PRYMAS JEST ZNIESMACZONY PSEUDONAUKOWYMI REWELACJAMI KOPERNIKA I GALILEUSZA!
Z Adamem Froniem, laureatem piątej edycji konkursu literackiego na opowiadanie fantastyczne dziejące się w Poznaniu „Poznań fantastyczny. Droga wolna”, rozmawia Marek Mikulski. Ich opowiadania ukażą się drukiem w antologii pokonkursowej, razem z utworami 13 innym laureatów.
Marek Mikulski: Co łączy Pana z Poznaniem i czemu zdecydował się Pan na udział w konkursie literackim dotyczącym naszego miasta?
Adam Froń: Nie jestem w żaden sposób osobiście związany z Poznaniem, więc główną motywacją udziału w konkursie była dla mnie (jak chyba dla większości podobnych mi, początkujących twórców) chęć zaprezentowania swojej twórczości nowym odbiorcom. Konkursy, zwłaszcza te oferujące laureatom miejsce w pokonkursowej antologii wydają się być ku temu znakomitym narzędziem. Dwa lata temu zostałem laureatem piątej edycji Fantazji Zielonogórskich, z którym to miastem też mnie specjalnie nic nie łączy. Gdyby w przyszłości w moim rodzinnym Olsztynie ktoś zdecydował się zorganizować konkurs literacki, którego pokłosiem miałby być zbiór opowiadań, prawdopodobnie też wziąłbym w nim udział. Brzmi to może nieco cynicznie, ale poza publikowaniem swoich opowiadań gdzie się da, trudno jest znaleźć młodemu pisarzowi inną, skuteczniejszą drogę dotarcia do czytelników.
Pana opowiadanie "Wniebowzlecenie" zdobyło wyróżnienie w konkursie "Poznań fantastyczny". Jak w takim razie wygląda Pana wizja Poznania zanurzonego w fantastyce?
Mój Poznań Fantastyczny tkwi w XVI wieku, choć na dość wysokim poziomie technologicznym. Prymas Wawrzyniec Gembicki jest zniesmaczony pseudonaukowymi rewelacjami Kopernika, Giordano Bruno czy Galileusza i postanawia raz na zawsze udowodnić prawdziwość wizji świata przedstawionej w Biblii. W tym celu w podziemiach poznańskiej Archikatedry instaluje urządzenia magazynujące modlitwy. Założenie jest proste - skoro wiara może przenosić góry to równie dobrze możemy tę wiarę (w odpowiednio dużej ilości) zmagazynować i wykorzystać do dowolnego innego celu. W tym wypadku cała ta boska moc ma zostać ukierunkowana na wystrzelenie w niebo pewnej kapsuły...
Religia, wiara, czy to atrakcyjne rzeczy dla twórcy opowiadania fantastycznego?
Niewątpliwie tak, choć podobnie jak energia pary, elektryczność, cybernetyka i co tam jeszcze możemy sobie wyobrazić, jest po prostu dla opowiadania pewnym nośnikiem, definiującym konstrukcję świata. W przypadku "Wniebowzlecenia" wiara jest siłą bardzo namacalną, rodzajem energii możliwej do magazynowania i wykorzystywania w późniejszym czasie, jak w naszym świecie prąd. Ciągle jednak należy pamiętać, że priorytetem jest opowiedzenie ciekawej dla czytelnika historii i konstrukcja świata w pewnym sensie powinna być tej historii podporządkowana. Postaci pojawiające się w opowiadaniu powinny z konstrukcją świata wchodzić w interakcję i to ich umiejętność wykorzystania tego, co świat im oferuje powinna popychać fabułę do przodu.
Nie zdradzając szczegółów, czy wybrałby się Pan w podróż, którą odbywa jeden z Pańskich bohaterów?
Widziałbym się raczej w zespole nadzorującym wszystko na Ziemi. Podróż w nieznane, w której mnóstwo rzeczy może pójść nie tak jak powinno, kończąc się nagłą i niespodziewaną śmiercią, raczej nie jest dla mnie. Gdyby takie podróże były elementem życia codziennego i oferowałyby luksus bezpiecznego dotarcia na miejsce i z powrotem, to podjęcie decyzji o podróży byłoby znacznie łatwiejsze, ale też zatracony byłby jej pionierski charakter. Dokładnie to samo obserwujemy w życiu codziennym.
Jest Pan wierzący?
Wręcz przeciwnie - wątpiący. To chyba najlepsze określenie. Choć oczywiście niczego nie wykluczam. Stawianie zdecydowanych i jednoznacznych deklaracji w tak nieoczywistej i właściwie niemożliwej do zbadania sferze byłoby nieodpowiednie.
Zwycięskie opowiadanie nie jest Pana debiutem literackim prawda?
Nie, do tej pory moje opowiadania kilkukrotnie ukazywały się w różnych zbiorach. Jako że nie jest tego dużo, pozwolę sobie przytoczyć pełną listę: "...i zaszło Słońce Mattela" - Tostories (Morpho, 2014) "Grünberg.One" - Fantazje Zielonogórskie V (Ad Astra, 2015) "Szybki lub martwy", "Oczy obcego", "Imperium chmur" - Iron Tales (Gmork, 2017) "Sokolnik Maltański", "Impreza urodzinowa" - Zwierzozwierz (Gmork, 2017) Oczywiście trzeba tu dopisać również "Wniebowzlecenie". Mam nadzieję, że z czasem lista wydłuży się na tyle, że bez sensu będzie przytaczanie jej w całości. Oczywiście z całego serca zachęcam do sięgnięcia po wymienione przeze mnie zbiory.
Podkreśla Pan w nocie biograficznej, że lubi umieszczać w opowiadaniach postaci i wydarzenia ze swojego życia. Czy w "Wniebowzleceniu" znajdziemy takie smaczki?
Owszem, umieściłem taki smaczek we "Wniebowzleceniu", ale nawet znajomi, którzy sprawdzali tekst przed wysłaniem go na konkurs, tego smaczku nie wyłapali. W tym przypadku może to i lepiej. Niektóre z pojawiających się postaci i wydarzeń mogą mieć odpowiednik w prawdziwym świecie.
Czy gatunek szeroko pojmowanej fantastyki jest czymś, w czym czuje się Pan silny na tyle, by napisać książkę?
Oczywiście przymierzam się do napisania książki, mam zebranych kilka pomysłów i chyba wreszcie wystarczająco dużo doświadczenia, by się z takim przedsięwzięciem zmierzyć. Pewną trudnością pozostaje baza czytelników, bo na ten moment nie mam gwarancji, że ktokolwiek by moją powieść kupił. W dzisiejszym świecie trudno jest wymagać od kogoś, by poświęcił debiutantowi kilkadziesiąt złotych i kilkadziesiąt godzin, kiedy wygospodarowanie dwudziestu minut dla własnego dziecka jest niełatwe. Jednak zdecydowanie największym problemem jest czas (mój), a konkretniej sposoby jego magazynowania. Albo kupna. Co też byłoby niezłym tematem, przynajmniej na opowiadanie.