W POZNANIU DYSKUTOWALI O JAKOŚCI POWIETRZA W MIASTACH
Wprowadzenie minimalnych wymogów dla palenisk i paliw, szeroko zakrojone działania edukacyjne, ale również zastosowanie przymusu administracyjnego - to tylko niektóre recepty przedstawicieli polskich miast na poprawę jakości powietrza. Podczas targów POL-ECO-SYSTEM uczestniczyli oni w debacie zorganizowanej z inicjatywy prezydenta Jacka Jaśkowiaka "Jak przyspieszyć poprawę jakości powietrza w polskich miastach?"
- Ogrzewanie z cieplika dociera już do 51 proc. poznańskich gospodarstw. To dzięki śmiałym decyzjom sprzed lat, związanym z wejściem zagranicznego inwestora do ciepłowni, miasto sprostało wyzwaniom - wyjaśniał prezydent Jacek Jaśkowiak. Jego zdaniem dziś wyzwaniem dla samorządów są kupowane coraz częściej przez mieszkańców piece "kozy" i montowane niemal powszechnie kominki, a także brak standaryzacji paliw i palenisk.
W Poznaniu problem emisji pochodzącej z pieców opalanych węglem jest dużo mniejszy niż jeszcze 20 lat temu. Wówczas ponad połowa miejskich gospodarstw była ogrzewana węglem. Dziś to już tylko 14 proc. Kolejnych 29 proc. gospodarstw do ogrzewania używa gazu, a 6 proc. - energii elektrycznej.
Jak zaznacza Leszek Kurek, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Poznania. - Należy pamiętać, że drewno spalane w kominkach powoduje dwukrotnie większą emisję pyłu PM 10 niż przyzwoitej jakości węgiel. Szczególnie uciążliwe jest to w mieście, gdzie sąsiad sąsiadowi w ten sposób funduje truciznę.
Trują też samochody
Ale nie tylko piece trują powietrze w polskich miastach. Swoją sporą i bardzo szkodliwą cegiełkę dokładają samochody. Najczęściej bardzo stare.
- Pod względem wieku aut jesteśmy daleko za Czechami, gdzie - statystycznie - ok. 40 proc. samochodów ma więcej niż 10 lat, a także za Rumunią, gdzie stanowią one ok. 55 proc. U nas aż 80 proc.! - powoływał się na statystyki prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
W Poznaniu jest ok. 350 tys. samochodów. Do tego należy dodać jeszcze kolejnych 100 tys. aut codziennie wjeżdżających do miasta oraz 60 tys. samochodów dostawczych. A liczba rejestracji samochodów wciąż rośnie. I może jeszcze rosnąć przez import aut z miejsc, w których nie mogą już być dopuszczone do ruchu.
- To wyzwanie dla ustawodawców i samorządowców. Duże aglomeracje powinny móc zakazać wjazdu toksycznym samochodom do swoich centrów - mówił poseł do Parlamentu Europejskiego Andrzej Grzyb i dodał, że skala problemu może narastać, bo mówi się, że od 2030 roku Niemcy mają zakazać rejestracji aut spalinowych. O 5 lat wcześniej zrobić mają to Norwegowie.
źródło: poznan.pl