BUŁKA Z MASŁEM (I Z KONFITURĄ)
Mowa będzie o jedzeniu, ale nie tylko. Bułka z Masłem to kreatywny tandem, w którego skład wchodzą Dominika Hoppe i Tomasz Seidler. To połączenie kultury, kulinariów i konfitury. Przede wszystkim jednak BzM to kameralna przestrzeń na Jeżycach, do której chce się powracać.
Anna Kowalewska: Skąd pomysł na stworzenie takiego miejsca?
Dominika Hoppe: Bułka z Masłem to studio kulinarno-projektowe, czyli wypadkowa pasji i naszego wykształcenia. Tomek jest grafikiem i jest po kulturoznawstwie, ja jestem architektem wnętrz i wzornikiem. Kulinariami od strony techniki zainteresowałam się po przejściu na dietę bezglutenową. Wtedy musiałam zmierzyć się z chemią i fizyką kuchni podobnie, jak podczas dyplomu licencjackiego, kiedy analizowałam i projektowałam dla kuchni molekularnej. Chcieliśmy stworzyć razem nasze miejsce. Działać według swojego projektu.
Tomasz Seidler: Właściwie nie wpadliśmy na ten pomysł. On sam się stworzył. I dopiero, tłumacząc ludziom, o co w Bułce z Masłem chodzi odnaleźliśmy właściwe słowa, nazwę dla naszej działalności.
A nazwa? Dlaczego właśnie taka?
Dominika: Bułka z masłem, bo wiąże się z jedzeniem. Oznacza coś łatwego i prostego.
Szczerze mówiąc, spodziewałam się takiej odpowiedzi. W Bułce można się z Wami spotkać od środy do piątku?
Dominika: Tak, od środy do piątku sprzedajemy. Resztę dni poświęcamy na odwiedzanie klientów. Kontakt jest głównie indywidualny.
Tomasz: Jesteśmy we dwójkę całą siłą napędową i wszystkich klientów znamy osobiście. Te dni, kiedy nas nie ma w Bułce to czas, który poświęcamy na załatwianie innych rzeczy np. w drukarni, czy stworzenia eventu. Chcemy mieć możliwość wyjścia do ludzi.
A klienci?
Tomasz: Z większością jesteśmy po imieniu. Znamy się osobiście. Bułka to taki otwarty salon. Ludzie przychodzą tutaj, żeby się z nami spotkać, porozmawiać.
Dominika: Często też przychodzą, żeby zapytać o połączenia smaków, podzielić się przepisem.
Tomasz: Można powiedzieć, że jesteśmy takimi kulinarnymi terapeutami.
Jesteście ludźmi mobilnymi. Pracujecie także poza Poznaniem np. w Warszawie. Co tam ciekawego tworzycie?
Tomasz: Realizujemy tam różne projekty. Skupiamy się na kontaktach z ludźmi. Do Warszawy jeździmy, ale nie mamy tam żadnej filii. Jeździmy tam dla ludzi, z którymi nam się dobrze tworzy.
Dominika: Skupiamy się nie tylko na stolicy. Jakiś czas temu byliśmy z warsztatami kulinarnymi w Szklarskiej Porębie. Prowadziliśmy tam warsztaty kulinarne. Zaprosiła nas pani, która prowadzi tam pensjonat, a nasze konfitury serwuje swoim gościom na śniadanie. I chciała, żeby ci ludzie nas poznali. Żebyśmy nie byli tylko „słoikiem na półce”.
Tomasz: Powracając do Warszawy w marcu bierzemy udział w festiwalu Gorzkie Żale. Jeszcze temat nie został oficjalnie zapowiedziany. Wkrótce powinniśmy móc zdradzić więcej szczegółów. Z naszych bułkowych działalności, warto wspomnieć o Dżem Seszn. Wymyśliliśmy to w dwóch znaczeniach: impreza, na której przygotowywaliśmy degustację konfitur plus odpowiednie dodatki typu focaccia, bezglutenowy chleb bananowy.
Dominika: I do tego muzyka grana na żywo przez zaprzyjaźnionych muzyków i dj-ów. Jak przystało na prawdziwe dżem seszn, wraz z rozwojem sytuacji do muzykujących gości, z czasem dołączali się inni ochotnicy.
Połączenie smaku z muzyką?
Tomasz: Muzycy byli częstowani w danym momencie konkretną konfiturą. I po jej skosztowaniu grali to, z czym im się kojarzy dany smak. Jak ostra, grali ostro. Jak łagodna, to pobrząkiwali.
Dominika: To była taka muzyczna dyskusja. Jeden muzyk wyrażał swoje zdanie, uczucie na gitarze, inni mu odpowiadali.
Można Was nazwać artystami…
Tomasz: Nie nam to osądzać.
Dominika: Dla nas najważniejsze jest działanie, proces twórczy.
Korzystacie z bliskości Rynku Jeżyckiego?
Dominika: 90 procent naszych produktów jest właśnie z rynku. Mamy już swojego pana od dyni, pana od pomidorów. Każdy ma swoją funkcję.
Powracając do Waszej oferty w Bułce. Macie jakiś tzw. stały punkt programu?
