MATKA POLKA FEMINISTKA: PRZYJACIÓŁCE NIE DAJĘ KLAPSA, CZEMU MIAŁABYM TO ROBIĆ WŁASNEMU DZIECKU?
Do Poznania w poniedziałek (20.02) przyjedzie Joanna Mielewczyk. Autorka niezwykłej audycji w radiowej Trójce „Matki Polki Feministki”. Odwiedzi nasze miasto, by opowiedzieć o swojej nowej książce. Nam zdradza dla kogo jest ta książka i czy jest szansa na drugą część!
Joanna Mielewczyk: Jest Pan pierwszym mężczyzną dziennikarzem, który chce ze mną rozmawiać o tej książce.
Marek Mikulski: Naprawdę?
Zazwyczaj rozmawiają ze mną mamy albo po prostu kobiety.
Skoro jestem pierwszy, to od mężczyzn zacznę. Zaskoczyło mnie, że w tej książce jest ich tylu.
(śmiech)
Przecież mężczyźni są tak samo rodzicami jak kobiety. Chociaż, jak patrzę na te ponad 240 rozmów, które przeprowadziłam dla radiowej Trójki, to widzę, że mężczyzn było tam zdecydowanie mniej. Większą swobodę w rozmowie o rodzicielstwie i trudnych sprawach z tym związanych miały kobiety.
Oprócz mężczyzn w tej książce jest też sporo śmierci.
Ja mam wrażenie, że w tej książce jest przede wszystkim bardzo dużo miłości, różnej ale miłości. To opowieść o intymności, o emocjach jakie towarzyszyły moim bohaterom i oczywiście, o tych trudnych momentach również. Jest tam historia taty trzech synów, którego żona umiera po trzecim porodzie ale równocześnie, to historia o całkiem nowej miłości, jaka narodziła się przez tę tragedię. Ten tata musiał wejść w zupełnie nowe relacje ze swoimi dziećmi. Inna opowieść dotyczy matki, która po urodzeniu bliźniaczek traci jedną z nich. To zawsze ogromny cios dla rodziców, a jednak trzeba żyć dalej. Ta książka pokazuje jak z trudnych życiowych momentów się wychodzi, czasami szybko, innym razem latami. Mimo wszystko powiedziałabym, że ta książka jest optymistyczna. Na pewno nie jest o umieraniu.
Chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie historie w tej książce kończą się happy endem. Celowo wybrała Pani tylko te dobre zakończenia?
Nie, nie wybierałam do tej książki historii pod takim kątem. Są w niej opowieści, które wciąż czekają na dobre zakończenie, takie których bohaterowie mają nadzieję, iż to już jest ten upragniony szczęśliwy koniec i te, gdzie bardzo powoli, prawie niezauważalnie szczęście się wkrada. Powodem, dla którego wybrałam akurat te, a nie inne historie, jest ich uniwersalność. Możemy się odnaleźć praktycznie w każdym z tych przypadków. Nawet jeśli nie mamy dzieci, to te opowieści mówią bardo wiele o relacji między dzieckiem a rodzicem oraz o wielkim znaczeniu tych relacji dla całego naszego późniejszego życia. Często to, jakich mieliśmy rodziców rzutuje mocno na to, jakimi my będziemy rodzicami. Przede wszystkim skupiałam się na tym, by pokazać, że rodzicielstwo tak naprawdę dotyczy nas wszystkich. Bez względu na to, czy mamy dzieci, czy nie.
Dlaczego Pani uznała, że warto wchodzić tak głęboko w czyjąś intymność, mówić o sprawach, których nie porusza się nawet z najbliższymi?
O tym, jak głęboko do swej intymności dopuszczają mnie moi bohaterowie zawsze zależało od nich. To oni decydowali co mogę umieścić w audycji a teraz w książce, a co woleliby pominąć. Każde z nas ma zupełnie inny próg tej intymności, dlatego zawsze im powtarzałam, że jeśli w którymś momencie się zapędziłam, to wycofam się i przeproszę. Dużo też zależało od motywacji jaka kierowała moimi rozmówcami. Niektórzy chcieli po prostu usłyszeć swój głos. Inni mówili, by dodać odwagi tym, którzy mieli podobny problem ale bali się o nim powiedzieć komukolwiek. Te wszystkie emocje były bardzo szczere, bo moi bohaterowie, to prawdziwi ludzie, prawdziwe wzruszenia. Te rozmowy były też pełne pozytywnej energii.
A dlaczego taka audycja?
