MÓJ MĄŻ ZARAZIŁ MNIE MIŁOŚCIĄ DO POZNANIA!
Z Pauliną Rezanowicz, zwyciężczynią piątej edycji konkursu literackiego na opowiadanie fantastyczne dziejące się w Poznaniu „Poznań fantastyczny. Droga wolna”, rozmawia Marek Mikulski. Ich opowiadania ukażą się drukiem w antologii pokonkursowej, razem z utworami 13 innym laureatów.
Marek Mikulski: Co łączy Cię z Poznaniem i czemu zdecydowałaś się na udział w konkursie literackim dotyczącym naszego miasta?
Paulina Rezanowicz: Mój mąż, Poznaniak, zaraził mnie miłością do stolicy Wielkopolski, a zamiłowanie do fantastyki noszę w sobie od zawsze. Jako początkująca pisarka wciąż szukam miejsc do publikacji, albo okazji do weryfikacji swoich zdolności, i dlatego mniej więcej orientuję się już w możliwościach. Wiedziałam, że Poznań Fantastyczny odbywa się prawie co roku, antologie pokonkursowe reprezentują wysoki poziom, a jurorami są profesjonaliści. Prawdę mówiąc, zdecydowałam, że wezmę udział w piątej edycji, zanim jeszcze ją ogłoszono!
Twoje opowiadanie "Filantropia kontra eksploracja" zdobyło pierwsze miejsce w tym konkursie. Jaka wizja Poznania urzekła jurorów? Innymi słowy, co nam Poznaniakom zrobiłaś?
Nie wiem dokładnie, co spodobało się jurorom, ale mogę powiedzieć, co sama lubię w swoim opowiadaniu. Powiedziałabym, że ma trzy zalety: niebanalną narrację, dobrą interpretację tegorocznego tematu i przede wszystkim oryginalną – przynajmniej taką mam nadzieję – wizję Poznania i świata. Żeby za dużo nie zdradzać, powiem tylko, że wyszłam od pomysłu wykreowania miasta na opak i połączenia go z moimi rodzinnymi stronami (Częstochowa). Wyszła z tego postapokalipsa z elementami dystopii.
Czy postapokaliptyczna wizja Poznania, ma jakiś związek z Twoim emigracyjnym życiem w Finlandii, gdzie mogłaś obserwować jak powinno się dbać o środowisko?
Muszę rozczarować, ale nie. Jestem zakochana w Finlandii i kraj ten wspominam z nostalgią, jednak gdybym miała inspirować się swoim pobytem tamże, to wyszedłby mi raczej thriller albo psychologiczny dramat. Postapokalipsa jest jednym z moich ulubionych podgatunków w fantastyce. Ale nie mówię tutaj o książkach w stylu Metra czy Stalkera, to nie moja bajka, nie znajdziecie w mojej opowieści ani jednego zombie. Mam na myśli postapo w stylu Angeli Carter („Marianna i barbarzyńcy”) czy Margaret Atwood (ponoć autorka odcina się od tej etykietki, ale ja wiem swoje), takie, które piętnują to, co robimy światu oraz sobie nawzajem, i zmuszają do refleksji.
Gdybyś mogła wybrać, nie zdradzając oczywiście szczegółów opowiadania, chciałabyś zostać filantropką czy eksploratorką?
Chęć pomagania innym wyniosłam z domu i wydaje mi się to zadaniem naturalnym, normalnym i przede wszystkim niezbędnym. Z kolei odkrywanie jest niezwykle ekscytujące i daje poczucie satysfakcji. Najlepiej połączyć w sobie oba aspekty osobowości. Na szczęście, w naszym świecie nie trzeba jeszcze wybierać.
Zwycięskie opowiadanie nie jest Twoim debiutem literackim prawda?
Prawda. Mam szczęście do konkursów o tematyce miejskiej. W 2016 debiutowałam w „Fantazjach zielonogórskich” opowiadaniem „Kwaśny smak mirabelek” i niemal równocześnie opublikowała mój inny tekst „Esensja”.
Czy gatunek SF, jest czymś w czym czujesz się silna na tyle by napisać książkę?
Nie czuję się ekspertem w dziedzinie technologii, czy nauk ścisłych, dlatego gdybym zdecydowała się napisać coś w tym gatunku wymagałoby to ode mnie dużo ciężkiej pracy i sporo researchu. Nie wiem, czy jestem gotowa na takie wyzwanie. Teraz najlepiej czuję się w utworach międzygatunkowych, takich, których nie da się zaszufladkować, ale to wciąż bardziej fantasy czy realizm magiczny niż twarda fantastyka naukowa. Myślę, że tego właśnie będę się trzymać.
Czy masz plany na swoją pierwszą książkę? Może pojawiły się jakieś propozycje?
Pierwszą książkę już napisałam i jestem na etapie rozsyłania jej do wydawnictw. Zobaczymy, co z tego wyniknie!