DOKĄD ZMIERZASZ BIBLIOTEKO?
Anna Gruszecka, dyrektor Biblioteki Raczyńskich opowiada nam o książce „Quo vadis”, która wygrała w konkursie na lekturę Narodowego Czytania 2016, o roku Sienkiewiczowskim oraz o tym, jakie lektury czytają Poznaniacy i czy biblioteka ma sens istnienia.
Marek Mikulski: Czy spodziewała się Pani, że Polacy wybiorą „Quo vadis”?
Anna Gruszecka: Nie grywam w totolotka, bo przegrywam, dlatego też nie stawiałam na żadną z książek w głosowaniu na lekturę Narodowego Czytania. Jest rok sienkiewiczowski, ale zawsze wydawało mi się, że ludzie czytają, ponieważ lubią czytać, czytanie coś im daje, otwiera przed nimi świat, a nie dlatego czytają, że jest rok Sienkiewicza, Reymonta czy jakiegokolwiek innego pisarza. Nie mogę powiedzieć, żebym była wyborem Polaków zaskoczona, lecz nie mogę również powiedzieć, iż takiego wyniku się spodziewałam.
A jaką książkę Pani by wybrała?
Głosowałam na inną powieść niż większość Polaków, po części dlatego, że w tym pejzażu lektur wybieranych dotąd na Narodowe Czytanie trochę niedowartościowana była Wielkopolska. Gdybym to ja mogła wybrać spośród pięciu proponowanych książek, to byłyby to „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej, książka, która dzieje się w dużej części właśnie w Wielkopolsce. To Wielkopolska pod zaborem rosyjskim, ów Kaliniec - jak wszyscy wiemy - to przecież nasz Kalisz. Niesamowity obraz płonącego, niszczonego miasta w 1914 roku, to zapisany na kartach powieści obraz niszczonego na początku I wojny światowej Kalisza.
Może jednak wybór „Quo vadis” nie był taki niefortunny? Na pewno pomoże w promowaniu wspomnianego tu roku Sienkiewiczowskiego.
Nie mówię, że wybór „Quo vadis” był niefortunny - wybór żadnej książki nie byłby niefortunny. To fantastycznie, jeśli proponujemy Polakom jakąkolwiek książkę do czytania, zwłaszcza, jeśli proponujemy ją potencjalnym czytelnikom, czyli takim, którzy jeszcze nie odkryli w sobie duszy miłośników książek. Jeśli zaś chodzi o książki Sienkiewicza, „Quo vadis” jest chyba najłatwiej przyswajalną, jeśli chodzi o język, jego powieścią. Bardzo lubię Sienkiewicza, to jest autor lektur mojej młodości. Jedną z pierwszych książek, jakie w ogóle przeczytałam, jest „W pustyni i w puszczy”, trochę później „Trylogia” i tak zwana „mała trylogia” czyli „Stary sługa”, „Hania” i „Selim Mirza”. Rozumiem jednak młodego czytelnika z roku 2016, któremu przebijanie się przez język sienkiewiczowski w „Krzyżakach” czy w „Trylogii” sprawia pewną trudność. To niestety pokazuje, jak nasz język w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat się zredukował i uprościł. Myślę, iż „Quo vadis” w porównaniu z przywołanymi książkami nie powinna sprawiać takiego problemu współczesnemu czytelnikowi.
A jednak, gdy mowa o dziełach Sienkiewicza w szkołach, to zwykle słyszy się, że to dzieła napisane zbyt trudnym językiem, których młodzi ludzie nie rozumieją.
Z lekturami szkolnymi już tak jest, że często są przyjmowane przez uczniów z niechęcią. Ale tak było, jest i będzie. Jeśli mówimy o lekturach, to jest oczywiście także pytanie, czy młodzi ludzie powinni czytać książki, które w rzeczywistości pisane były dla dorosłych? Czy są w stanie je zrozumieć? Myślę, że tak, i że warte są one czasu i wysiłku. Mnie ciągnęło do takich książek, gdy byłam nastolatką - do książek na serio, o czymś, a nie tylko rozrywkowych. Oczywiście zaczytywałam się w literaturze dziewczyńskiej, ale obok tego zawsze było coś więcej. A Sienkiewicz ma jeszcze ten walor, że w sposób atrakcyjny uczy historii Polski.
