"NAJDŁUŻSZA NOC” TEGO NIE ZOBACZYCIE W SERIALU „BELLE EPOQUE”!
Rytualne mordy, odcięte głowy i Kraków na początku XX wieku. Już dziś wieczorem serial „Belle Epoque”, którego scenarzystami są Marek Bukowski i Maciej Dancewicz, zagości na naszych ekranach. Wszystkim fanom mrocznych kryminałów w stylu Harry’ego Angela polecam książkę „Najdłuższa noc”, o wiele krwawszą siostrę serialu.
Marek Mikulski: Ile wspólnego będzie miał serial „Belle Epoque” z książką „Najdłuższa noc”?
Marek Bukowski: Książka jest mroczną i bezkompromisową wersją opisywanych w serialu wydarzeń. W powieści skupiamy się na sprawie z pierwszego odcinka, ale w znacznie szerszym i głębszym sensie, pogłębiamy wątki bohaterów, pojawi się też mnóstwo szczegółów i postaci, których Państwo tylko jako widzowie nigdy nie poznacie. Powieść jest zamkniętą całością dotyczącą jednej sprawy, natomiast każdy z odcinków serialu będzie mówił o zupełnie innej zbrodni.
Czy zbrodnie, które opisujecie w książce i pokazujecie w serialu miały miejsce w rzeczywistości?
Maciej Dancewicz: Przede wszystkim zbrodnie, które opisujemy w scenariuszu, to zbiór przestępstw popełnianych w różnych miejscach Monarchii Habsburskiej. My sprowadziliśmy je wszystkie do Krakowa i okolic, choć pierwotnie akcja miała dziać się we Lwowie. Niektóre przypadki są też wzmocnione jakimiś elementami zbrodni z innych części świata, by uatrakcyjnić widzom wątek kryminalny. Często też łączyliśmy kilka przypadków w jeden, a czasem korzystaliśmy również z własnej wyobraźni, choć generalnie wszystko oparte jest na autentycznych zdarzeniach.
Marek Bukowski: Jesteśmy pomysłodawcami i twórcami tego projektu od A do Z. Producent serialu otrzymał od nas 2 lata temu tzw. „Biblię serialu” z opisem wszystkich postaci i wątków oraz fabuły - serial był od początku do końca zaprojektowany przeze mnie i Maćka Dancewicza w najdrobniejszych szczegółach. Pozostało tylko pisanie kolejnych odcinków i drobne zmiany, jak to przy tego typu przedsięwzięciu.
Sprawom kryminalnym w Krakowie czoła będą musieli stawić członkowie rodzącego się biura kryminalistycznego. Bohaterowie dzielą się na dwa obozy, na czym polega antropometryczna metoda komisarza Jelinka?
Marek Bukowski: Jelinek jest zwolennikiem starej szkoły. Czas akcji to początek XX wieku, moment w którym cała kryminalistyka dopiero się rodzi. To początek tak zwanych niemych śladów. Sekcje zwłok, fotografie z miejsc zbrodni. Pierwsza katedra medycyny sądowej w Krakowie powstała w 1805 roku, sto lat przed wydarzeniami opisanymi w książce, ale my to i wiele innych odkryć naukowych, wydarzeń kumulujemy na początku XX wieku. To czas przełomu w wielu dziedzinach, również w kryminalistyce. Natomiast, komisarz Jelinek wciąż pozostaje wyznawcą teorii antropologicznych. Uważa, że wygląd fizyczny mówi o psychice człowieka, czyli na przykład jeśli ktoś jest brzydki, to musi być zwyrodnialcem i przestępcą. Dziś można się z tego śmiać, ale wtedy robiono dokładne pomiary głów oraz innych części ciała winowajców i na takiej zasadzie próbowano znaleźć cechę wspólną wszystkich przestępców.
Z drugiej strony, mamy rodzeństwo Skarżyńskich, których praca przypomina nieco bohaterów z amerykańskich seriali CSI.
Marek Bukowski: Tak, ale 100 lat wcześniej! Skarżyńscy są u nas takimi innowatorami, którzy nie boją się, a nawet wolą używać najnowszych rozwiązań naukowych w drodze do odkrycia prawdy. Stąd też walka między nimi a Jelinkiem, który reprezentuje skostniałe konserwatywne struktury cesarstwa Franciszka Józefa I. Średnio też wierzy w to, iż badanie trupa, czyli sekcja zwłok, może cokolwiek wyjaśnić, a już sprawa odcisków palców i że każdy ma unikalne zupełnie go przerasta.
Maciej Dancewicz: Praca Skarżyńskich może się kojarzyć z takimi serialami, bo prawdziwe CSI zaczęło się właśnie w tamtych czasach. Zresztą Henryk Skarżyński jest wzorowany na trzech żyjących wtedy lekarzach patologach, ojcach polskiej nowoczesnej medycyny sądowej i kryminalistyki Włodzimierzu Sieradzkim, Leonie Wachholzu i Stefanie Horoszkiewiczu.
Ciekaw jestem czy w rzeczywistości Weronika Skarżyńska mogłaby pracować razem z bratem przy zwłokach, czy mężczyźni by się zgodzili na coś takiego, bo to dopiero 1905 rok?
Marek Bukowski: Ruch feministyczny dość sprawnie działał również w Polsce. W tamtym czasie już sporo kobiet studiowało na Uniwersytecie Jagiellońskim. Weronika ukończyła Sorbonę, zresztą wydział chemii pod okiem Marii Skłodowskiej-Curie. Myślę, że nie miałaby problemów z taką pracą. Oczywiście, w tamtych czasach nie było jeszcze czegoś takiego jak biuro kryminalistyczne. Pierwsze próby stworzenia czegoś podobnego miały miejsce w Paryżu w 1910 roku. My postanowiliśmy trochę pobawić się wyobraźnią widzów i czytelników.