Zdecydowałam się na tworzenie takiej audycji, bo sama zostałam mamą. Jest tak dużo tematów związanych z rodzicielstwem, o których nie rozmawiamy. Zostawiamy je w naszych czterech ścianach, a to źle wpływa na całą rodzinę. Każde z nas za nim zostało matką czy ojcem było też kochankami, mężami, żonami, mieliśmy jakieś przyjaźnie, kolegów. Zostanie rodzicem diametralnie wszystko zmienia. Jeśli pewnych rzeczy nie przegadamy, nie dowiemy się o sobie nowych rzeczy i zamkniemy je gdzieś głęboko w sobie, to nasza relacja nie będzie mogła się rozwijać.
Przebrnęła Pani przez wiele ludzkich dramatów, choroby swoich bohaterów i jak już mówiliśmy śmierć w ich najbliższej rodzinie. Jak wracać do codzienności po takich rzeczach?
Podczas rozmów z nimi zachowywałam się bardzo nieprofesjonalnie. Od razu uwalniałam swoje emocje. Śmiałam się z nimi jeśli było wesoło i wzruszałam, gdy opowiadali rzeczy niezwykłe. Były takie momenty kiedy oboje z rozmówcą płakaliśmy. To natychmiastowe uwolnienie emocji bardzo mi pomagało. Gdy byłam dziennikarką zajmującą się newsami i musiałam chować w sobie emocje, bardziej mnie to wykańczało. Nigdy nie starałam się być terapeutą, czy sędzią „matkopolkowych” rodziców. Zawsze stałam koło nich poklepując po plecach lub wręcz trzymając za ręce. Oczywiście, często te historie wracały ze mną do domu, gdzie musiałam je jeszcze raz przegadać. Nigdy jednak nie były dla mnie ciężarem. Często czułam niesprawiedliwość, przecież jestem mamą i kiedy słyszę o śmierci dziecka, to jest dla mnie niezwykle trudne. Myślę, że natychmiastowe uwalnianie emocji bardzo mi pomagało, a moi rozmówcy czuli się przez to lepiej.
Czy prowadzenie tej audycji miało wpływ na Pani macierzyństwo?
Największy wpływ na moje macierzyństwo miało moje macierzyństwo (śmiech). Kiedy zostałam mamą przestałam być kategoryczna, czarno-biała. Nagle ujrzałam wiele odcieni szarości i nie tylko szarości. Najbardziej odkrywcze i zmieniające mnie doświadczenie, to właśnie macierzyństwo. Często utożsamiałam się z decyzjami moich bohaterów. Nieraz zadawałam sobie też pytanie „co ja bym zrobiła na ich miejscu?”. Wielokrotnie „matkopolkowi” rodzice otwierali mi oczy na wiele sytuacji. Z wielkim zainteresowaniem słuchałam tego, co jeszcze mnie czeka na tej rodzicielskiej drodze. Szukałam w tych historiach wskazówek dla siebie, to chyba bardzo ludzkie?
Nigdy też nie chciałam, by którykolwiek z moich bohaterów czuł się przeze mnie oceniany. To był jeden z moich głównych celów, nie oceniać, siedzieć obok i wspierać.
Nigdy podczas rozmów z tymi wszystkimi rodzicami nie pomyślała Pani „Boże, co to za wariat?” ?
(śmiech) Tylko jeśli myślałam o bardzo pozytywnym wariacie! W tej audycji nie pojawiały się takie tematy, które dla mnie byłby kontrowersyjne. Miałabym ogromną trudność, gdybyśmy w programie poruszali problem kryminalnej patologii, szczególnie jeśli miałoby to dotyczyć dzieci. Nie brałabym się za to, bo wiem, żeby mnie to przerosło. Jeśli chodzi o moich bohaterów, to czasami myślałam sobie po prostu, że zrobiłabym coś inaczej. Nasze rodzicielskie drogi są bardzo różne, często się w nich plączemy ale to poplątanie z czegoś wynika. Jest w książce rozmowa z mężczyzną, który na początku tego rodzicielstwa się pogubił. Miał żal do dziecka, że zabiera mu czas, przestrzeń, że nie był przygotowany do roli ojca. Tak bardzo skupił się na sobie, iż nie dawał żadnego wsparcia żonie. On zrozumiał w końcu, że to w nim jest problem. Miał bardzo trudną relację ze swoją mamą. Praktycznie nie miał relacji z ojcem. Okazało się, że jego relacje z rodzicami bardzo mocno wpływały na to jakim był rodzicem. Ale nigdy ani o nim, ani o żadnym innym bohaterze mojej audycji nie pomyślałam, że jest wariatem.
A nigdy w audycji nie pojawił się rodzic, który dawał klapsy swoim dzieciom?
