MIASTO POZNAJ OKOLICE - LEGENDARNA GOŚLINA!
Elewator, sarna, i deja vu, a na końcu odnalazła się legendarna kraina zwana Murowaną Gośliną. Nasza kolejna wyprawa po okolicach Poznania to 42 kilometry męki, radości i niezwykłych widoków!
Piwo, piwko, piweczko
3 maja to święto kontrowersyjne. Jedni twierdzą, że uchwalenie pierwszej konstytucji na europejskim kontynencie, to jedno z największych dokonań Polaków. Drudzy, iż właśnie ta sprawa wpędziła Polskę w długi niebyt na historycznych mapach. Im dalej od 1989 roku, gdy w końcu istnieje wolność słowa, a 3 maja stał się świętem narodowym, tym dyskusja na temat znaczenia tego dnia rozbrzmiewa co raz głośniej.
Nas w marszu 3 maja obchodziło to o tyle, że pogoda nad naszymi głowami, też nie mogła się zdecydować, czy czcić konstytucje słoneczkiem, czy potępiać deszczem. Zgniły kompromis polegał na tym, że słoneczko przykryły ciemne deszczowe chmurki ale temperatura nadal była wysoka (no dobra przesadziłem, było po prostu za ciepło na jesienną kurtkę;).
Wychodząc z Poznania w stronę Koziegłów, zapragnęliśmy z Martą sprawdzić jak wygląda ulica Syrenia. Początki były bardzo obiecujące, bo naprzeciwko zakrętu z Bałtyckiej w Syrenią stoi ogromny gmach. Swą budową przypomina twierdzę, w której można by długo bronić się po ewentualnym wybuchu apokalipsy zombie.
Z niewiadomych przyczyn internety po wpisaniu adresu ulicy i zaznaczeniu, że chodzi o zabytkowy budynek fabryki wskazują, iż to browar Mycielskich. Jakże wspaniale taki obiekt pasowałby do 3 majowej opowieści. Wszak uruchomił go w 1872 odesłany z powstania styczniowego Józef Mycielski. Ileż autor tego reportażu mógłby wysnuć rozważań na temat tego, czy ów browar powstałby w ogóle gdyby nie podpisano konstytucji 3 maja.
Niestety, wrednym zrządzeniem losu oraz po dłuższym przekopaniu internetu okazało się, że ów budynek na Bałtyckiej 48 to Słodownia Pneumatyczna dziś „Optima” a dawniej „Poznań”. Wzniesiona po 1880 roku. Należała do majątku Huggerów. Tych samych, którzy wybudowali browar w centrum miasta. Dziś stoi na jego miejscu centrum handlowe o podobnej nazwie.
Słodownia prezentuje się pięknie. Niezwykłego charakteru nadają jej charakterystyczne ruchome osłony wylotów kominów, których zadaniem jest osłanianie wylotów przed wiatrem. To na tyle symboliczne przedmioty, że firma zarządzająca budynkiem uczyniła z nich swoje logo. Natomiast, ulica Syrenia cóż… powiedzmy, że Słodownia to jedyne ładne miejsce w tych okolicach.
Skorpion z kamienia
Nie umiem już zliczyć ile razy mijałem znak „Koziegłowy” na piechotę (mieszkając na poznańskim Łazarzu, to jest pewnego rodzaju wyczyn). Byłem tu jeszcze zanim powstała nowa droga dojazdowa, która muszę przyznać, mocno komplikuje pieszy ruch.
Nigdy nie miałem jednak okazji przyjrzeć się tej miejscowości. Dlaczego ciągnie tu Poznaniaków? Dopiero gdy przystanęliśmy na chwilę, by napić się wody ujrzeliśmy piękno kryjące się za naszymi plecami. Koziegłowy położone wyżej od Poznania pozwalają z oddali cieszyć się niezwykłą panoramą naszego miasta.
Oczywiście, chcieliśmy stworzyć przepiękne portrety, które swą formą nawiązywałyby do pejzaży wielkich malarzy. Niestety, słoneczko na czas naszego pobytu w Koziegłowach postanowiło znów schować się za chmurami, w proteście przeciw 3 majowym obchodom. Widoczność tego dnia, również pozostawiała wiele do życzenia. Tym niemniej Poznań nadal pozostawał piękny. Z perspektywy Koziegłów, stolica Wielkopolski wydaje się taka cicha, spokojna. Nie słychać tu wiecznie wyjących syren karetek, nie ma nieustającego szumu aut. Jest tylko obraz, który pozwala szybko zapomnieć o tym jak niewygodnie żyje się w wielkim mieście.
