A. WACHOWSKA-KUCHARSKA: DLACZEGO W NASZYM IMIENIU DECYDUJĄ WYŁĄCZNIE MĘŻCZYŹNI?
Nawet w kwestii przerywania ciąży, in vitro decydują w naszym imieniu właściwie wyłącznie mężczyźni - przekonani o tym, że urodzenie dziecka z gwałtu, czy dziecka, które będzie żyło ewentualnie parę godzin po porodzie, jest naszym obowiązkiem. Czy rolą kobiety jest przejść przez to piekło? To też pokazuje, w jaki sposób jest budowana pozycja kobiet w społeczeństwie – mówi w rozmowie z nami Anna Wachowska-Kucharska, SIW Poznaniacy.
Anna Kowalewska: Brakuje wśród wiceprezydentów kobiety?
Anna Wachowska-Kucharska: Swego czasu Jacek Jaśkowiak obiecał, że prezydentem od spraw społecznych, mieszkaniowych i kultury będzie kobieta. Kandydatura pani Agnieszki Pachciarz co prawda nie sprawdziła się, ale myślę, że źle się stało, iż obecnie to nie po stronie kobiety leżą kwestie społeczne.
W szczególności, że są to kwestie wymagające mimo wszystko empatii.
Dokładnie i to jest jest jeden z kardynalnych błędów wynikających stąd, że na ogół rządzący miastem uważają, że kultura, oświata i kwestie społeczne nie są najważniejsze. W ocenie mężczyzn najważniejszymi dziedzinami są te, w których jest mowa o dużych pieniądzach. Mam tu na myśli kwestie zarządzania inwestycjami, np. Kaponiera , ZDM, GOAP czy ewentualną budowę mieszkań komunalnych. Kultura czy sprawy społeczne natomiast wydają się mniej istotne. To jest też sposób myślenia partii politycznych, które zasiadają w Radzie Miasta. Tak więc brakuje często dobrych decyzji w sferze związanej z polityką społeczną ale brakuje także środków na realizację istotnych projektów, które przekładają się wprost na podniesienie jakości życia.
Ale w samorządzie jest kilka aktywnie działających kobiet. Czy ma Pani wśród nich radną – faworytkę, która szczególnie zasługuje na aprobatę?
Sprawa nie jest taka prosta, nie widzę tego pozytywnie, ponieważ partie polityczne, tak jak w parlamencie, w samorządzie często kierują się swoimi interesami. To jednak nie oznacza, że zasiadające w RM kobiety nie działają merytorycznie. Ale czy mam specjalną faworytkę?
A np. pani Katarzyna Kretkowska?
Cenię radną Kretkowską. W paru kwestiach bardzo dobrze nam się współpracowało - zarówno w przestrzeni kultury, jak i swego czasu także w kwestiach związanych z edukacją. Cztery lata temu prezydent Grobelny wpadł na pomysł likwidacji dużej liczby szkół i przedszkoli i w tym aspekcie wspólnie podejmowałyśmy działania na rzecz ratowania zagrożonych placówek oświatowych.
To jedna radna. Nie będziemy szukać na siłę innych?
Nie szukajmy na siłę innych, aczkolwiek muszę przyznać, że radna Lisiecka-Pawełczak w związku z faktem, że jako Rada Osiedla Naramowice szukamy miejsca pod targowisko zaangażowała się w nasze działania.
Mieszkanką Naramowic jest też pani radną Dudzic- Biskupska.
Z radną Dudzic-Biskupską nie udało się nam, jako Radzie Osiedla nawiązać pozytywnych relacji.
„Kobiety muszą udowodnić więcej i to bez względu na to, jakie mają kompetencje i jak bardzo są merytoryczne.”
A kobiety w życiu społecznym, zawodowym? Niestety chyba wciąż jest tak, że kobieta aby się przebić musi więcej udowodnić. Od nas po prostu wymaga się więcej.
Kobiety muszą udowodnić więcej i to bez względu na to, jakie mają kompetencje i jak bardzo są merytoryczne. Pozwolę sobie przytoczyć tekst z artykułu zamieszczonego w Wysokich Obcasach: „Miarą wolności i demokracji kraju jest to, jaką pozycję i wolność mają kobiety. Czy mają prawo głosu? Czy mają wolny wybór? Czy mogą decydować o swoim życiu? Polska wielkimi krokami oddala się od bycia krajem wolnym, demokratycznym i zmierza w stronę totalitaryzmu”.
I tutaj powstaje zasadnicze pytanie, dlaczego nawet w kwestii przerywania ciąży, in vitro decydują w naszym imieniu właściwie wyłącznie mężczyźni - przekonani o tym, że urodzenie dziecka z gwałtu, czy dziecka, które będzie żyło ewentualnie parę godzin po porodzie, jest naszym obowiązkiem. Czy rolą kobiety jest przejść przez to piekło? To też pokazuje, w jaki sposób jest budowana pozycja kobiet w społeczeństwie. Oczywiście jest wiele kobiet, które z powodzeniem uniezależniają się, które są silne i potrafią się wybić. Jednak przeważająco wybrzmiewa kwestia dotycząca marginalizacji roli kobiet, spychania ich do drugiego rzędu.
Uważa Pani, że parytety są dobrym rozwiązaniem? Pojawiają się głosy, w tym również niektórych kobiet, że to jest swego rodzaju dyskryminacja. Że jeżeli jest się w czymś naprawdę dobrym, to nie potrzeba takiego rozwiązania.
