CZY POWSTANIE WIELKOPOLSKIE BYŁO WAŻNIEJSZE OD POWSTANIA WARSZAWSKIEGO?
Dlaczego Poznaniacy chcieli odłączyć się od Polski podczas wojny polsko-bolszewickiej? Czemu nikt poza Wielkopolanami nie pamięta o powstaniu Wielkopolskim? Na trudne pytania odpowiada doktor Michał Krzyżaniak, dyrektor Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie.
Marek Mikulski: 27 grudnia 1918 roku, to ważna data w historii Polski?
Michał Krzyżaniak: Data 27 grudnia mocno rozmywa się na tle całego procesu odzyskiwania przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej. Właściwie, ani w okresie między wojennym, ani po 1945 roku ten dzień nie był uroczyście czczony w całej Polsce. Natomiast, tu u nas w Wielkopolsce było to święto ważniejsze niż 11 listopada. Nadal tak jest. Z perspektywy lokalnej, 27 grudnia jest ważny a nawet najważniejszy. Jednak w skali całego kraju ginie w gąszczu innych dat ważnych dla historii Polski.
To jednak jedno z nielicznych powstań zakończonych sukcesem. Dlaczego nie jest najbardziej znanym i celebrowanym wydarzeniem w najnowszej historii Polski?
Widocznie taka jest nasza natura, że bardziej celebrujemy porażki i niepowodzenia niż dobrze przeprowadzone, skuteczne powstanie. Taka już jest przewrotna natura Polaka. Zabrakło chyba też głosów, które mówiłyby o tym powstaniu poza Wielkopolską. Przez wiele lat uczczenie pamięci powstańców wielkopolskich miało charakter bardzo lokalny.
Marcin Kącki w książce „Poznań. Miasto grzechu” pisze, że Poznaniacy podczas wojny polsko-bolszewickiej poważnie rozważali odłączenie się od Polski, może to powód zapomnienia o sukcesie powstania?
W sierpniu 1920 roku, momencie największego kryzysu na froncie, pojawiały się najróżniejsze pomysły. Nie koniecznie oddawały one sposób myślenia większości Wielkopolan. Nie podejmowano również żadnych formalnych kroków w tym kierunku. W tamtym czasie rozważano wiele alternatywnych rozwiązań na wypadek, gdyby Polska przegrała z bolszewikami. Jednocześnie, wkład wojsk wielkopolskich w wojnę polsko-bolszewicką był nieoceniony. Tak zwany „cud nad Wisłą”, czyli wydarzenia powszechnie znane pod tą nazwą, wykonane były w dużej mierze rękami Wielkopolan. Przecież to przy sztabie 14 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty przez kilka sierpniowych dni pozostawał Piłsudzki. Wyraźnie oddzielałbym zapatrywania polityczne ówczesnych Poznaniaków od bohaterskich działań wojsk wielkopolskich.
Jednak generał Dowbor-Muśnicki odmawiał przyjęcia dowództwa nad wojskami walczącymi z bolszewikami aż do przeniesienia do rezerwy w 1920 roku. Dlaczego tak postępował?
To nie tak. Generał domagał się objęcia dowództwa nad wszystkimi oddziałami wielkopolskimi. Odmówiono mu tego. Zaproponowano objęcie dowództwa nad frontem południowym, którym dowodził generał Wacław Iwaszkiewicz. Dowbor-Muśnicki uważał jednak, że ten dowódca dobrze sobie radzi i odmówił zastąpienia go. Dla dowództwa był to dobry pretekst aby odsunąć generała od dowodzenia w ogóle. Zignorowano nawet jego prośbę o wysłanie na front jako ochotnika. Jeszcze w 1920 roku został przeniesiony do rezerwy, a w 1921 był już na emeryturze.
dr Michał Krzyżaniak
W 1926 roku opowiedział się przeciwko zamachowi majowemu, był przeciwnikiem upolityczniania wojsk. Dziś Pan generał chyba również miałby kłopoty z takim podejściem do polityki.
