OJCIEC, SYN I RAK, CZYLI JAK PRZYJAŹŃ POKONAŁA AUSTRALIĘ NA ROWERZE!
Joachim w wieku 19 lat zachorował na nowotwór. Wskutek powikłań doznał całkowitego paraliżu nóg. Rozpoczął żmudną rehabilitację, nauczył się chodzić i jeździć na rowerze. 3 lata temu pokonał z ojcem 10 341 kilometrów zdobywając Australię na dwóch kółkach! Jutro wraz z ojcem spotka się z wami w Poznaniu dzięki Stowarzyszeniu Kiwi. Nam jego ojciec opowiedział o przyjaźni i niezwykłej podróży.
Marek Mikulski: Wyjaśnij, co spotkało Twojego syna, bo to chyba punkt wyjścia dla całej opowieści.
Robert „Dzikus” Czerniak: Właśnie, że nie. Mnie i Joachima przede wszystkim łączy głęboka przyjaźń i to jest punkt wyjścia dla naszej historii. Relacja syn ojciec obowiązywała nas do pewnego momentu. Gdy Joachim skończył osiemnaście lat pojechał ze mną do Ameryki Łacińskiej na trzy miesiące. Tu nastąpił początek. Gdybyśmy nie byli przyjaciółmi, mieli inne relacje, podróż do Australii mogłaby się nigdy nie wydarzyć. Joachim jest przede wszystkim moim przyjacielem.
Kiedy pojawiła się myśl o podróży do Australii?
Mając 9 lat usłyszałem w audycji Piotra Kaczkowskiego jedną z płyt AC/DC. Postanowiłem sprawdzić w encyklopedii gdzie leży Australia i co to za miasto Melbourne? Czyli sam pomysł narodził się ponad trzydzieści lat temu. To była dziecięca fascynacja, oni fajnie grali i pochodzili z kraju na drugim końcu świata. Ciekawiło mnie, że ziemia się kręci a oni nie spadają (śmiech). Natomiast, gdy Joachim był chory, do poduszki czytałem sobie „Zimne piwo i krokodyle” Roffa Smith’a. To książka o rowerowej podróży dookoła Australii. Syn przejrzał tę książkę i stwierdził, że byłoby super objechać ten kontynent na rowerze. Stało się to jednym z jego marzeń. A ponieważ był wtedy poważnie chory, uznałem, że nie można czekać z realizacją tego pragnienia.
Co było największym problemem podczas wyprawy?
Przede wszystkim zaopatrzenie w prowiant i w wodę. Największa pustka na terytorium północnym, którą przejechaliśmy, trwała 9 dni. Każdego dnia, przy pięćdziesięciostopniowym upale, każdy z nas wypijał po 12 litrów wody. Wodę zdobywaliśmy od kierowców ciężarówek i camperów. Czasem udało się coś dostać na stacji benzynowej, ale nie było nic trwałego, nic co moglibyśmy zabrać ze sobą w podróż. Więc takie rzeczy, jak ryż, warzywa, makaron, wieźliśmy cały czas w sakwach. Nawet przy pięćdziesięciostopniowym upale.
Mówisz o tej podróży tak lekko, nie było żadnej chwili załamania?
Mówię lekko, bo minęły już 3 lata. Poza tym, podróżuję od dwudziestu kilku lat. Byłem już w naprawdę wielu dziwnych sytuacjach. Natomiast, Australia jest krajem kontrolowanej pustki. Tam nie jest tak, jak w Amazonii, że nie wiesz co Cię za chwilę spotka, a przede wszystkim nie ma żadnych drapieżników. Co prawda są dingo i olbrzymie stada bezpańskich wielbłądów, ale my trzymaliśmy się od nich z daleka. W Australii jeśli bytujesz pobliżu drogi krajowej, to raczej nic Ci nie grozi. Dodatkowo, ludzie są tam bardzo pomocni. Nie mówię, że było lekko. Drugi tysiąc kilometrów był dla całego zespołu czyli dla Joachima, Bartka, Eweliny i dla mnie poligonem doświadczalnym. Wielką próbą, czy damy radę. Było pięćdziesiąt stopni, wiatr wywiewał na drogę kolce roślin, które przebijały opony. Jednego dnia potrafiłem złapać nawet 7 kapci!
