ZEGARMISTRZOSTWO TO NIE JEST LEKKA PRACA
Znalezienie fachowca, który nie wymieni, a naprawi jakieś urządzenie czy mechanizm, coraz częściej przypomina szukanie igły w stogu siana. Pracownie zegarmistrzowskie jeszcze są, ale fachowcy tam pracujący, nie młodnieją.
Poznań, chłodny poranek stycznia. Centrum miasta
Przechodzę ulicą Gwarną, która pomijając nocne ekscesy wcale gwarna nie jest. Oglądam szyldy. Każdy wymyślony według własnego uznania. Zrealizowany po to, by był bardziej widoczny niż pozostałe. Patrzę na zegarek (nie telefon) i stwierdzam, że mam jeszcze godzinę wolnego. Tu następuje zbieg okoliczności. Dostrzegam porysowane szkło mojego zegarka, podnoszę głowę i widzę szyld. Skromny napis „Zegarmistrz”, który ginie w potoku innych, pstrokatych reklam.
Sądzę, że szkiełko zegarka na pewno jest do wymiany, przekonany o tym idę zapytać o cenę. Wchodzę w bramę, trochę zdezorientowany uchylam drzwi do klatki schodowej w kamienicy. Zapach starego budownictwa i papierosowego dymu jest wszechobecny. Zastanawiam się czy dobrze trafiłem. Idę po schodach. Na półpiętrze dostrzegam skromny napis „Pracownia Zegarmistrzowska”. Schylam głowę by nie uderzyć w sufit i wchodzę.
Pan Marek Piszczek, zegarmistrz. Odpowiada dzień dobry i zaczynamy rozmawiać.
Mój zegarek dostałem od ojca. Nie ma wartości kolekcjonerskiej, ma dwadzieścia lat i jest trochę zniszczony. Czy może da się wymienić szkiełko i poprawić jego wygląd?
Marek Piszczyk: Nie trzeba wymieniać. Wystarczy przeszlifować i będzie jak nowa. Te rysy nie są głębokie. Wymienić baterię przy okazji?
Nie. Dziękuję. Jest Pan w stanie zrobić to od ręki? Mam tylko godzinę.
Szanowny panie potrzebuję dziesięć minut.
To spotkanie odbyło się rok temu. Przypomniałem sobie o nim niedawno. Skontaktowałem się z Panem Markiem i poprosiłem o kilka słów.
W mediach co jakiś czas przypomina się o tym, że zabraknie fachowców. Czy prawdziwych rzemieślników zastąpią młodzi?
Nigdy nie miałem ucznia. Może to mój błąd, że takowego nie było. Z tego co widzę, to młodych ludzi chętnych do nauki rzemiosła brakuje. Zegarmistrzostwo to nie jest lekka praca. Wymaga koncentracji, doświadczenia, cierpliwości i pokory. Dużo wyrzeczeń. Sam zawdzięczam najwięcej swojemu mistrzowi Władysławowi Cieszyńskiemu, pamiętam jego zakład przy Rynku Łazarskim. Teraz został przeniesiony na ulicę Wodną, prowadzi go jego syn.
Pan jednak od kogoś się tego nauczył. Pasja czy sposób na biznes?
Na brak pracy nie mogę narzekać. Niekiedy jest jej za dużo na jednego człowieka. Pracy dużo, pieniędzy wcale nie aż tak wiele. Nigdy nie miałem ucznia, może dlatego wydaje mi się, że biorę za dużo zleceń.
Zalewają nas produkty z dalekiego wschodu. Da się je naprawić?
Te tanie są jednorazowe. Nawet jeśli uda się wymienić baterię to nikt nie zagwarantuje, że będzie działać przez dłuższy czas. Cena i jakość idą w parze. Materiały używane przez tańszych producentów nie zapewnią długoletniej pracy mechanizmu. W tej chwili naprawiam zegar stojący, firmy Becker. Piękna międzywojenna precyzja wykonania i jakość podzespołów.
Pana zakład mieści się w centrum miasta. Z jakimi trudnościami musi się Pan zmagać, a z jakimi klienci?
Brak odpowiedzialności.
Słucham?
Brak odpowiedzialności ze strony osób, które rozsiane po galeriach handlowych nie potrafią dobrze wymienić baterii. Doprowadzają do uszkodzeń, nie podejmują odpowiedzialności za swoje usługi. Często muszę po nich poprawiać i słuchać jak to klient nie miał czasu podjechać do mnie i skorzystał „na szybko” z usług małego boksu w centrum handlowym.
Do Pana wcale nie jest tak łatwo dotrzeć.
Wiem o tym. Klienci mają problem. Delikatne części starych zegarów łatwo uszkodzić niewłaściwie je przewożąc, a tu na Gwarnej zaparkować nie wolno i miejsc trzeba szukać. Potem podejść, a proszę mi wierzyć, same mechanizmy stojących zegarów mają swoją wagę. Do naprawy niektórych to ja wyjeżdżam by nie trzeba było ich przenosić. Inny problem to zmieniająca się moda. Dzisiejsze zegarki są coraz większe i muszę swoje narzędzia uzupełniać o nowe, dostosowane do tych czasomierzy. Idę z duchem czasu.
Pamiętam lupę, którą miał Pan w oku.
Przez trzymanie lupy w oku przez wiele lat, teraz okolice moich gałek ocznych mają inny kształt. Jedno oko wygląda normalnie, drugie inaczej.. Rzemieślnikom wykonującym roboty precyzyjne dokucza też kręgosłup. To raczej standard.
Ludzie rzeczywiście przywiązują się do zegarów. Do ich dźwięku czy widoku?
Wyznaczam termin na dwa tygodnie. Muszę zrobić regenerację różnych elementów i to musi trwać. Po tygodniu otrzymuję telefon, z pytaniem czy nie da się przyspieszyć naprawy. To nie są telefony z pretensjami, raczej z tęsknotą. Wiele osób nie może zasnąć bez dźwięku tykającego zegara.
Prognozy na przyszłość?
Trzeba robić swoje. Niech każdy robi to na czym się zna i co sprawia mu przyjemność. Ja naprawdę łączę pracę zawodową z pasją. Warto pamiętać, że są jeszcze w naszym mieście fachowcy, że Miasto tworzą ludzie.
------
Artykuł pojawił się na miastopoznaj.pl w sierpniu 2016 roku