CZY TRZEBA WIARY ŻEBY IŚĆ? (EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA)
Noc, 48 kilometrów, cel: Lednica. Wielokilometrowe marsze nocne to znak rozpoznawczy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. W tym roku w trasę z Poznania na Pola Lednickie wyruszyło około 130 osób, w tym ja. Było ciemno, ciężko, a momentami nawet strasznie!
Szaleńcy Chrystusa
Kościół Najświętszego Serca Jezusa i świętego Floriana, znajdujący się na Jeżycach, to jedna z ładniejszych świątyń naszego miasta. W niej mszą o godzinie 19 rozpoczęła się tegoroczna IX edycja EDK. Wśród 130 osób, które zdecydowały się zmierzyć z własnymi słabościami na żółtej trasie stałem i ja, 27 letni ateista.
Gdy w tamtym roku usłyszałem o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, bardo mnie to zainteresowało. W całej Polsce i zagranicą ludzie maszerują nocą przez wiele kilometrów w milczeniu. Owszem, miałem wątpliwości. Całą sprawę organizuje kościół katolicki i bałem się ujrzeć pielgrzymkowy kondukt stworzony na potrzeby indoktrynacji. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Rok temu wyruszyłem z Sanktuarium Świętego Józefa i przeszedłem 58 kilometrów do Tulców. Na mszy przed marszem ksiądz powitał osoby niewierzące, pogratulował nam odwagi i życzył powodzenia.
W tym roku było inaczej. Może dlatego, że nocne marsze odbywały się pod hasłem „Droga Przełomu”. Ksiądz Jacek Wiosna Stryczek (odpowiedzialny również za akcje „Szlachetna paczka” oraz „Akademia przyszłości”) chciał tym mottem podkreślić, że dzięki przebytej trasie uczestnicy EDK mocniej związują się z Bogiem. Jednak w praktyce, w kościele zrobiło się jakby ciaśniej. Nie czułem się tak swobodnie jak rok temu. Prowadzący na Jeżycach msze ksiądz zwracał się tylko do wiernych, nazywając uczestników nocnej wyprawy nawet „szaleńcami Chrystusa”.
Nie skazuj na śmierć!
„Panie, naucz mnie wychodzić z moich wyobrażeń o drugim człowieku. Daj odwagę do tego, by nie ‘skazywać innych na śmierć’. Daj odwagę do tego, by wierzyć w tych najbardziej opuszczonych. Pomóż mi być ludzkim dla ludzi.”
Każdy z uczestników otrzymuje na starcie książeczkę z rozważaniami. Do każdej z 14 stacji przypisane są czyjeś przemyślenia. Autorką cytatu jest Iwona, diagnosta laboratoryjny. Co ciekawe, w tym roku organizatorzy EDK promowali to przedsięwzięcie jako absolutnie męską przygodę. Natomiast, z 14 rozważań 7 napisały kobiety. Sprawa była na tyle poważna, że towarzysząca mi w wyprawie Marta, upewniała się u organizatorów, czy kobiety w ogóle mogą wziąć udział w tegorocznej edycji. Na szczęście mogły.
Zrządzeniem losu można nazwać fakt, że I stacja, do której przypisano słowa Iwony, została umieszczona przy Pomniku Najświętszego Serca Pana Jezusa. Choć obecnie rzeźba stoi na terenie Kościoła Najświętszego Serca Jezusa i świętego Floriana, to docelowo ma stanąć w pobliżu jeziora Maltańskiego.
Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności, na czele z profesorem Stanisławem Mikołajczakiem, niechętnie patrzą na tych, którym ta inicjatywa w ogóle się nie podoba. Z drugiej strony, najzagorzalszym przeciwnikom pomnika, również przydałoby się spojrzeć na oponentów ludzkim wzrokiem. Osobiście uważam, że pomnik Jezusa idealnie pasuje do miejsca, w którym obecnie stoi i nie skazywałbym na śmierć tego, kto pozwoli mu tam zostać.
Żeby wygrać życie, trzeba być szaleńcem
„Panie, daj mi odwagę, by skoczyć po nowe życie, nawet jeśli jest to skok w przepaść.” pisze przy II stacji Ksenia, lekarz.
Z Ekstremalną Drogą Krzyżową było u mnie, jak z przejściem na wegetarianizm. Znajomi mięsożercy dopytywali dlaczego? Co się stało? A wegetarianie pobłażliwie spoglądali, upewniając się tylko, czy czuję różnicę. Podobnie z EDK, wszyscy moi niewierzący koledzy pytali po co idę? Czy nagle poczułem wiarę? Odkryłem Chrystusa? Wierzący zaś, gratulowali odwagi i zapewniali, że również rozważają udział w nocnym marszu.