Jan, główny bohater książki, ma niezwykły życiorys. Czy był wzorowany na prawdziwej postaci?
Maciej Dancewicz: Nie, Jan jest raczej zlepkiem atawistycznych męskich zachowań. Jest honorowy i odważny. Miał wielką miłość, która go przetrąciła. Myślał, że opuszcza rodzinne miasto na zawsze, lecz po 7 latach wraca, na skutek tragicznego zdarzenia związanego z matką. Życie marynarza, który opłynął cały świat i brał udział w różnych awanturach wiele go nauczyło. Tę wiedzę połączoną z wrodzoną intuicją będzie wykorzystywał w Krakowie.
Marek Bukowski: Są też w jego historii ukryte nasze prywatne przeżycia. Zakamuflowaliśmy je w datach i imionach niektórych postaci, a także w detalach fabuły. Może kiedyś ujawnimy te smaczki. Wszyscy nasi główni bohaterowie są w pewien sposób odbiciem, czy może skumulowaniem wielu odkrywców, naukowców i ciekawych ludzi tamtych czasów. W związku z Janem przychodzi mi na myśl francuski policjant Francois Vidocq. Awanturnik, dawniej złodziej, który stworzył dział kryminalistyki we francuskiej policji. Ale to raczej luźny związek. Nasz bohater nie jest podobny do tych z klasyki gatunku, jak Sherlock Holmes, czy Pani Marple. Adekwatne są raczej porównania do Harry’ego Angela, Deana Corso z „9 wrót” lub brata Williama z „Imienia Róży”. Oczywiście, jak Pan Paweł Małaszyński to zagra, to już zupełnie inna sprawa i na to nie mamy żadnego wpływu.
Czy w serialu będziemy mieli szanse ujrzeć tak wspaniałe miejsca jak San Francisco, czy Madagaskar na początku XX wieku?
Maciej Dancewicz: W pierwszej serii na pewno nie. Zachęcam więc do przeczytania książki, tam dowiedzą się Państwo kogo można było spotkać w barze na Madagaskarze na początku 1905 roku.
A antysemickie nastroje były bardzo powszechne w Krakowie na początku XX wieku?
Maciej Dancewicz: To nie chodzi tylko o Kraków. W całej Galicji panowały w większym lub mniejszym stopniu takie nastroje, ale raczej nie nazwałbym tego antysemityzmem jaki jest nam zanany z okropnych czasów II wojny światowej. To było bardziej związane z takim lękiem przed odmiennością, innością, a poza tym wynikało z konfliktów ekonomicznych. Nie był to antysemityzm ideologiczny w żadnym stopniu, choć wtedy w Europie takie przypadki się zdarzały, czego najbardziej znanym przykładem była słynna francuska afera Dryfusa. Nastroje antysemickie bardziej powszechne były w zaborze rosyjskim i podsycała je Ochrana, tajna rosyjska policja, której zależało na skłóceniu Polaków z Żydami i podtrzymywaniu niepokojów.
Marek Bukowski: Myśmy chcieli trochę odczarować Kraków. On nawet w kryminałach jest przedstawiany strasznie pocztówkowo, nobliwie. A przecież to miasto ma swoje drugie zupełnie inne, mroczne oblicze. Tak samo z krakowskim Kazimierzem. Panuje przekonanie, że tam na każdym rogu Żydzi na fujarkach grali i opowiadali sobie szmoncesy. Nie do końca tak było. Myśmy się starali uchwycić klimat tego różnorodnego miasta, niepokoje społeczne, a przy tym prężnie działający rosyjski wywiad, w którego interesie leżało skłócanie Polaków z innymi nacjami. Przypomnijmy, że Austro-Węgry to był prawdziwy tygiel narodowościowy.
Czy w serialu wątki religijne będą równie ważne jak w książce?
Marek Bukowski: Nie, telewizja poszła w trochę inną stronę. W serialu mocno będzie uwypuklona nić melodramatyczna, czyli związki Jana z kobietami, w tle oczywiście prowadzonych dochodzeń. My zrobiliśmy swoje pisząc scenariusze, każda zbrodnia i śledztwo w serialu to nasze dzieło. Reszta to już wynik działań wielu osób…
A co w tym wszystkim robi chiński smok?
Maciej Dancewicz: Nie wiem jak to będzie w serialu, ale w książce smok ma swój cel. Jest nierozłącznie związany z Janem i tu zamilknę, a zainteresowanych odsyłam do książki.
Na koniec, czy sprawdzaliście jak zginęli patroni Waszych imion?
Maciej Dancewicz: Święty Maciej Apostoł, który zastąpił Judasza nie zginął żadną spektakularną śmiercią. Na pewno nie taką na miarę kryminału. Ale to nie jest mój jedyny patron. Poza tym urodziłem się 10 marca, a to święto Czterdziestu Męczenników, chrześcijańskich legionistów słynnego XII Legionu Fulminata, czyli „Błyskawic”, których podczas prześladowania chrześcijan skazano na śmierć poprzez ukamienowanie, które nie powiodło się. Wystawiono ich więc bez ubrań na mróz, a później zamarznięte ciała spalono w okolicach Sebasty na terenie dzisiejszej Turcji.
Marek Bukowski: Mówimy o świętym Marku, ewangeliście, patronie pisarzy i Wenecji? Bez porównania ze świętą Filomeną, czy Cecylią ale może nie zdradzajmy zbyt wiele…