Czy ta podróż zmieniła coś w Waszym życiu?
Każda podróż zmienia człowieka. Nie trzeba wcale zdobywać Australii. Wystarczy pojechać z Poznania do Murowanej Gośliny. Jeśli jesteśmy otwarci na otoczenie, to nawet niewielka podróż rowerowa lub piesza potrafi nas w jakimś sensie zmienić. Mówię to jako specjalista od turystyki, bo jestem z wykształcenia geografem. Wiem, co ludzie przeżywają podczas takich podróży. Między innymi dlatego prowadzę kanał na YouTube, gdzie rozmawiam z różnymi podróżnikami. A co pozostawiła w nas Australia? Odkrywamy to każdego dnia. Przede wszystkim spojrzeliśmy innym okiem na ten kontynent. Prawda o krainie kangurów jest taka, że to pusty kraj. Prócz kilku dużych miast, przez większość czasu jesteś sam ze sobą. Często jedna stacja benzynowa od drugiej, na której mogliśmy kupić napój z lodówki, była oddalona o 500 kilometrów i to było prawdziwe wyzwanie!
Planujesz wydać książkę, ale to nie będzie tylko opis podróży, którą odbyłeś z synem. Co tam znajdziemy?
To będzie tak zwany trzyksiąg. Żadna wielka literatura. Książka o przyjaźni i podróżach. Oczywiście, te podróże wypełniać będą trzy czwarte treści. Ale gdyby nie przyjaźń między mną a synem, ta książka pewnie nigdy by nie powstała. Wszystko zacznie się od mojego powrotu z długiej podróży po Ameryce Południowej. Z różnych przyczyn tu w Polsce musiałem zacząć wszystko od początku. Mam wtedy 40 lat a mój syn 18. Przez pięć miesięcy mojego pobytu w Polsce zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie i postanowiliśmy, że kolejną zimę spędzimy w podróży przez Amerykę Łacińską. To miał być dla Joachima zaległy prezent na osiemnaste urodziny. Przemierzyliśmy trasę od Buenos Aires do Mexico City. Gdy wróciliśmy, spadła na nas wiadomość o chorobie Joachima. Podczas udanej operacji nowotworu mózgu przytrafił się mojemu synowi paraliż od pasa w dół. Miał już nigdy nie chodzić. Więc, może wyda się to naciągane, nauczyłem go chodzić, biegać, jeździć na rowerze. Ten proces trwał ponad dwa lata i gdy był już w stanie usiąść na rowerze, postanowiłem postawić mu zadanie na jeszcze większym poziomie. Czyli właśnie objechanie Australii na rowerze. Byłem jego rehabilitantem, trenerem a w Australii pomagała nam dziewczyna po fizjoterapii. W całym powrocie Joachima do zdrowia, który trwa już od 7 lat, zawsze grałem pierwsze skrzypce. Chociaż zawodowym fizjoterapeutą nie jestem. Kocham mojego syna i nie wstydzę się tej miłości.
Macie już jakieś plany na kolejną podróż?
Ja mam w swojej głowie około 20 podróży w tym kilka rejsów wokół Wysp Pacyfiku. Joachim też ma sprecyzowane plany podróżnicze. Być może wrócimy jeszcze na chwilę do Australii, by domknąć pętlę – bo jak dotąd przejechaliśmy 10 000 kilometrów, a cała Australia po obrysie ma ich 16 000. Każdy z nas ma swoją osobistą wizje świata i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wyruszymy we wspólną podróż.
*Link do wydarzenia:https://www.facebook.com/events/1192346067443895/?notif_t=event_aggregate¬if_id=1467615675913659
*** Spotkanie w TROPS Akademickim Centrum Kultury zorganizowało stowarzyszenie „Kiwi” dawniej „W drogę”, którego patronem medialnym jest nasz portal.