Prawda w jednym i w drugim przypadku może pozostawiać niedosyt oraz niedowierzanie. Przestałem jeść mięso, bo chciałem sprawdzić swoje ciało i charakter. Czy wytrzymam? Czy się nie złamię? Te same powody kierowały mną, gdy rok temu zapisywałem się na moją pierwszą wędrówkę nocą. Nie wydarzyło się wtedy nic spektakularnego. Aniołowie nie zstąpili z niebios, nie zapłonął krzak. Było natomiast wyzwanie i walka z własnymi słabościami, którą wtedy udało się wygrać. Teraz, stojąc na II stacji, przy Cytadeli, byłem pewny, że ja i Marta dojdziemy na Lednicę bez problemu. Myliłem się…
Nie ma ekspertów, jesteśmy tylko my
„Jezu, pozwól mi eksperymentować, przekraczać siebie, upadać, by powstawać” Rafał, informatyk.
Całe nasze życie jest wielkim eksperymentem, którego wyniki będą mogli podsumować tylko ci szczęśliwcy, którzy dożyją spokojnej, późnej starości. Ekstremalna Droga Krzyżowa pozwala sprawdzić wiele rzeczy, od sprawności fizycznej, po umiejętne przygotowanie się do długiej podróży. Na trasie nie ma kół ratunkowych, polowych stołówek z ciepłym posiłkiem, czy choćby herbatą. Nawet stojące w wyznaczonych punktach samochody organizatorów, o czym uczestnicy są uprzedzeni przed startem, nie odwiozą wycieńczonych do domu. W nich można jedynie przeczekać, aż zjawi się wezwana pomoc.
III stacja, czyli pierwszy upadek Jezusa pod ciężarem krzyża, to w wypadku żółtej trasy św. Floriana ostatni dzwonek dla tych, którzy chcą się wycofać. Znajduje się ona w Koziegłowach, przy głównej ulicy. Stąd jeszcze można wsiąść w autobus do Poznania. Na tym etapie trasy, powoli czuć wszystkie popełnione przed startem błędy. Za grube lub za lekkie ubranie. Zbyt ciężki plecak. Małe zapasy wody.
Ani Marta, ani tym bardziej ja, nie jesteśmy zawodowymi sportowcami. Miałbym spore wątpliwości co do nazywania nas nawet amatorami sportu. Nie mogliśmy zatem liczyć na pomoc ekspertów, bo w tym niemal prywatnym wyzwaniu tkwiliśmy tylko my.
Tak sobie wyobrażam miłość
„Panie Jezu, pozwól mi raczej zaufać moim bliskim, raczej dać im wolność, raczej wspierać w ich wyzwaniach, niż blokować ich własnymi lękami. Pozwól mi też odkryć moje własne wyzwania i znaleźć drogę ich realizacji.” mówi w swych rozważaniach Łukasz, kolejny informatyk.
Marta, podobnie jak ja, jest osobą niewierzącą. Z dużym dystansem podchodziła do mojej zeszłorocznej wyprawy. Ostrzegała, bym nie dał się wciągnąć w jakąś kościelną propagandę. Równocześnie, bardzo mnie wspierała i kibicowała mi przez całą noc. Gdy wróciłem do domu zastałem nawet powitalny plakat.
Ustaliliśmy wtedy, że cokolwiek by się nie stało, na następną Ekstremalną Drogę Krzyżową musimy iść razem. Dystans 48 kilometrów, mnie wydawał się krótki ale zachęcał cel, czyli Lednica, w której nigdy nie byłem. Marta początkowo tryskała entuzjazmem, lecz w dzień przed wyruszeniem zaczęła przebąkiwać, że trochę się jednak boi. Rozwiewałem te lęki obiecując, że w razie czego poniosę ją na własnych plecach. Nie oszukujmy się, liczyłem, że do takie ekstremalnej sytuacji w rzeczywistości nie dojdzie.
Marta jednak okazała się wspaniałą towarzyszką podróży. Wybaczała mi liczne błędy w odczytywaniu mapy, co kilkukrotnie sprawiło, że musieliśmy nadkładać drogi. Dwukrotnie, to właśnie ona wyczuła, iż zeszliśmy ze szlaku i gdyby nie to, kto wie, może do dziś szwendalibyśmy się zagubieni w lesie.
Ze słów rozważań przy IV stacji usunąłbym wszystkie „raczej”. Wspieranie bliskich w osiąganiu celów, na pierwszy rzut oka niemożliwych, jest wspaniałe. A obserwowanie jak je osiągają, wręcz cudowne! Ja właśnie tak wyobrażam sobie miłość.
