KOSMOS NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI?
O tym, jak często nasi przodkowie spoglądali w rozgwieżdżone niebo, świadczą wyniki ich obserwacji. Kiedyś skupiano się głównie na tym, co mogło dostrzec ludzkie oko - na ruchu ciał niebieskich oraz ich opisie. Dzięki tym obserwacjom, już około 3000 r. p.n.e. wprowadzono kalendarz wykorzystujący rok, liczący 365 dni, podzielono noc i dzień - każde na 12 części. Nadano wielu gwiazdozbiorom nazwy, wprowadzono zodiak, jako zbiór konstelacji.
Od starożytności, a może i wcześniej, interesowano się więc tym, co nad nami - gdzieś daleko w kosmosie, wykorzystując obserwacje w życiu codziennym. Określano czas występowania ważnych zjawisk astronomicznych: nowiu i pełni Księżyca, uczeni potrafili przewidzieć zaćmienie, wskazać okres widoczności planet.
Spoglądano w kierunku gwiazd, ale czy komukolwiek przyszło do głowy, by spojrzeć na Ziemię z tamtej perspektywy? Czy myślano, by wznieść się tak wysoko, jak legendarny Ikar?
Nie znajdują niestety naukowego potwierdzenia informacje, że Sumerowie - starożytny lud nieznanego pochodzenia, który pod koniec IV tysiąclecia p.n.e. stworzył wysoko rozwiniętą cywilizację w południowej Mezopotamii – podróżowali w kosmos i że na terenach dzisiejszego Iraku wybudowali pierwszy kosmodrom. Jednak niezaprzeczalny jest fakt, potwierdzony znaleziskami archeologicznymi, że Sumerowie dokładnie znali budowę Układu Słonecznego. Naukowcom nie udało się wyjaśnić, skąd pochodzi ten starożytny lud i skąd tak wysoki poziom jego rozwoju. Co zadziwiające znaleziono informacje o mitycznej planecie spoza naszego układu: Nibiru, dokładnie opisywanej przez Sumerów.
Marzenia o lotach w kosmos - spowodowane religią i chęcią zbliżenia się do bogów, czy też nauką i chęcią zdobycia wiedzy oraz doświadczenia, musiały towarzyszyć człowiekowi od zawsze.
Pierwszym szczęśliwcem, który odbył taką podróż - i to dopiero w 1961 roku - był Rosjanin Jurij Gagarin. Od tamtego czasu załogowych lotów w kosmos z kosmonautami było już kilkadziesiąt. Natomiast za pierwszą turystyczną wyprawę w kosmos należy uznać lot w 2001 roku przedsiębiorcy Dennisa Tito, organizowany przez firmę Space Adventures, prekursora nowej gałęzi działalności gospodarczej - turystyki kosmicznej.
Dzisiaj tego typu przedsięwzięcia ograniczają się do maksymalnie dwutygodniowych wizyt pojedynczych turystów na działającej od 2000 roku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS - International Space Station), która zastąpiła radziecką (a potem rosyjską) stację MIR (działającą do 2001 roku). Lot na ISS odbywa się rosyjskim statkiem kosmicznym Sojuz i kosztuje około 20 mln dolarów. Firma oferuje również loty wokół Księżyca, a pierwszy planowany jest na rok 2018. Jeżeli wybierzemy się w tę podróż we dwoje, warto dołożyć parę groszy i udać się na romantyczny spacer w chmurach - na zewnątrz stacji kosmicznej, gdzie pod stopami widać będzie Ziemię, a nad głowami miliony gwiazd.
Pierwszą na świecie kosmiczną agencją turystyczną jest Virgin Galactic. Przyjmuje ona zapisy na prywatne, trwające około 2,5 godziny loty w kosmos. Statek kosmiczny, lecąc z prędkością 3 machów (ok. 3675 km/h) wyniesie szóstkę pasażerów na wysokość 60 km, a może nawet ponad 100 km, przekraczając umownie przyjętą granicę miedzy atmosferą ziemską a przestrzenią kosmiczną. Pamiętając, że pułap wysokości osiągany przez liniowe samoloty pasażerskie to około 10 km, kosmos wydaje się być na wyciągnięcie ręki. I mimo że za bilet trzeba będzie zapłacić około 250 tys. dolarów, w 2014 roku - w pierwszym roku promowania projektu, dzięki agresywnej kampanii marketingowej ekscentrycznego, brytyjskiego miliardera Richarda Bransona - właściciela firmy, zebrała ona 700 chętnych z całego świata. Wśród potencjalnych turystów znajdziemy i zwykłych śmiertelników, i bogatych, znudzonych codziennością celebrytów. Na liście jest m.in. Tom Hanks, Leonardo DiCaprio, Paris Hilton czy Ashton Kutcher.
Kolejna firma World View Enterprises proponuje coś tańszego, a mianowicie wystrzelenie ochotników w kosmos w kapsule. Z przeszklonej kapsuły, na wysokości 30 km nad Ziemią, przez ok. 2 godziny będziemy mogli podziwiać przepiękną jej krzywiznę oraz czerń rozgwieżdżonego Kosmosu. Warto? Na pewno warto, pod warunkiem, że dysponujemy kwotą 150 tys. dolarów.