Parytet to nie dyskryminacja. Społeczeństwo potrzebuje uświadamiania, a nasza droga do osiągnięcia pozycji, jak w krajach o ugruntowanej demokracji, gdzie jednak rola kobiet jest znacznie lepiej klasyfikowana i wyżej oceniana jest długa. Chodzi o to, żeby kobiety miały prawo podejmować decyzje. Ja to tak trywializuję, ale trochę to działa w taki sposób, że jedna decyzja podjęta wbrew kobietom naruszająca ich prawo do wolności, od razu skutkuje tym, że kolejne ewentualne decyzje zamiast postępować do przodu, będą cofać nas chociażby w aspekcie równego dostępu do debaty publicznej. Ogromna w tej sprawie jest także rola mediów.
W Radzie Miasta Poznania jest jedna komisja, która składa się niemal z samych kobiet. Jej członkiem jest tylko jeden mężczyzna. Wie Pani o jakiej komisji mówię?
Nie wiem.
O komisji rewizyjnej.
A kto jest jej przewodniczącym?
Radna Klaudia Strzelecka.
Akurat tego nie wiedziałam, ale cieszę się z tego, o czym Pani mówi. Będę zatem czekać na jakieś wyniki działania tej komisji, bo powiem szczerze, że niepokojąca jest kwestia GOAP-u czy ZKZL-u. Być może warto, żeby komisja rewizyjna składająca się z pań zajęła się tymi tematami. Ale gratuluję i bardzo się cieszę. W szczególności, iż nie sądzę, aby ta komisja była, mówiąc kolokwialnie, łatwym kawałkiem chleba. Gdyby to było takie proste, to myślę, że Szymon Szynkowski vel Sęk (poprzedni przewodniczący – red.) lepiej by sobie radził, a akurat jego pracy w tej komisji nie oceniam dobrze.
„Często władze nie myślą o osiedlach peryferyjnych, bo wszystkim wydaje się, że najważniejsze jest to, aby rewitalizować przestrzeń Śródmieścia.”
Porozmawiajmy teraz trochę o kulturze. Na Naramowicach ma powstać nowy kulturalny projekt.
Tak, jest on przygotowywany w ramach XIII Festiwalu Tańca. Pomysł polega na tym, aby właśnie włączyć w to osiedla peryferyjne.
Czyli nie tylko Naramowice.
W przypadku północnego Poznania to poza Naramowicami jeszcze Umultowo, Morasko i Radojewo. Chodzi o to, żeby miasto dofinansowało ten projekt i stworzyło szansę udziału w nim osobom, które bardzo często mają talent, a po prostu brakuje im środków na realizację zainteresowań, czy marzeń. W związku z tym miasto ma udostępnić darmowe miejsca na warsztaty. Ale ogólnie na Naramowicach będzie działo się lepiej, bo powstaje filia Biblioteki Raczyńskich i z tym jako rada osiedla wiążemy duże nadzieje. Niestety obecnie kultura w tej części miasta kuleje.
Nie tylko na Naramowicach, ogólnie na osiedlach peryferyjnych jest taki problem.
Dokładnie, kiedyś były np. domy kultury, które skupiały różnego rodzaju działania w sferze kultury. Dwa lata temu, kiedy obowiązki dyrektora Galerii Miejskiej Arsenał pełniła Karolina Sikorska, przygotowaliśmy projekt Lokalsi – aangażował mieszkańców dzielnic, do których kultura nie dociera. Prawda jest taka, że mieszkańcy Naramowic, Umultowa czy Radojewa, aby spotkać się z kulturą muszą pojechać do Śródmieścia. Wszelkie inicjatywy kulturalne dzieją się w centrum.
Jednym z takich przykładów może być chociażby program Centrum Warte Poznania.
Często władze nie myślą o osiedlach peryferyjnych, bo wszystkim wydaje się, że najważniejsze jest to, aby rewitalizować przestrzeń Śródmieścia. I wszelkie projekty, także ten o którym Pani mówi, są właśnie ofertą dla centrum. To jest dobre, ale uważam, że przy tym trzeba też myśleć o takich osiedlach, które są oddalone od centrum i pozbawione kulturalnej infrastruktury. Prawda jest taka, że jeżeli dzieci i młodzież nie będą miały na etapie szkolnym dostępu do kultury, to nie możemy oczekiwać, iż wyrośnie wyedukowane i kulturalne społeczeństwo. Kulturalne w sensie identyfikujące się z kulturą.
Powracając natomiast do projektu Lokalsi, miał on za zadanie zintegrować lokalną społeczność i proszę sobie wyobrazić, że uczestniczyły w nim dzieci ze wszystkich naramowickich szkół oraz dorośli. I uczniowie połknęli bakcyla, w finale projektu mogli zobaczyć swoje prace w Galerii Miejskiej, a to dla dziecka jest czymś wyjątkowym. Jedną z najfajniejszych chwil w moim życiu był moment, kiedy widziałam te dzieci wraz z rodzicami na wernisażu. Nigdy przedtem nie widziałam w Galerii Arsenał takich tłumów, przyszło tyle osób , że nie mogliśmy pomieścić się w pasażu między Meskaliną, a Arsenałem. To był kapitalny projekt! Dlatego tym bardziej uważam, iż jeżeli oczekujemy mądrego i dobrze wyedukowanego społeczeństwa, to nie możemy tej edukacji pojmować na zasadzie ortografii i dobrze zdanych egzaminów gimnazjalnych.
Pod klucz.
Dokładnie! Musimy myśleć o edukacji kulturalnej społeczeństwa i temu sprzyjają różnego rodzaju projekty w przestrzeni miasta – nie zawsze duże projekty flagowe ale często niewielkie projekty, które powodują, że zacieśniamy więzi i budujemy wspólnotę. To ma wartość – wartość dla nas – mieszkanek i mieszkańców Poznania.