Nastrój wiejskiej sielanki został nam brutalnie przerwany, gdy ujrzeliśmy potwora rodem z greckich mitów. Drogę do Czerwonaka przecięła nam kamienna kreatura, czyhająca na skraju ulicy Polnej łączącej się z Gdyńską. W życiu nie wiedziałem czegoś takiego. Kamienny tułów potwora nie zdradzał, żadnych słabych punktów. Stanęliśmy jak wryci oczekując na ruch bestii. Ta z kamienną twarzą, niewyrażającą żadnych emocji przystanęła w kwiatkach.
Naszym oczom ukazał się stalowy ogon bestii. Trudno walczyłoby się z przeciwnikiem wyposażonym w taką broń. Na szczęście dla nas okazało się, że ów stalowy bicz zakończony jest… kwiatuszkami! Kamienny potworek okazał się być bestią nieszkodliwą, a nawet w pewnym sensie uroczą. Doprawdy dziwne rzeczy dzieją się w Koziegłowach, musicie to zobaczyć sami!
Elewator
Komu nie wystarcza namiastka natury w postaci pięknych widoków i chciałby się z nią bliżej poznać zapraszam do Czerwonaka. Mieszczące się pod tą nazwą gmina i miejscowość, to naładowane historią i naturą wspaniałe miejsce na weekendowy wypoczynek. Ale zacznijmy od polityki.
Historia Pomnika Poległych Milicjantów w Czerwonaku jest tak zakręcona jak cała historia Polski. W lutym 1945 roku niedobitki z Wermachtu próbowały przebić się z Poznania do Piły. Do walki z nimi Armia Czerwona włączyła tworzące się na terenach Wielkopolski odziały Milicji Obywatelskiej. Jeden z takich oddziałów 14 lutego stoczył potyczkę z Niemcami broniącymi się w zagrodzie na terenie gminy Czerwonak. W walkach zginęło 9 Polaków.
Na cześć tego wydarzenia 7 października 1984 roku, w dniu Święta Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa wzniesiono pomnik zaprojektowany przez Józefa Kaliszana. Święto, z okazji którego odsłonięto pomnik, jest co najmniej kontrowersyjne (jak święto 3 maja i większość polskiej historii). W 1993 roku zmieniono w sposób znaczący wymowę pomnika. Przede wszystkim zawisł na nim orzeł w koronie, przytwierdzono do konstrukcji również tablicę z herbem Czerwonaka i krótkim napisem „Poległym i pomordowanym za wolność tej ziemi”.
Spragnionym natury proponuje natomiast spacer brzegiem Warty. Przepiękne, ciche, pełne zieleni miejsca, gdzie od czasu, do czasu natknąć się można na polującego wędkarza. Nie ma ton śmieci, smrodu setek papierosów ani wiecznego wrzasku. Wybrzeża Czerwonaka przypomniały mi jak było nad Wartą w Poznaniu, gdy jeszcze nikt nie wiedział, że wolno pić tam alkohol. Jeśli chcielibyście cofnąć się w czasie i zobaczyć jak było kiedyś, Czerwonak to umożliwia. Tereny są tak ciche i spokojne, że idąc nimi niemal wpadliśmy na sarnę, beztrosko szwendającą się w trawie. Ścieżki okupują ślimaki a ptaki tworzą cudowną ścieżkę dźwiękową.
Jednak świat ludzki nie pozwala zapomnieć o sobie w tej przepięknej wsi. Widoczny z oddali zespół elewatorów zbożowych podobnie jak Słodownia Pneumatyczna początkowo budzi skojarzenia z twierdzą obronną. W odróżnieniu jednak od schowanej w wielkim mieście słodowni, zespół elewatorów góruje nad całą wsią, niczym zamczysko właściciela tych terenów. Wybudowany w 1955 wielki elewator powiększono w latach ’70 o żelbetonowe silosy. Kompleks był przystosowany do odbioru zboża nawet z barek rzecznych. Za elewatorem znajduje się nieczynny dziś port oraz młyn do mielenia ziarna.
Teren elewatora należy do prywatnej firmy. Resztki po porcie rzecznym dogorywają stojąc sobie bezpańsko przy brzegu. Stały się miejscem spotkań młodzieży z Czerwonaka co widać po graffiti na ścianach i porozbijanych butelkach po piwie. Na górnym piętrze portu spotkaliśmy gołębicę dzielnie wysiadującą swej jaja. Oby tym, którzy przyjdą tam po nas nie przyszło do głowy krzywdzić dzielnej mamy.
Koniec części 1