MIASTO POZNAJ OKOLICE – ROGALIN (CZĘŚĆ 2)
Pałac, wielka orkiestra żabia, Matejko, Wyspiański i prawie Kubica. Rogalin to cudowne miejsce, które śmiało mogę polecić każdemu. W słoneczny dzień można się tam poczuć jak postać z Disneya. Zwłaszcza, gdy szło się do niego 22 kilometry!
Pałac
Gdy w końcu pokonaliśmy ponad dwudziestokilometrowy dystans naszym oczom ukazał się on. Piękny, wspaniały, robiący piorunujące wrażenie pałac Raczyńskich. Postawił go w tym miejscu Kazimierz Raczyński, budowa zakończyła się w 1776 roku. Barokowo-klasycystyczny styl pałacu cieszyć dziś może nasze oczy, dzięki kompleksowej rewaloryzacji i modernizacji, którą pałac przeszedł między 2007 a 2015 rokiem.
Oprócz nas, na terenie kompleksu pałacowego znajdowała się wycieczka szkolna, której przewodził bardzo ciekawy nauczyciel. Ów Pan tłumaczył swoim podopiecznym, że kiedyś sadziło się drzewa w ogrodach przed pałacem, w formie klimatyzacji, by w słoneczne dni znaleźć ochłodę w cieniach tych drzew. Gdyby na tym zakończył swój wywód, pewnie nawet nie zwróciłbym na to uwagi, lecz prawdziwie szokujące informacje miał zdradzić dzieciakom już w następnej chwili.
Otóż Pan nauczyciel przekonany jest, że dziś już nie potrzebujemy drzew, bo… mamy klimatyzację! By utwierdzić swoich uczniów w bezużyteczności roślin spytał (w sumie nie wiadomo dlaczego?) czy uważają, że drzewa rosnące przy drogach są bezpieczne? Nie czekając na odpowiedź dzieci zawyrokował, że drzewa są bardzo niebezpieczne i należałoby je jak najszybciej powycinać. Mam nadzieję, że człowiek ten nie uczy na co dzień przyrody. Zaprezentował iście szyszkowe podejście do tematu.
Wnętrze pałacu przywodzi na myśl baśnie o księżniczkach i książętach, co żyli długo i szczęśliwie. Wycieczkę z interaktywnym przewodnikiem rozpoczynamy od jadalni, którą zdobią portrety i arrasy. Następnie podziwiamy pokoje domowników, urządzone tak, jak gdyby dawni gospodarze ledwo co z nich wyszli.
Ogromne wrażenie robią schody wiodące na pierwsze piętro. Ich poręcz przyozdobiona jest imitacjami toporów a na balustradzie rozciąga się kolczasty łańcuch. Ta kolczatka według elektronicznego przewodnika miała symbolizować Polskę spętaną jarzmem zaborców. Na ścianie przy schodach wiszą ogromne obrazy, a wieczorami światła dostarczają tu lampiony trzymane przez czarne ręce okryte złotym suknem.
Moim zdaniem najpiękniejszym pomieszczeniem w pałacu jest neobarokowa biblioteka. Wchodzi się do niej udając się w prawą stronę od szczytu schodów. Stworzył ją podczas gruntownej renowacji pałacu Edward Aleksander Raczyński. Piąty z kolei właściciel pałacu.
W pałacu zobaczyć możemy jeszcze pomieszczenie dawnej neogotyckiej zbrojowni, niestety jej wyposażenie zostało przez Raczyńskich tak dobrze ukryte, że do dziś nie wiadomo, gdzie się znajduje. Są też kolejne prywatne pokoje, portrety i rzeźby pięknych dam oraz zabawne łóżka z łapami (dosłownie). Nic jednak nie może równać się pięknem biblioteki, w której mógłbym mieszkać do końca życia, pogrążając się w cudownej literaturze!
Wokół pałacu
Po wyjściu z głównego budynku warto wybrać się do Gabinetu londyńskiego. Jest to ekspozycja poświęcona ostatniemu męskiemu potomkowi rogalińskiej linii rodziny Raczyńskich - Edwardowi Bernardowi Raczyńskiemu. Pełnił on rolę ambasadora Polski w Wielkiej Brytanii w latach 1934-1945. Od 1979 do 1986 sprawował urząd prezydenta RP na Uchodźctwie.
Gabinet w Rogalinie jest wierną rekonstrukcją pokoju w londyńskim mieszkaniu przy 8 Lennox Gardens, którego wyposażenie przekazały Fundacji im. Raczyńskich córki prezydenta po jego śmierci w 1993 roku. Zgodnie z jego wolą został pochowany w Rogalinie, do którego bardzo tęsknił przebywając na wyspach brytyjskich. (W pokoju można znaleźć między innymi fotografię z Lechem Wałęsą!)
Gdy skończymy podziwiać rekonstrukcje, warto rzucić okiem na oryginały. A jest w rogalińskim kompleksie pałacowym na co rzucać. Wspomniany już Edward Aleksander Raczyński stworzył bowiem, nie tylko genialną bibliotekę. W 1910 roku otworzył on zupełnie nowy budynek, mieszczący się przy pałacu, w którym można było podziwiać zbierane przez Raczyńskiego przez 40 lat dzieła malarstwa europejskiego. Przed II wojną światową galeria Edwarda Aleksandra uważana była za najlepszy zbiór malarstwa współczesnego w Polsce!