Ze względu na ogromne zainteresowanie turystyką kosmiczną i znaczne zaangażowanie się poważnych inwestorów w badania i testy, możemy się spodziewać, że kilkudniowe wypady w kosmos prywatnymi statkami kosmicznymi już niebawem ludziom nie wystarczą. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pomysł na budowę kompleksu hoteli na orbicie ziemskiej uznany zostałby za szalony. Dziś prace nad jego realizacją są mocno zaawansowane.
Patent NASA na nadmuchiwane moduły został zakupiony przez firmę Bigelow Aerospace. Jej właściciel, Robert Bigelow, posiadacz sieci hoteli w USA, wraz z naukowcami, wspierany przez wiele firm np. Boeinga czy Lockheed Martin (należącą do wielkiej piątki amerykańskiego przemysłu obronnego), pracuje nad ulepszeniami dotychczasowej konstrukcji oraz zmianami istotnymi z punktu widzenia turystyki kosmicznej (np. dodano okna). Tak skonstruowana stacja mogłaby pomieścić o wiele więcej ludzi, niż ISS, ponieważ każdy z modułów przeznaczony jest dla 6 osób. Koszt pobytu jednej osoby przez 30 dni został skalkulowany na 25 mln dolarów, a kolejne 30 dni to tylko ok. 5 mln dolarów.
Również wielki koncern hotelowy Hilton International jest zainteresowany otwarciem swojego hotelu na kosmicznej wyspie, dlatego postanowił wziąć udział w projekcie „Space Islands”, czyli w zbudowaniu infrastruktury technicznej stacji pozaziemskiej ze zużytych zbiorników paliwowych z promów kosmicznych, połączonych ze sobą w pierścień.
Najistotniejszym jednak zadaniem, gwarantującym powodzenie tych inwestycji jest znalezienie taniego systemu wynoszącego ludzi na orbitę. Dzisiaj sama budowa orbitalnych hoteli wydaje się być prostsza, niż zrealizowanie bezpiecznego transportu na magiczny pułap 100 km.
W tym celu Bigelow ogłosił konkurs o nazwie „Americas Space Prize”", którego celem było skonstruowanie kosmicznej taxówki - statku, którego będzie można użyć - nie jak dotychczas - raz, ale wielokrotnie. Sprowadzenie tak dużej, jak na warunki kosmiczne, ilości ludzi na orbitę, będzie wymagało 15-20 lotów rakiet rocznie. Dlatego Bigelow wspiera wiele firm, pracujących nad pojazdami kosmicznymi, które mogłyby kursować między Ziemią a Nautilusem tj. projektowaną przez niego modułową stacją kosmiczną.
Do gry o miliardy płynące z turystyki kosmicznej dołączają kolejne prywatne firmy, które zamierzają pokonać ostrą konkurencję. Blue Origin, założona przez miliardera Jaffa Bezosa, szefa znanego serwisu internetowego Amazon, to jedyna dotychczas firma, której rakieta przekracza kosmiczny pułap 100 km i potrafi lądować na Ziemi wraz z kapsułą dla 6 pasażerów. Firma chce rozpocząć sprzedaż biletów na loty w kosmos i mimo że jeszcze ich nie wyceniła, zainteresowanie jest tak wielkie, że klientów wystarczy na następne kilkanaście lat. Twórca Blue Origin uważa, że samoloty rakietowe są zbyt drogie. Pozostał więc przy koncepcji tradycyjnych rakiet nośnych, startujących pionowo. Dodatkowo uważa, że podróż rakietą (z największymi oknami ze wszystkich dotychczasowych statków), a potem powrót ze spadochronem, jak to robili pionierzy kosmosu, dostarczy turystom nieograniczoną ilość emocji i wrażeń, adekwatną do ceny, jaką zapłacą za tę przyjemność.
Obecne rakiety składają się z kilku elementów (stopni), którymi nie da się sterować, i które - po wykorzystaniu paliwa - spadają do oceanów. Transport kosmiczny ma bazować - wg Bezosa - na takich rakietach tradycyjnych, ale używanych wielokrotnie, co zdecydowanie obniży koszty lotów.
Identyczne rozwiązanie dla rakiet orbitalnych - ze zmiennym powodzeniem - stosuje inna znana firma kosmiczna SpaceX wraz ze swoim właścicielem, należącym do najbogatszych ludzi na świecie, filantropem i wizjonerem, Elonem Musk.
Jeszcze kilka lat temu kosmiczne loty turystyczne, a tym bardziej wakacje czy mieszkanie w kosmosie, były jedynie opisywane w literaturze science fiction. Dziś już wiemy, że urlop na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) jest osiągalny - być może stanie się to już w przyszłym roku, a hotele orbitalne będą przyjmować gości zapewne za kilka, kilkanaście lat.
Na razie planuje się pobyty na Księżycu czy Marsie, ale kto wie, może za 50 lat będziemy bookować wakacje nie w Turcji czy w Grecji a na Jowiszu, Neptunie czy innej, może jeszcze nieznanej nam planecie, w innym układzie słonecznym?
Mimo że Kosmos jest tak kosmicznie daleko, to już wkrótce będzie dostępny dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Aleksandra Mieloch
VI Liceum Ogólnokształcące
im. Ignacego Jana Paderewskiego
w Poznaniu
-----------------
Artykuł powstał w ramach „Akademii Młodego Dziennikarza”, cyklu stanowiącego współpracę między portalem miastopoznaj.pl a wielkopolskimi liceami.