Dwa zupełnie różne światy
„Panie Jezu, proszę cię o dar uważności na innych i o przestrzeń w moim świecie na ich sprawy” prosi Urszula, z zawodu lekarz przy V stacji.
Idąc późną nocą przez lasy, pola i wsie, człowiek żyjący na co dzień w dużym mieście doświadcza przede wszystkim błogiej ciszy. Dopiero wtedy dociera do nas, jak męczący jest hałas codzienności. Na polach można podziwiać niebo, nie skażone łuną miejskich latarni. Taki klimat służy rozmyślaniom, zadumie i podziwianiu piękna natury w najczystszej postaci. To zgoła zupełnie inny widok, niż ten towarzyszący nam w Poznaniu.
Kontrast między miastem a naturą mnie zawsze przypomina rodziców. Pochodzę z nietypowego domu, w którym matka jest praktykującą katoliczką, a ojciec twardo stąpającym po ziemi ateistą. Zawsze, gdy mówię o tym na głos, padają pytania w stylu „Jak to możliwe?”. Chyba dlatego, że bardzo się kochają. Inna odpowiedź nie przychodzi mi do głowy. Dzięki ich zróżnicowanym postawom poznałem dwa różne światy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nic nie może tych światów łączyć. Tak naprawdę obydwa się przenikają. Jest tak ze wszystkim w naszym świecie. Twarde, nieprzekraczalne granice istnieją tylko w umysłach, które pozostają zamknięte na otaczające ich środowisko. Wierzący może żyć z niewierzącym w zgodzie tak, jak ludzki dom może stać w głębi lasu lub jak drzewa stojące w centrum miasta. Grunt, by nikt siłą ich stamtąd nie wycinał!
Własne ideały, nie cudze opinie
„Panie, proszę Cię o odwagę podjęcia ryzyka walki o ważne sprawy, bez oglądania się na to co pomyślą inni” mówi chyba ta sama Urszula, lekarka co na poprzedniej stacji.
Idąc do VI stacji poczuliśmy ducha rywalizacji. Mijając kilka osób po drodze byliśmy przekonani, że znajdujemy się na czele stawki. Nim jednak wyszliśmy ze wsi Wierzenica, znajdujące się daleko przed nami, poruszające, mrugające, czerwone światełko uzmysłowiło nam, iż nie stanowimy wcale początku. Był to również kubeł zimnej wody dla naszych ambicji. Wydawało nam się, że wyruszyliśmy dość szybko i mamy niezłe tempo.
Za każdym razem, gdy mijaliśmy osobę w odblaskowej kamizelce z latarką na czole, wydawało nam się, że teraz na pewno musimy być pierwsi. Oczywiście, szybko następowała weryfikacja naszej pozycji. Ten udawany wyścig pozwalał Marcie zapomnieć o dokuczliwych bólach. Dochodziła 4 godzina nieustannego marszu.
W rozważaniach przy VI stacji jest wiele mowy o tym, by nie przejmować się opinią innych na swój temat. Prawdą jest, że gdy podejmujemy duże ryzyko, nagle pojawiają się wokół nas malkontenci niewierzący w nasze siły. Dla wielu może się to wydawać szokujące ale podobnych wartości uczył mnie punk rock, gdy byłem nastolatkiem. Najważniejsze to iść własną drogą, nie oglądając się na innych. Takie podejście daje szansę na poczucie spełnienia.
Upadek przystankiem w drodze do celu
„Panie Jezu spraw, by upadki były dla nas tylko przystankami na drodze do zbawienia.” Radek, menadżer finansowy.
Reguła milczenia obowiązująca na całej trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, to bardzo ważna rzecz w tej wędrówce. Organizatorzy wprost zwracają się do wiernych, by nie modlili się podczas EDK, bo samo przebycie drogi jest modlitwą. Specjalnie na potrzeby tego reportażu prosiłem o zgodę na krótkie wypowiedzi przy każdej ze stacji. Mimo tego, że jesteśmy niewierzący, staraliśmy się w miarę możliwości milczeć na trasie i nie przeszkadzać innym.
Dużym szokiem okazała się grupka młodych ludzi, których mijaliśmy na drodze do VII stacji. Każdy z mężczyzn w grupie około 6 osób dzierżył w dłoni spory, może metrowy, krzyż. Nawet takie rekwizyty nie przeszkadzały im w głośnych rozmowach i niewątpliwym rujnowaniu ciszy, którą my akurat mocno się delektowaliśmy. Ich zachowanie sprawiło, że zdjęcia stacji dokonaliśmy z dość dużej odległości uwieczniając ich na tym portrecie.
Mam głęboką nadzieję, że mimo ich dosłownego upadku pod krzyżem, znaleźli energię, by dotrzeć do celu.
Koniec części I. Część II w poniedziałek 17.04.