Dziś część zbiorów galerii znajduje się w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Rogalin nadal jednak poszczycić się może takimi dziełami jak „Dziewica Orleańska” Jana Matejki, „Śmierć Ellenai” i „Melancholia” Malczewskiego. Są tu również pastele Wyspiańskiego, wystawiane z przyczyn konserwatorskich w specjalnej, przyciemnianej sali. Na spragnionych sztuki zagranicznej czekają Albert Besnard, Wlastimil Hofman, Paul Delaroche i wielu innych. Choć na mnie największe wrażenie wywarła „Czarodziejka Zeineb” Etienne’a Dineta, francuskiego malarza żyjącego od 1861 do 1929 roku. Jest niezwykła, hipnotyzująca i do teraz żałuję, iż nie cyknąłem jej zdjęcia.
Wychodząc z galerii można udać się wprost do rozciągającego się za pałacem ogrodu francuskiego zamkniętego kopcem. Jeśli mam być szczery, to nudne jak niemieckie autostrady miejsce. Przyjemność odnajdą tu na pewno pedanci wszelkiej maści. Wszystko jest idealnie przystrzyżone, równe i na swoim miejscu. Jedyne co można tam odnaleźć, to fantastyczny widok na pałac!
Sprawę ratuje na szczęście park krajobrazowy, który otacza ogród francuski. Jest to największe w Europie skupisko dębów. Znajdziemy tu około 2000 tysięcy dębów, których najznamienitsi przedstawiciele mają pnie o obwodzie sięgającym 9 metrów! Spośród nich najbardziej znane i najmocniej chronione są Lech, Czech i Rus. Badania dendrologiczne wykazały, że ci zacni staruszkowie liczą sobie mniej, więcej 700 lat!
Nasz ulubieniec Lech, jest już niestety tak stary, że musi podtrzymywać się nie na jednej a na kilku laskach. Czech ze starości wyłysiał, lecz nadal stoi między Lechem a Rusem, próbując pogodzić zwaśnionych braci. Rus natomiast, przypomina samotnego starca, który straszy okoliczne dzieci dla zabawy. Miło jednak widzieć, że ci starsi dębowie mimo upływu lat, wciąż stoją koło siebie.
Rogaliński Kubica
Okrążając park krajobrazowy, przy dębie Edwarda zeszliśmy w dół na brzeg rozlewisk nadwarciańskich. Są to przepiękne okolice. Nie da się słowami opisać cudowności tego miejsca. Gdy tak sobie leżeliśmy nad brzegiem rzeki, nagle rozpoczął się żabi koncert. Udział w nim wzięły największe gwiazdy chórów żabich. Składy były mieszane, męsko-żeńskie, a nagrodą dla najlepszych solistów, stała się kopulacja w zaciszu okolicznych traw.
Ważnym i godnym polecenia miejscem w Rogalinie jest również kościół pod wezwaniem św. Marcelina. Ukończony w 1830 roku budynek wzorowany był na rzymskiej świątyni w Nimes z I wieku przed naszą erą. Kościół jest dwupoziomowy. Górna część pełni rolę kaplicy, natomiast dolna jest w zasadzie mauzoleum rodu Raczyńskich. Spoczywa tu między innymi Edward Bernard Raczyński, wspominany już Prezydent RP na Uchodźctwie a także Roger Raczyński oraz serce fundatora świątyni Edwarda Raczyńskiego.
To na co szkoda czasu w kompleksie pałacowym, to powozownia. Jak się okazuje, powozy, które się w niej znajdują, nie mają żadnego związku z pałacem ani Raczyńskimi. Są, bo są i szkoda, że ta informacja spada na turystów dopiero po wejściu do powozowni. Jeśli ktoś chce pooglądać w czym jeżdżono 100 lat temu, może tego dokonać właśnie tam. Największym plusem powozowni jest jej niewielki rozmiar. Całość można zwiedzić w 5 minut. Zamiast tego polecam zabawę w poszukiwanie pomnika na cześć Henryka Sienkiewicza, który podobnie jak Adam Mickiewicz i Jacek Malczewski, gościł w pałacu Raczyńskich. Rodowa legenda głosi nawet, że właśnie tu Sienkiewicz pisał fragmenty „Rodziny Połanieckich”.
Cóż, czas nieubłaganie gonił i musieliśmy z wielkim smutkiem opuścić włości Raczyńskich. Rogalin jednak postanowił zaskoczyć nas jeszcze raz. Nieświadomi swego losu wsiedliśmy do busa, którym chcieliśmy się dostać do Mosiny, skąd łatwiej o połączenie do Poznania.
Okazało się jednak, że Pan kierowca jest szalony. Pędziliśmy przez wioskowe drogi, nie zważając na nic. W pewnym momencie kierowca „Kubica” wjechał komuś na podwórko, zahamował i zaczął wypytywać gospodarza, czy pies mu nie zaginął, bo on akurat widział podobnego do tego, który właśnie ujadał na łańcuchu. Gdy spotkał się z zaprzeczeniem zatrzasnął drzwi i pomknęliśmy dalej. Dowiedziałem się co to znaczy być „agresywnym kierowcą”. W pewnym momencie nasz busowy „Kubica” zniecierpliwiony korkiem na szosie zaczął pruć pod prąd, co automatycznie sprawiło, że włosy na karku stanęły mi dęba! Gdy samochód z naprzeciwka nieubłaganie się zbliżał nasz kierowca nie wrócił na swój pas. Wręcz przeciwnie, z całą stanowczością odbił w lewo wjeżdżając na pobocze i tym poboczem mijając samochody z naprzeciwka dojechał aż do zakrętu w lewo. Ta niezwykle szatańska jazda była końcem naszej wspaniałej Rogalińskiej podróży! Ale nie bójcie się, nie zginęliśmy w potwornym wypadku drogowym, a ten reportaż nie jest pisany przez ducha. Rogaliński „Kubica” dowiózł nas bezpiecznie na pociąg do Poznania.