jednej z przydrożnych restauracji chciałem zjeść zupę, oczywiście wyjaśniłem swoją sytuację właścicielowi a on po rozmowie z matką stwierdził, że jednak dadzą mi cały obiad i to jeszcze za darmo!
Coś Cię zaskoczyło w tym kraju?
Wszystko! Przyjechałem tam jak typowy europejski turysta. Żyłem w przeświadczeniu, że w każdym domu jest komputer i naturalnie internet. Wtedy, na granicy rozmawiając z tym chłopakiem od przewodnika zapytałem, czy na tym pięknym boliwijskim dworcu mają również Wi-Fi? On odpowiedział, że na dworcu nie ma ale on w domu ma. I ja nie złośliwie, lecz nie zdając sobie sprawy w jak wygodnym świecie żyję na co dzień, odparłem „w domu to każdy ma”. Jak się później okazało, to było najgłupsze zdanie jakie wypowiedziałem w Boliwii. Kolejnym zaskoczeniem był tak zwany „Pociąg śmierci”, jedna z atrakcji turystycznych w tym kraju. Ja się spodziewałem mocno rozklekotanego wraku z jakimiś ohydnie twardymi siedzeniami. Natomiast, przyjechał całkiem nowoczesny pociąg z krzesłami tak wygodnymi, że ja w domu takiego nie mam! I powiem szczerze, iż była to niemiła niespodzianka, bo spodziewałem się z goła innych wrażeń.
Na swoim blogu napisałeś, że Boliwia to kraj niedorozwinięty.
Wyjęte z kontekstu brzmi obraźliwie, ale nie taki miałem zamiar pisząc niedorozwinięta. Chodziło mi po prostu o to, że brakuje tam jeszcze wielu rozwiązań z których korzystamy na co dzień w Europie. Na przykład, bardzo rzadko udawało się tam znaleźć dom z ciepłą wodą i pralką. Oczywiście, warunki w tamtym kraju są zupełnie inne niż u nas i przy 30 stopniach zimna woda nie doskwiera tak bardzo jak przy minus 1 u nas. Jednak, pranie ręczne w zimnej wodzie było dla mnie straszną katorgą. Czasem wolałem nawet chodzić brudny, niż to wszystko prać. A w tym kraju nierzadko w domu w ogóle nie ma wody i pranie, czy mycie samochodu odbywa się w rzece. Generalnie chodziło mi o to, że Boliwia jest lekko zacofana w stosunku do innych krajów a słowo „niedorozwinięta” miało w humorzasty sposób podkreślić to zacofanie. Gdy stamtąd wyjechałem, uświadomiłem sobie, iż piękno tego kraju polega właśnie na tym, że jest takie, jakie jest.
Dlaczego piłeś herbatę z liści Koki?
Piłem te herbatę po to, by nie pić samej wody. W smaku jest gorzka. Nie czułem się jednak po tej herbacie pobudzony. Normalnie zasypiałem, choć wszyscy ostrzegali, żebym tego nie pił, bo nie zasnę. Kiedy dojechałem do La Paz już mi przeszła faza fascynacji tą herbatą. Miałem oczywiście ze sobą liście koki i od czasu, do czasu je żułem. Ponoć miały pomagać na chorobę wysokościową. Jeśli dobrze pamiętam, to coś pomagały, ale nie wiem na ile to było ich działanie, a na ile efekt placebo. Generalnie, liście koki pomagają, ale wtedy, gdy bardzo ciężko pracujesz fizycznie. Na przykład, gdy machasz kilofem w kopalni przez dwanaście godzin, jak górnicy w Boliwii, i będziesz przy tym żuł te liście, to wyjdziesz nie czując zmęczenia. Koka sama z siebie nie daje nic.
Jak długo byłeś w Boliwii i co działo się dalej?
Byłem tam równo 60 dni. Dla tych co by się tam wybierali. Gdy przekraczasz granicę dostajesz wizę na 90 dni, bez płacenia i czegoś takiego. Ale, po 30 dniach musisz udać się do straży granicznej i poprosić o przedłużenie na kolejne 30 dni. Mnie po dwóch miesiącach starczyło, choć mogłem zostać jeszcze miesiąc. Zobaczyłem co chciałem zobaczyć. Byłem tam, gdzie chciałem być. Pomyślałem, że to najwyższy czas na podróż do Peru, gdzie czekało mnie napisanie pracy inżynierskiej. Po Peru był Ekwador, Kolumbia no i Wenezuela. Dużo można by opowiadać, ale mieliśmy się skupić na Boliwii.
Czy osoby rozpoczynające przygodę z podróżowaniem powinny się obawiać autostopu?
Takie osoby nie powinny się niczego obawiać! Rozumiem strach przed autostopem, bo moja głowa jakieś trzy i pół roku temu, też była w nie zaopatrzona. Od tamtego momentu przejechałem stopem ponad 60 tysięcy kilometrów. Powiem Ci szczerze, z ręką na sercu, nawet specjalnie ją sobie teraz do serca przyłożę, nie ma się czego bać! Im więcej podróżujesz, tym bardziej dostrzegasz, że na świecie nie ma złych ludzi. Trafiają się tylko pojedyncze jednostki typu złodziej. Twoje bezpieczeństwo w podróży zależy głównie od Ciebie. Jeżeli jesteś gapa, upijasz się do nieprzytomności i śpisz na dworcu, to zawsze Cię ktoś okradnie. Jeśli dbasz o siebie, to są bardzo małe szanse, że coś Ci się stanie. Autostopu nie trzeba się bać, autostop trzeba zrozumieć.
O czym zamierzasz napisać książkę?
Zamierzam opisać te 16 miesięcy spędzonych w Ameryce Południowej. Na pewno opowiem czytelnikom o moim Erasmusie w Portugalii, od czego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Książka, tak jak blog, który prowadzę, ma zachęcić ludzi do podróżowania. Znajdzie się tam wiele historii na które w tym wywiadzie nie ma po prostu miejsca. Pokażę, że autostop nie jest niebezpieczny. Nigdy nie miałem ze sobą żadnego gazu ani pałki. Opowiem też historie kryjące się za wieloma zdjęciami. Ludzie często mówią mi „Jakie ty masz fantastyczne życie, tobie się wszystko udaje”. Oni nie wiedzą, że przed wykonaniem tego zdjęcia 8 godzin czekałem przy zakurzonej drodze. Przez godzinę padał tropikalny deszcz a przez 7 słońce grzało powyżej 40 stopni. Podróżowanie, to również pokonywanie wielu trudności. Jednak, skoro taki przeciętniak z Gdańska jak ja dał radę, to liczę, że i moi czytelnicy odważą się spróbować!
*Spotkanie w TROPS Akademickim Centrum Kultury zorganizowało stowarzyszenie „Kiwi” dawniej „W drogę”, którego patronem medialnym jest nasz portal.
Link do wydarzenia:
https://www.facebook.com/events/1087918854591926/
Link do bloga podróżnika:
https://vailacara.wordpress.com/