Tomasz: Trzymamy się sezonowości, nie lokalności.
Dominika: U nas można znaleźć przetwory. Obecnie produktem podstawowym są pomarańczowe konfitury z chałwą, z marcepanem lub orzeszkami ziemnymi.
Tomasz: I to są krótkie serie, czyli 15 lub 20 słoików z tych samych smaków. Chyba, że jest zamówienie. Cała idea polega na tym, żeby nie robić smaków, które są w sklepach. Klienci doceniają fakt, że te smaki wciąż się zmieniają. Mamy może 3 albo 4 smaki, które się powtarzają.
Dominika: Np. pomidor malinowy z chilli, z cynamonem. A raz z marsalą. To się dobrze przyjęło.
Tomasz: W sumie to ok. 80 różnych smaków. Z reguły jest to owoc i jakieś niebanalne dodatki. Eksperymentujemy, a możemy sobie na to pozwolić, bo wytwarzamy niewielkie ilości. Reasumując: Kultura i Kulinaria.
Skąd czerpiecie pomysły?
Dominika: Z otoczenia. A także z książek kucharskich z lat pięćdziesiątych albo w ogóle z początków 20 wieku. To nas bardzo inspiruje. Oczywiście kopalnią pomysłów są również nasi klienci, którzy dzielą się z nami swoimi pomysłami, uwagami.
A skąd pomysł na połączenie gęsiny z rogalem świętomarcińskim na jednym talerzu? Takie zdjęcie znalazłam na Waszym profilu na Facebooku!
Tomasz: Możemy tutaj się pośmiać, że to była słynna poznańska oszczędność albo poznańskie lenistwo.
Dominika: To było w ramach trzydniowego pobytu dziennikarzy kulinarnych w Poznaniu. Nam przypadło przeprowadzenie warsztatów kulinarnych.i wówczas zaprezentowaliśmy właśnie to danie. Przepis był inspirowany kuchnią żydowską: czulentem, orzechami i rodzynkami w towarzystwie ryby, lodami chlebowymi.
Tomasz: To jest kwestia definiowania. Jeżeli coś zwyczajowo nazywa się deserem, to musi być słodkie. My lubimy wytrącać ludzi z przyzwyczajeń. Ale z umiarem, bo taka beza z sosem pieczeniowym by się nie obroniła.
Dominika: Goście dania otrzymali w nieco innej formie niż zostało to ukazane na zdjęciu na naszym Facebooku. Gęsina była macerowana w kawie. Rogal zapieczony z solonym masłem. Do tego deglasowany sos z szarlotką, koniakiem i sokami pozostałymi z pieczenia gęsi. Tego nie da się opisać. To trzeba spróbować.
To może jakiś niecodzienny pomysł na Andrzejki?
Dominika: W roku ubiegłym zamiast wosku, odbyło się lanie karmelu. Stwierdziliśmy, że warto spróbować. A jeżeli żadna wróżba nie wyjdzie, to przynajmniej będzie można ten karmel zjeść.
Ale wróżby wyszły?
Tomasz: Wyszły! Złe wróżby zostały zjedzone, dobre zabrane. Okazało się, że można wprowadzić coś nowego w tak oklepanym temacie.
W tym roku powtórka?
Dominika: Myślę, że jak ktoś się pojawi, to zasugerujemy Andrzejkowe lanie karmelu.
Zmieniając trochę temat. Przetwory raczej kojarzą się z babcinymi wytworami. Wy jesteście młodymi ludźmi. Spotykacie się czasami z podobnymi stwierdzeniami? Zdziwieniem?
Tomasz: Coraz bardziej odchodzi się od tych stereotypów. Dzięki temu całemu prądowi blogerskiemu, który się rozkręcił, konfitury są coraz bardziej sexy. W kontekście nie babciowym, ale właśnie zdrowego żywienia.
A jaki smak jest najlepszy na chłodne, szare jesienne dni?
W zeszłym roku zorganizowaliśmy kuchnię dobrego nastroju. W połowie stycznia jest taki dzień, w którym jest najwięcej samobójstw. Wtedy ludzie czują się najgorzej. Stwierdziliśmy, że będziemy temu przeciwdziałać.
I właśnie, jaki smak wyposaża w dobry nastrój?
Dominika: Robiliśmy razem risotto podlane winem z pieczonymi pomidorami i czarnuszką. Pojawiła się też tajska zupa, żeby dodać trochę temperatury, przypomnieć smak lata i podróży.
Tomasz: Chwilę później zorganizowaliśmy warsztaty z afrodyzjaków na walentynki. Przyszły pary i razem przygotowywaliśmy przykładową kolację ze śniadaniem.
A smak na wyciszenie? Mówi się, że jeżeli jesteśmy zdenerwowani, powinniśmy się napić melisy. A coś innego?
Dominika: Zaproponowałabym jeszcze coś z miodem, żeby przyjemnie otuliło od środka.
A latem?
Dominika: Kieliszek Prosecco dobrze schłodzonego.
Tomek: Może być też nasza lemoniada grejpfrutowo-waniliowa.
Dominika: Zawsze ukoi chleb i masło.
Tomek: Albo bułka z masłem, co tu dużo mówić.