GOTÓW BYŁBYM OBCIĄĆ SOBIE UCHO, JAK VAN GOGH!
Z Adrianem Krysiakiem, laureatem piątej edycji konkursu literackiego na opowiadanie fantastyczne dziejące się w Poznaniu „Poznań fantastyczny. Droga wolna”, rozmawia Marek Mikulski. Ich opowiadania ukażą się drukiem w antologii pokonkursowej, razem z utworami 13 innym laureatów.
Marek Mikulski: Co łączy Pana z Poznaniem i czemu zdecydował się Pan na udział w konkursie literackim dotyczącym naszego miasta?
Adrian Krysiak: Z Poznaniem łączy mnie niewiele, więcej dzieli. Mieszkam tu od kilku (około dziesięciu) lat, lecz jak przystało na zdeklarowanego apatrydę, nie czuję nieomal żadnego związku z tym miejscem. Parafrazując popularnego amerykańskiego reżysera, mogę powiedzieć, iż z zasady nie przepadam za miastami, które mają kogoś takiego jak ja za mieszkańca. Udział w konkursie "Poznań FANTASTYCZNY" wziąłem niejako przez przypadek, głównie pod wpływem argumentów i namów znajomej, Agnieszki Gorońskiej, którą - korzystając z okazji, która biorąc pod uwagę to, co tutaj wypisuję, zapewne już się nie powtórzy - serdecznie pozdrawiam.
Pana opowiadanie "Czy ostoja myśli" zdobyło wyróżnienie w konkursie "Poznań fantastyczny". Co fantastycznego znajdziemy w Pana pracy?
Termin "fantastyka" rozumiem szeroko. Dla mnie to nie tylko teksty Dicka, Lema i Strugackich [plus fantasy oraz horror], lecz także niektóre opowiadania Kafki, Borgesa, Calvino i Cortázarai Felisberto Hernándeza. Toutes proportions gardées, wydaje mi się, że bliżej mi właśnie do tych ostatnich, choć nie wykluczam, że to tylko myślenie życzeniowe. Z pewnością bardziej niż na opowiedzeniu historii zależało mi na stworzeniu odpowiedniej, dość mrocznej atmosfery, nieco niepokojącej i w tym sensie fantastycznej, dodatkowo zaprawionej sporą szczyptą szyderstwa, z którym mi po drodze, ponieważ jestem osobą raczej cyniczną i nieskończenie bezecną [gdyby moja matka nie miała na pierwsze imię "Ironia", ja na drugie miałbym zapewne "Sarkazm"]. Cytując bohaterkę, nie wiem, czy to bardziej "opowiadanie fantastyczne", czy "fantastyczne opowiadanie"; może żadne z tych dwóch, na pewno nie oba.
Mówi Pan o sobie niespełniony naukowiec o skłonnościach biomedycznych. Tę pasję mocno ukrywa Pan w swoim opowiadaniu.
Nie potrafię ocenić, na ile projektuję własne frustracje na tekst, wydaje mi się jednak, że wszelkie kwestie osobiste są dość dobrze ukryte. Proszę nie zapominać, że przypadek głównego bohatera jest literacki, czyli zmyślony, nie zaś medyczny, czyli opisowy.
Tekst Pana autorstwa można potraktować jako przewodnik po literaturze i sztuce. Skąd tak głęboka wiedza?
