TERAZ SERCE POZNANIA JEST Z PLEKSIGLASU, SZKŁA I STALI
Z Anną Jelec, laureatką piątej edycji konkursu literackiego na opowiadanie fantastyczne dziejące się w Poznaniu „Poznań fantastyczny. Droga wolna”, rozmawia Marek Mikulski. Ich opowiadania ukażą się drukiem w antologii pokonkursowej, razem z utworami 13 innym laureatów.
Marek Mikulski: Nie jest Pani rodowitą Poznanianką a jednak kocha Pani Jeżyce. Co sprowadziło Panią do nas i skąd to uczucie?
Anna Jelec: Przyjechałam do Poznania z Mazur na studia. Kiedy po raz pierwszy wybrałam się na Jeżyce z siostrą była to dzielnica uważana za niebezpieczną. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że nie tylko tu zamieszkam z własnej nieprzymuszonej woli ale też stanę się fanką to pewnie bym tylko zrobiła takie niedowierzające pfffff. Jeżyce widziałam wtedy jako dziki zachód w środku miasta. Od tego czasu minęło kilka lat i teraz mówi się, że łatwiej tu dostać humus niż po pysku. Ale Jeżyce pozostały miejscem na pograniczu dwóch światów. Z jednej strony mamy tramwaje, korki, lombardy i ciucholandy. Typowy miejski krajobraz. Ale jednocześnie podskórnie czuć tu inny wymiar. Idziemy sobie jedną z głównych arterii miasta i nagle - Stare Zoo. Wokół szumią majestatyczne drzewa, na pastwisku kozy kameruńskie krzyczą jak ludzie, ibisy stroszą jaskrawopomarańczowe pióra, a zza płotu z godnością przygląda nam się alpaka o imieniu Al Pacino. Czysty surrealizm.
Pani opowiadanie "Arbor Vitae" zdobyło wyróżnienie w konkursie "Poznań fantastyczny". Co się dzieje w wyśnionym przez Panią Poznaniu, i czy ma to coś wspólnego z Jeżycami?
Poznań, na który rzucamy okiem w opowiadaniu to miasto na pozór zupełnie zwyczajne. Wielkie skrzyżowanie w jego centrum niedawno wyremontowano. Teraz serce miasta jest z pleksiglasu, szkła i stali. A jednak, jeśli przyjrzymy się bliżej okaże się, że coś wyłazi spomiędzy starannie ułożonych kafelków w kolorze przemysłowy grafit. Płyty pękają, a pod nimi czeka na nas coś, co od wieków przygotowywało się na tę okazję. Może nie jest wrogie ludziom, ale nie jest też zachwycone tym, co zrobiliśmy z jego miastem.
Jeśli chodzi o powiązanie z Jeżycami to dość zabawna historia - początkowo bowiem to opowiadanie było znacznie dłuższe. Informację o konkursie przesłała mi mailem koleżanka kiedy byłam w Japonii. Zabierając się do pisania rzuciłam tylko pobieżnie okiem na wymagania konkursowe. Dopiero kiedy dotarłam do 20 tysięcy słów uświadomiłam sobie, że limit wynosił 10-30 tysięcy ale… znaków. Nijak się nie dało tego skrócić żeby nie uciąć fabuły więc zostawiłam tylko oryginalny pomysł. Resztę historii odłożyłam na później; rozwiązanie zagadki Kaponiery zaprowadziłoby nas między innymi na Jeżyce.
Rondo Kaponiera, czy też "Kapo", jak mawiają mieszkańcy, to wdzięczny obiekt dla pisarza?
Bardzo wdzięczny! Dla mnie najciekawsza jest historia przeciągającego się wiele lat remontu - oczywiście można obwiniać o opóźnienia wykonawców albo biurokrację, ale o ile ciekawiej jest wyobrazić sobie, że prace się przedłużyły gdyż w sercu miasta odkryto przypadkiem przerażający sekret?
Była Pani kiedyś w podziemiach "Kapo"?
Zanim wpadł mi do głowy pomysł na opowiadanie nie byłam nawet pewna, że te podziemia istnieją. Coś obiło mi się o uszy; wiedziałam też, że kaponiera to nazwa obiektu wojskowego ponieważ w moim mieście rodzinnym (Giżycku) mamy twierdzę, której częścią jest kaponiera właśnie. Ale dopiero kiedy w głowie zalęgła mi się historia, i miałam przed oczami obraz tego jak powinny wyglądać podziemia poznańskiej Kaponiery usiadłam do komputera i poszukałam informacji. Trochę byłam w szoku kiedy okazało się, że Kaponiera Kolejowa wygląda niemal dokładnie jak to sobie wyobraziłam. No, z jednym drobnym wyjątkiem.
Bardzo podoba mi się Pani pomysł na połączenie miasta z naturą. Był jakiś impuls, który sprawił, iż to egzotyczne połączenie zrodziło się w Pani głowie?
Spory wpływ miały dyskusje w mediach związane z komercyjnymi polowaniami i przemysłową wycinką drzewa. Jakie znaczenie ma dzika przyroda w życiu kogoś, kto większość czasu spędza w centrum miasta? Jest to jeszcze potężna siła, której należy się obawa i szacunek czy już zasób, który należy rozsądnie wyeksploatować? Koleżanka, która czytała opowiadanie przed wysłaniem na konkurs żartem spytała mnie czy piszę o odwecie Puszczy Białowieskiej. Może trochę tak było? Z drugiej strony, fascynują mnie mity i to jak w różnych kulturach powtarzają się te same motywy: Arbor Vitae znane jest z wierzeń nordyckich, słowiańskich czy żydowskich.
Zwycięskie opowiadanie jest Pani debiutem literackim?
Tak. Zaczęłam pisać ponieważ na uczelni uczę, czytam i pracuję nad artykułami w języku angielskim i miałam wrażenie, że trochę za bardzo zaczynam na tej angielszczyźnie polegać.
Jest Pani doktorem językoznawstwa. Gdyby mogła Pani wybierać kariera naukowa, czy pisarska, co jest bardziej pociągające?
Obie! W pewnym sensie praca naukowa i pisarstwo są do siebie podobne. Pisząc artykuł naukowy opowiadamy czytelnikowi pewną historię o tym jak działa dane zjawisko i jakie rządzą nim prawa podpierając nasze tezy odpowiednimi dowodami. W beletrystyce robimy to samo, przy czym opowiadana przez nas historia rządzi się nieco innymi prawami. Przede wszystkim, zasady rządzące światem przedstawionym możemy sobie wymyślić!
Czy szeroko pojmowana fantastyka, to gatunek w którym chciałaby Pani tworzyć?
Tak, fantastykę lubię i czytam od zawsze. Poza tym, Polska fantastyka jest fenomenalna i niewiele rzeczy ucieszyłoby mnie bardziej niż znalezienie się w księgarni na tej samej półce co tomy Mai Lidii Kossakowskiej.