Pan generał miał, jak na tamte czasy, jedną dużą wadę. Był świetnym oficerem, doskonałym organizatorem ale absolutnie nie nadawał się do polityki. W przeciwieństwie do Piłsudzkiego, na tych wodach kompletnie sobie nie radził. Na emeryturze bieżąca polityka w ogóle go nie interesowała. Poza tym, Dowbor-Muśnicki był z przekonania monarchistą, więc to co się działo w ówczesnej polityce bardzo go raziło.
Czy dziś też miałby kłopot z politykami? Myślę, że tak. Jestem ciekaw jaki miałby stosunek do tego co dzieje się obecnie w wojsku…
W tym roku przypada 150 rocznica urodzin generała i 80 śmierci. Sejm przyjął w listopadzie uchwałę upamiętniającą Dowbora-Muśnickiego. To początek zbiorowego odzyskiwania pamięci o nim i o powstaniu wielkopolskim?
Te dwa elementy naszej historii, postać generała i powstanie, nierozerwalnie się ze sobą łączą. Na nieszczęście dla Dowbora-Muśnickiego, jego nazwisko jest dziś znane jedynie pasjonatom historii. On zaczął popadać w niepamięć już w okresie międzywojennym. My w muzeum, w miarę możliwości oczywiście, staramy się o nim przypominać. Ale dotychczas, większość działań miała charakter raczej lokalny. Dopiero od kilku, może kilkunastu lat podejmowane są działania, by pamięć o powstaniu wielkopolskim, jak i o generale, wyszła poza granice naszego województwa i rozszerzyła się na całą Polskę.
Spotykamy się w Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie nad którym objął Pan władzę w 2011 roku. Jak zmieniło się muzeum od czasu gdy zastąpił Pan Annę Grajek?
Staramy się wprowadzać różne zmiany. Od trzech lat, do dyspozycji zwiedzających jest wystawa na poddaszu naszego muzeum. Prezentowana jest tam historia Wielkopolan i ich zaangażowanie w walki poza Wielkopolską. Również na poddaszu prezentujemy umundurowanie oraz uzbrojenie powstańców. Jest to, muszę przyznać, wielki hit wycieczek szkolnych. Szczególnie jeśli odwiedzają nas młodsze dzieci. Wiedzę o powstaniu trudno im przekazać. W podręcznikach szkolnych, jeśli w ogóle coś o tym wydarzeniu jest napisane, to zwykle dwa zdania, że było i że nie przegraliśmy. Więc takie placówki jak nasza, pełnią role środka zastępczego dla podręczników. U nas, podczas niekonwencjonalnych lekcji historii, dzieci mogą dotknąć, czy nawet wziąć do ręki eksponaty. W ten sposób łatwiej im przyswoić wiedzę o powstaniu. Cieszy nas również fakt, że wielu uczestników takich wycieczek wraca do nas po jakimś czasie prywatnie, ściągając tu swoich rodziców.
Nie bez znaczenia jest Pana udział w grupie rekonstrukcyjnej 3 Bastion Grolman. Czym się Pan tam zajmuje?
Aktualnie jestem prezesem tego stowarzyszenia. Naszą podstawową działalnością jest odtwarzanie 3 pułk strzelców wielkopolskich. W miarę możliwości, staramy się przeprowadzać lekcje wyjazdowe, w pełnym umundurowaniu. Nasi słuchacze mogą na żywo zobaczyć jak wyglądał 3 pułk strzelców wielkopolskich. Przede wszystkim jednak robimy to dla siebie. Jeździmy na różnego rodzaju rekonstrukcje historyczne. Przy okazji takich imprez jak coroczny Dzień Ułana, staramy się przekazywać wiedzę o wydarzeniach w Wielkopolsce. Chciałbym powiedzieć, że ta pasja jest odskocznią od codzienności, ale jako dyrektor Muzeum Powstańców Wielkopolskich na co dzień zajmuje się tym samym. Czasami tylko w letni, bardzo słoneczny dzień, paradując w pięknych ale gorących mundurach, pojawia się taka myśl „Czy nie lepiej było zbierać znaczki?”. (śmiech)
fot. Łukasz Dyczkowski
Czy praca w muzeum i członkostwo w Bastionie przenikają się?
