PREZYDENT MIASTA MAKSYMALNIE NA 10 LAT? POMYSŁ DOTYCZĄCY OGRANICZENIA KADENCJI LOKALNYM WŁODARZOM
W Prawie i Sprawiedliwości trwa dyskusja na temat wprowadzenia ograniczeń kadencji dla lokalnych włodarzy. Zmiana miałaby dotyczyć wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostwa i marszałka. - Nieuchronność zmiany władzy wpłynęłaby pozytywnie na całą strukturę samorządową, nie chodzi tu tylko o najwyższe stanowisko – komentuje pomysł prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
Premier Beata Szydło podkreśla, iż ze swojego doświadczenia samorządowego może powiedzieć, że takie rozwiązanie powinno zostać wprowadzone. To czy konkretnie będą to dwie kadencje po pięć lat, jest tematem wciąż otwartym.
- Jeżeli ktoś na stanowisku prezydenta czy burmistrza chce czegoś dokonać, wprowadzić zmiany, to dwie kadencje na to wystarczą – uważa prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. - Nieuchronność zmiany władzy wpłynęłaby pozytywnie na całą strukturę samorządową, nie chodzi tu tylko o najwyższe stanowisko. W momencie zmiany następuje przerwanie pewnych relacji, w tym personalnych. W mojej ocenie tych 25-ciu lat wolności w wyborach samorządowych, zmiana władzy jest trudna ze względu na rozpoznawalność konkretnych osób – dodaje.
Pomysł kadencyjności samorządów popiera również Arkadiusz Borkowski, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania i radny osiedla Junikowo. - Dziesięć lat to spory czas, który pozwala na dokonanie zmian w mieście oraz realizacji wyznaczonych celów i polityki. Zarazem zmiana bywa bodźcem pobudzającym ponownie do działania, także dla całych urzędowych struktur, a nie tylko dla zarządu miasta. W skrajnych przypadkach pozwala na ucięcie istniejących układów – argumentuje.
M. Rozmiarek: „ Jeżeli ktoś reaguje na każdy problem i zawsze próbuje znaleźć najlepsze rozwiązania, to najczęściej zyskuje zaufanie swojego otoczenie i zostaje wybrany na drugą, trzecią, czwartą kadencję.”
- Kadencyjność samorządów to wielowątkowy temat na długą i obszerną dyskusję, aczkolwiek pewne jest, że propozycję takiej reformy oraz argumenty „za” i „przeciw” należy rozważać kompleksowo i całościowo – uważa rzecznik klubu radnych PiS Mateusz Rozmiarek. - Na przykładzie Rady Miasta Poznania aktualnej kadencji i tej sprzed dziesięciu lat widzimy, iż zmiany w składzie radnych są bardzo duże. Spośród wszystkich 37 radnych w 2006, aktualnie w ławach miejskich zasiada zaledwie siedem osób. Można więc zauważyć, iż rotacja wśród przedstawicieli tak czy inaczej funkcjonuje, a samorządy lokalne to jednak jest trochę inny wybór, niż na przykład wybory do Sejmu RP – podkreśla.
- W wyborach samorządowych mieszkańcy przeważnie głosują na swoich lokalnych działaczy, nie do końca kierując się polityką, a przede wszystkim zaangażowaniem i aktywnością społeczną. Jeżeli ktoś reaguje na każdy problem i zawsze próbuje znaleźć najlepsze rozwiązania, to najczęściej zyskuje zaufanie swojego otoczenie i zostaje wybrany na drugą, trzecią, czwartą kadencję – przekonuje Rozmiarek. - System ten wydaje mi się, więc racjonalny i uczciwy. Nie wydaje mi się, żeby jego radykalna zmiana przyniosła w efekcie lepsze rezultaty – podsumowuje.
Kadencyjności chce partia Razem
Marta, studentka politologii uważa natomiast, iż najlepszym rozwiązaniem byłaby obowiązkowa przerwa. - Dwie kadencje i następnie przez co najmniej jedną przerwa, po której można ponownie wystartować w wyborach. Ten czas najlepiej gdyby został przeznaczony na odzyskanie kontaktu z rzeczywistością – mówi.
O tym, że nadszedł czas na wprowadzenie kadencyjności burmistrzów i prezydentów miast apelowała już wcześniej partia Razem. Adrian Zandberg, cytowany w oświadczeniu przekazanym PAP podkreślał, że „afera reprywatyzacyjna” w stolicy pokazała, do czego prowadzi zabetonowanie lokalnej polityki. - Żaden polityk nie powinien sprawować takiej funkcji dłużej niż dwie kadencje pod rząd. Afera reprywatyzacyjna to niestety nie wyjątek. Niejeden wieczny samorządowiec ma dziś podobnego trupa w szafie – brzmi fragment oświadczenia.