Dlaczego „Quo vadis” jest dziełem wartym Narodowego Czytania?
Bo jest świetną książką! Książką wielowarstwową, niezwykle popularną na całym świecie. Kilkakrotnie przenoszono ją na ekrany kin, inna sprawa, z jakim skutkiem… W „Quo vadis” jest wielka historia o miłości, i to nie jednej. Jest opowieść o świecie, który odchodzi, ale równocześnie jest ciekawy i godny zainteresowania. Jest świat, który nadchodzi. Jest opowieść o tym, jak niewiele osób, które wcześniej spotkały na swojej drodze kogoś ważnego, zmienia nie tylko siebie samych, ale cały świat. Ta książka pokazuje, że czasem niewielu nawet ludzi ma ogromny wpływ na to, co będzie się działo w przyszłości. Sienkiewicz pisze o władzy, ludzkiej odwadze i słabości. To jest po prostu świetnie napisane!
Zmieniając trochę temat, jakie książki dziś najchętniej czytają Poznaniacy?
Najlepszym sposobem na znalezienie odpowiedzi na to pytanie byłaby wyprawa do naszych filii. Kiedy wchodzi się do jednego z naszych oddziałów, łatwo zobaczyć, jakie książki w danej dzielnicy są najbardziej poczytne. Różnice nie są wielkie, ale widoczne. Zawsze wypożyczane są książki o miłości, o zbrodni i karze, czyli kryminały, oraz powieści sensacyjne. Bardzo chętnie czytane są książki z gatunku fantasy czy science fiction. Książka jest czymś, co może być rozrywką, wytchnieniem, ale też przewodnikiem, czymś, co daje wiedzę.
Kiedy Pani obejmowała stanowisko dyrektora, mówiła o pomyśle nauczania czytelników biblioteki krytycznego podejścia do szumu informacyjnego. Czy realizuje Pani ten pomysł?
Planujemy na jesień spotkania, które w naszym zamyśle mają dać ich uczestnikom narzędzia do weryfikowanie informacji, codziennie docierających do nas przez prasę, radio, telewizję, Internet. Prowadziliśmy już zajęcia na niewielką skalę, dotyczące Internetu, w naszych filiach dziecięcych. Dzieci to grupa, która stykając się z szumem informacyjnym jest całkowicie w stosunku do niego bezbronna.
Jak jest z użytkownikami Biblioteki Raczyńskich, przybywają, czy odpływają?
Niestety, niewiele, ale jednak zmniejsza się liczba czytelników. To nie są duże wartości, lecz bardzo nas to niepokoi. Ciągle szukamy nowych form dotarcia do poznaniaków, przekonując, że w bibliotece książki na nich czekają, a wypożyczenie jest zupełnie za darmo. Zapraszam wszystkich do Biblioteki Raczyńskich choć wiem, iż są tacy czytelnicy, którzy muszą mieć swoją, a nie wypożyczoną książkę, by móc się nią w pełni rozkoszować.
Czy biblioteka ma szanse w starciu z nowoczesnymi technologiami?
Oczywiście, że tak! Dzięki technologii możemy dziś skanować i udostępniać czytelnikom dzieła, których normalnie nie mogliby zobaczyć. Jednak książka, w sensie fizycznym, jako przedmiot, którą możemy wziąć do ręki, która waży, która pachnie, którą możemy przekartkować, to wartość, z którą żaden ebook nie może konkurować. Wydaje mi się, że zaczniemy książkę coraz bardziej doceniać, między innymi dlatego, że nowoczesne technologie paradoksalnie ograniczają nasz rozwój, powodują, że trudniej nam się skupić, że pływamy po powierzchni zjawisk. Czytamy nagłówki wiadomości w Internecie i myślimy, że wszystko wiemy – to tak, jakby wejść do biblioteki, przeczytać tytuły samych książek i twierdzić, że wszystko się już przeczytało. Myślę, że biblioteka to przestrzeń, która będzie pełnić nowe funkcje. Być może stanie się miejscem na inny sposób elitarnym, w tym sensie, że będą przychodzili tutaj ludzie, którzy będą chcieli czegoś więcej od siebie i od rzeczywistości.
Bardzo bym tego bibliotece życzył.
Ja również!