To była jedna z najbardziej kontrowersyjnych audycji! Dostałam nawet później maila mówiącego, że życia nie znam skoro nie potrafię zastosować takiej metody. W wielu rodzinach panuje jeszcze przekonanie, że klaps to rodzaj sprawiedliwej kary. Dla nich to nie jest bicie ale pewnego rodzaju delikatne napomnienie. Ja mam w tej sprawie wiele wątpliwości, bo co może powiedzieć o delikatnym klapsie mężczyzna ważący 100 kilogramów w stosunku do dziecka, które waży 10. Jakoś nie potrafię tego zrozumieć.
Żeby nie było wątpliwości, ja wielokrotnie mam ochotę się wystrzelić w kosmos z powodu zachowania moich dzieci. Jestem zniecierpliwiona, zdenerwowana i doprowadzona do granicy rodzicielskiej wytrzymałości. Stosuję więc różne techniki, by ani siebie ani kogoś z rodziny w ten kosmos nie wystrzelić. Czasem wystarczy kilka chwil spokoju w odosobnieniu. Rozumiem też sytuacje, w których nerwy puszczają i na przykład podnosimy głos. Mnie się to zdarza i potem bardzo tego żałuję. A jednak ciągle myślę, że to nie jest sprawiedliwe wobec dziecka, by dawać mu klapsa, bo mnie zdenerwowało. Przyjaciółce nie daje klapsa jak mnie wkurzy, czemu zatem miałabym to robić własnemu dziecku?
W swoim programie gościła Pani rodziców mających dziecko poczęte metodą in vitro, homoseksualną parę wychowującą dzieci, matkę czarownicę a także rodziców o konserwatywnych poglądach. To wszystko pod hasłem „Matka Polka Feministka”.
Nie wszyscy z nich są feministami, często mają zupełnie odmienne poglądy i inaczej patrzą na świat. Ale łączy ich, nas, rodziców jedno, dla nas wszystkich najważniejsze jest dobro dziecka. Jeśli to nas łączy, to mamy ze sobą bardzo dużo wspólnego w każdym temacie, który nas dzieli. Nie ważne czy mamy poglądy konserwatywne, czy liberalne, czy opieramy swoje postępowanie na wierze, czy przeciwnie. Wszyscy chcemy być dobrymi rodzicami. A określenie Matka Polka Feministka dotyczy mnie i zawsze to podkreślam. Nie musi wcale opisywać moich „matkopolkowych” rodziców.
Dla kogo jest książka „Matka Polka Feministka”, kto powinien ją przeczytać?
Te książkę czyta dużo młodych osób, które jeszcze nie zostały rodzicami, co mnie bardzo zaskoczyło. W Warszawie na spotkaniu autorskim usłyszałam od jednej kobiety, że moje audycje i książka są dla niej wprawką przed tym co ją czeka. Więc ta książka jest i dla rodziców i dla ludzi, którzy jeszcze nie mają dzieci. To historie dla osób, które ciągle walczą o zostanie rodzicem. Jak jeden z bohaterów mojej książki, który dowiedział się, że jest bezpłodny, a rodzicielstwo było jego największym marzeniem. Mamy, które już przeczytały, mówią, że książka jest świetna też dla rodziców na początku, tych, przed którymi sporo rodzicielskich wyzwań, że jest dobrym przewodnikiem, bo jest prawdziwa. I dodają, że jest dla wszystkich ojców. Warto do tej książki zajrzeć, bo jest wzruszająca, pełna czułości i przede wszystkim pełna miłości!
Będzie druga część?
Chciałabym! Czas pisania tej książki był bardzo fascynujący. Zwłaszcza, że ja ciągle odkrywam nowe tematy, o których wcześniej bym nawet nie pomyślała. Byłoby cudownie móc opowiedzieć te historie słuchaczom… albo czytelnikom.
Na koniec, tęskni Pani za Trójką?
Bardzo tęsknię za ludźmi. Trójka zbudowała swoją jakość przez ludzi, którzy tam pracowali i pracują. Ale to co Trójkę wyróżnia wśród innych, to trójkowi słuchacze. Niesamowita, ogromna grupa oddanych ludzi, którzy bardzo żywo reagują. Nawet przy takich trudnych tematach jak rodzicielstwo wiedziałam, że mój gość będzie mógł liczyć na wsparcie ze strony słuchających. Często to wsparcie było tak duże, iż moi bohaterowie nawet nie marzyli o takiej reakcji nieznanych im osób. Naturalnie tęsknie za Trójką!
----------------------------
Uwaga konkurs!!! Do wygrania książka Joanny Mielewczyk „Matka Polka Feministka”. Aby wziąć udział w konkursie w komentarzu pod tekstem lub na naszym facebookowym profilu odpowiedz na pytanie „z czym kojarzy Ci się rodzicielstwo?”. Na odpowiedzi czekamy do 22.02! Ze zwycięzcą skontaktujemy się w celu przekazania nagrody!