Z lektur. Interesuję się sztuką, zwłaszcza współczesną, staram się sporo czytać na ten temat. Poza tym jestem bywalcem Muzeum Narodowego w Poznaniu. To rzecz jasna nie czyni ze mnie specjalisty, jestem raczej ciekawym świata ignorantem. Tak więc nie należy traktować tego jako przewodnika; jeśli ktoś chce zdobyć rzetelne informacje, powinien sięgnąć po teksty specjalistyczne oraz posłuchać ludzi, którzy się na tej tematyce naprawdę znają, na przykład pani Andy Rottenberg, którą notabene darzę sporą estymą oraz platoniczną miłością. Natomiast jeśli choć jedna osoba, która wcześniej nie była w Muzeum Narodowym w Poznaniu albo w innej instytucji kultury w tym mieście, zdecyduje się tam wybrać, to będę to sobie poczytywał za sukces. Warto zobaczyć te dzieła. Jeśli zaś chodzi o literaturę, to jestem miłośnikiem metafikcji oraz podejścia intertekstualnego, stąd przywoływanie w "Czy ostoja myśli?" nazwisk choćby Bolaño i Vili-Matasa. Moim zdaniem, jako czytelnika, najciekawsze obecnie rzeczy w literaturze pięknej dzieją się na styku różnych gatunków i stylów, a samoświadomość autora najpełniej daje o sobie znać, gdy pisanie traktuje bądź o samym procesie pisania, bądź o twórczości innych. Chcąc więc być uczciwym wobec potencjalnych odbiorców, staram się zawsze tworzyć teksty, które dla mnie samego byłyby interesujące; stąd tematyka i stąd zabawy językowe, stąd powtarzany do znudzenia postulat o aktywności Czytelniczki i Czytelnika.
Czy w tym opowiadaniu ukrył Pan samego siebie?
Staram się pisać na zimno, dbam raczej o styl i przecinki, z którymi nadal miewam problemy. Nie przemycam wątków osobistych, na ogół nie tworzę tekstów z kluczem. Sam szczególnie cenię cyzelatorów i stylistów pokroju Joyce'a, Bernharda, Faulknera, Prousta czy Nabokova oraz awangardystów tej miary, co Gracq, Roussel, Queneau, Perec i Cabrera Infante, a nie autorów tak zwanych "ważnych książek" [tutaj pozwolę sobie nie podawać nazwisk]. Forma jest dla mnie dalece istotniejsza od treści. Jeśli pojawiam się w tym tekście, to w bodaj najmniej spodziewanym kontekście, jako postać w tle, dość zresztą przypadkowa, to jest autor jednego z eksponatów w muzeum.
Zwycięskie opowiadanie jest Pana debiutem literackim?
Tak, jest to mój debiut literacki w tym sensie, iż jest to pierwszy mój tekst literacki, który został opublikowany. Wcześniej zdarzało mi się publikować teksty naukowe, głównie w czasopismach językoznawczych oraz biomedycznych.
Wolałby Pan napisać książkę, czy namalować obraz?
Gdybym tylko posiadał talent i umiejętność sprzedania się, to zdecydowanie wolałbym namalować obraz, gdyż, z tego co wiem, na ogół lepiej za to płacą. César Aira w jednym z opowiadań z tomu "The Musical Brain" zadaje pytanie, czy lepiej mieć obraz Picassa, czy być Picassem. Jego bohater decyduje się na to pierwsze, ja jednak, zważywszy na barwne życie artysty oraz jego sytuację finansową, z pewnością wybrałbym drugą możliwość. Gotów byłbym nawet obciąć sobie ucho, jak van Gogh.
W jakim gatunku literackim, czułby się Pan najlepiej jako pisarz?
Zdecydowanie w poezji, tyle że w ogóle jej nie tworzę. Po licealnych czasach burzy i naporu podjąłem mocne postanowienie, że już nigdy w życiu nie stworzę produktu wierszopodobnego i na razie jestem temu postanowieniu wierny. Mówiąc zaś poważnie, najlepiej się czuję w krótkiej formie, na dłuższą brak mi cierpliwości, czasu i talentu. Nie radzę sobie z watą językową i mam w zwyczaju dziesiątki razy poprawiać to, co napisałem, najczęściej z jak najgorszym skutkiem.
Tak to wygląda. Po lekturze odpowiedzi w pierwszym odruchu pomyślałem, że wyszedłem na gbura, buca i snoba, ale już po chwili uświadomiłem sobie, że przecież jestem gburem, bucem i snobem. W razie czego powiem, że wywiad nie był autoryzowany.