Tak, korzystamy z zasobów udostępnianych przez muzeum i Towarzystwo Pamięci Generała Dowbora-Muśnickiego. To tutaj przechowujemy sprzęt stowarzyszenia, w skład którego wchodzą między innymi repliki borni, karabinów maszynowych. Gdy nie korzystamy z tego sprzętu w ramach grupy rekonstrukcyjnej, stanowi on ekspozycję muzealną. Zdarza się też, że w mundurach 3 pułk strzelców wielkopolskich przeprowadzamy w muzeum lekcje dla dzieci. Te granice między muzeum a działalnością naszej grupy są płynne.
Wrócę jeszcze na chwilę do trudnych tematów. Dzieli Pan powstanie wielkopolskie i powstanie warszawskie na ważne i mniej ważne?
Nie da się uszeregować polskich powstań od najważniejszego do najmniej ważnego. Nie podjąłbym się nigdy takie próby hierarchizacji. Natomiast, powstanie warszawskie na pewno jest najbardziej nagłośnione medialnie. Ma też bardzo nośną legendę, co wykorzystują różne środowiska, na przykład kibicowskie. Zakończyło się strasznie i o tym mówiliśmy na początku naszej rozmowy. My Polacy karmimy się porażkami, żyjemy klęskami a dobrze wykonana robota… to dobrze i tyle, o niej możemy zapomnieć. Nie zapominajmy jednak, że wielu Wielkopolan walczyło i poległo w powstaniu warszawskim. Daleko nie szukając, siostra mojego dziadka zaginęła wtedy w Warszawie.
Mam dziwne przekonanie, że z racji zasięgu i ludzi biorących udział w powstaniu wielkopolskim, pamięć o tym wydarzeniu zawsze będzie rozsiana na terenie całej Wielkopolski. Z powstaniem warszawskim jest trochę inaczej. Tam wszystkie emocje skumulowały się w granicach jednego miasta. Przez to zupełnie inaczej funkcjonuje zbiorowa pamięć o tych dwóch wydarzeniach. Ale z pełnym przekonaniem sprzeciwiam się i będę walczył z jakąkolwiek gradacją ważności powstań. Nie ma tu miejsca na porównania w stylu to było lepsze, a to gorsze. Wspólnym mianownikiem tych działań jest wolna Polska i poniesione w walce o nią ofiary.
Grób generała leży naprzeciwko muzeum na cmentarzu w Lusowie
Jaką lekcję powinniśmy wyciągnąć z historii polskich powstań, czego czyny tych odważnych ludzi powinny nas nauczyć?
Umiłowanie ojczyzny i umiłowanie wolności jest najważniejszym impulsem do podjęcia tak dramatycznych działań jak powstanie. Nas, pracowników tego muzeum często dopadają takie pytania, czy poszlibyśmy do powstania? Czy ja zachowałbym się tak dzielnie jak ludzie o których czytam i opowiadam? Zagłębiając się w archiwa, poznając tamtych ludzi odkrywamy, że byli bardzo podobni do nas. Mieli bardzo podobne troski i zmartwienia. Wśród powstańców też zdarzali się dezerterzy, żołnierze sprawiający problemy dyscyplinarne. Byli normalnymi ludźmi. A jednak, poczucie obowiązku wobec ojczyzny i umiłowanie wolności przeważało u większości uczestników powstania wielkopolskiego.
Podstawową lekcją z wszystkich polskich powstań powinno być to, by tak żyć i tak kierować Polską, by już nigdy więcej żadne powstania nie były nam potrzebne!