CO JEST NAJWAŻNIEJSZE W ŚWIĘTACH?
Dziś święta to prezenty, przepych, wymyślne potrawy. Święta naszych babć wyglądały trochę inaczej. Było skromniej, oczekiwania były mniejsze, bo niewiele było tak w ogóle. Jak wyglądały święta w dzieciństwie naszych babć?
Babcia Teresa
Z dzieciństwa, to najbardziej pamiętam noce przesypiane w zimnym pokoju przy choince. Nie, nie czekałam na Mikołaja, po prostu na choince wisiały cukierki, a ja chciałam je wszystkie zjeść. Wszyscy inni spali w ciepłej sypialni. To był jeszcze dom ogrzewany piecem, w którym trzeba było napalić. Choinka stała w zimnym pokoju, nieogrzanym, żeby igły nie opadały. Bo to była taka żywa choinka, jeszcze wtedy. A mnie było strasznie gorąco w tej sypialni i musiałam koniecznie spać tam gdzie te cukierki (śmiech), znaczy tam gdzie ta choinka. Później zawieszałam puste papierki tak, żeby słodycze wyglądały jak nietknięte.
Moja mama przed świętami strasznie dużo gotowała. Pamiętam pięć, czy sześć blach ciasta. Przez kilka nocy je piekła i tak aż do świąt. Najbardziej z dzieciństwa pamiętam zapachy makowca i pierników. Bardzo trudno by było mi powiedzieć, jaka była moja ulubiona potrawa wigilijna. Ale chyba, biorąc pod uwagę poświęcenie jakie ponosiłam śpiąc w zimnym pokoju przy choince, to powiedziałabym, że słodycze były najlepsze! (śmiech) Tak bardziej na poważnie, jak byłam dzieckiem, to najbardziej smakowały mi pierogi z kapustą i grzybami. To chyba takie bardzo tradycyjne, polskie.
Zawsze najbardziej się czekało na to, co znajdzie się pod choinką. Kiedyś było skromniej niż dziś. Czasem słodycze, to było wszystko. Myślę, że w świętach najważniejsze jest spotkanie z rodziną, w miłej atmosferze.
Babcia Stasia
Kiedyś człowiek się więcej cieszył tymi świętami. Choinka, atmosfera, tam gdzie dorastałam nie było tak dobrze jak tutaj. Wtedy, za Bugiem koło Baranowic, wystarczył nam śledź i już było dobrze! (śmiech) Były łamańce z makiem, mama robiła pamiętam. Dziś to już nie lubię tych wszystkich słodkości, tamte mi jakoś lepiej smakowały. Łamańce, zupa grzybowa, barszczyk, śledź, ot wszystko.
Kiedyś dzieci cieszyły się z wszystkiego. Nie było prezentów, nikt nie dawał. Więc nie czekało się na to, co pod choinką. Ja w święta najbardziej czekałam na pasterkę! I do szkoły nie szliśmy, więc nam się podobało (śmiech). Na Wielkanoc, to więcej mieliśmy atrakcji, bo to i ciepło było, to polatać po dworze można było. Jajkami się tłukliśmy. Na wigilie choinka śledź i już.
Najlepiej pachniała zupa grzybowa! Ja bardzo lubiłam jej zapach i w ogóle tę zupę, bo sama zbierałam grzyby do niej. A później, to jak dla dziecka, ciasta, pierniki, pierniczki. Dziecko takie rzeczy lubi. Dziś dzieci najbardziej czekają na prezenty, mój mały wnuczek mówi, że gwiazdka musi być „na wypasie”. Myśmy przede wszystkim nie mieli żadnych prezentów, więc cieszyło nas właściwie wszystko co się działo w święta.
Raz, pamiętam w szkole robiliśmy sami ozdoby na choinkę, łańcuszki, kwiatki nie kwiatki. Pan dyrektor dostał z przydziału cukierki na choinkę w szkole. No, to jego dzieci zjadły te cukierki, a nam pan dyrektor kazał z ziemniaków wykroić takie kształty, jak te cukierki i zawijać w puste papierki. Te ziemniaki w papierkach potem wisiały na szkolnej choince (śmiech). To była choinka szkolna.
W świętach najważniejsze jest, żeby wszyscy byli zdrowi, żeby trochę spokoju było. Rodzina przyjeżdża, wszyscy jesteśmy w końcu razem. Najważniejsze, żebyśmy wszyscy byli w zgodzie, abyśmy się nie kłócili jak te w sejmie. (śmiech)
-------
Artyuł pierwszy raz ukazał się w grudniu 2016