STOP SKLEPIKOM SZKOLNYM!
Od września 2015 roku weszła w życie ustawa przeciw niezdrowemu jedzeniu sprzedawanemu w sklepikach szkolnych. Minister zdrowia ustalił, co będzie można kupić w szkole, a czego nie. Lista zakazanych produktów jest obfita i nie jest niczym nowym, bo Polska nie jest pierwszym krajem, który zakazał sprzedaży "śmieciowej" żywności w szkołach i przedszkolach. W sklepikach nie można kupić już m.in chipsów, batonów, słodkiego picia i pączka. Choć ostatnio głośno jest o powrocie drożdżówki.
Władze postanowiły wyeliminować też gazowane napoje, napoje energetyczne, napoje z zawartością zbyt dużej ilości cukru, słodycze w różnej postaci. Wycofanie tzw. ,,śmieciowej żywności” ze sklepików ma zmniejszyć ilość otyłych dzieci. Według badań 28 proc. chłopców i 22 proc. dziewcząt w ostatnich klasach szkoły podstawowej ma nadwagę. Dietetycy uważają, że problem zostanie rozwiązany, dzięki ograniczaniu asortymentu sklepikom szkolnym. Tylko, czy to coś da?....Dzieci mogą przecież zabrać ze sobą słodycze z domu albo zjeść je po szkole. Wśród młodych ludzi jest moda na zdrową żywność i większość patrzy na to, żeby ograniczać niezdrowe produkty, ale czy dzieci polubią zdrowy tryb życia? Nie sądzę, bo w tym właśnie wieku największe szczęście przynosi zjedzenie Kinder niespodzianki i ukryta w niej ulubiona zabawka?....
Czy to jest dobry pomysł, żeby wycofać niezdrowe produkty ze sklepików szkolnych? Wiadomo – szkoła wiąże się z wielogodzinnym trybem pracy, często stresującym. Nastolatkowie mają dużo nauki i ciężko pracują na lekcjach. Muszą mieć podzielność uwagi i umiejętność skupienia się przez co najmniej 8 godzin dziennie. Czy osobie po 5 godzinach myślenia nie należy się ciastko?....Owszem tak!
W terminologii medycznej, stres jest zaburzeniem homeostazy, spowodowany jest czynnikiem fizycznym lub psychologicznym. Czynnikiem powodującym stres może być zatem czynnik umysłowy. Cukier natomiast to źródło energii niezbędnej do walki ze stresem. Wiadomo od lat, że nawet mały batonik powoduje wydzielanie endorfin, zatem ten stres niweluje, a do tego może poprawić samopoczucie i kondycję mózgu. Oczywiście nie powinniśmy przesadzać z ilością spożywania słodyczy. Do tego trzeba podchodzić z głową.
To rodzice najlepiej dbają o swoje dzieci, to oni powinni mieć wpływ na dietę swoich dzieci, a nie szkoły. Wiedzą, co ich dzieci lubią, a czego nie, wiedzą także na co mogą im pozwolić. Nowych przepisów będą musiały przestrzegać nie tylko sklepiki szkolne, ale także firmy cateringowe dostarczające jedzenie do szkół i przedszkoli. Za złamanie nowych przepisów dotyczących żywności w szkołach można otrzymać mandat w wysokości od 1 do 5 tys. zł. Dyrektorzy szkół wspólnie z Radą Rodziców mogą ułożyć listę dodatkowych produktów zakazanych, a za nieprzestrzeganie zasad, dyrektor ma prawo wypowiedzieć umowę najemcom sklepiku w trybie natychmiastowym.
Pozostaje jednak bez odpowiedzi zasadnicze pytanie, czy sklepiki szkolne przeżyją taką rewolucję? Prawdopodobne jest, że bez odpowiedniej edukacji na temat zdrowego odżywiania, mogą nie podołać wyzwaniu. Już dziś słyszy się o przynoszeniu do szkół w chlebaku soli i cukru. Ajenci, którzy prowadzą szkolne sklepiki, obawiają się, że mali klienci, będą ich omijać. A przecież ich los zależy od dzieci kupujących u nich śniadanie. Oferta sklepików w szkołach jest teraz bardzo rygorystycznie określona. Czy od zwykłego pieczywa i serka topionego od razu przytyjemy? Bez przesady. Nie każdy musi lubić ciemne pieczywo i chudą szynkę. Nie każdy chce być skazany na rygorystycznie zdrowy tryb życia i bio-produkty. Niewykonalne jest to, żeby dzieci w szkołach podstawowych polubiły napoje sojowe czy ryżowe. To, że herbatę w bufecie będzie można posłodzić jedynie miodem, a nie cukrem, jest akurat smacznym zamiennikiem, ale dlaczego licealista (często pełnoletni) nie może zadecydować sam o kawie, która ratuje mu życie po nieprzespanej nocy, spędzonej na nauce oczywiście? Tego nie rozumiem.
Prawdopodobnie za kilka lat będziemy musieli nosić śniadanie do szkoły z domu, jak to bywało w czasach, kiedy do szkoły uchodzili nasi rodzice, ponieważ sklepiki szkolne ograniczone tylko zdrową żywnością, przestaną istnieć, bowiem produkty bio potrzebne do przygotowania zdrowych kanapek czy innych posiłków i napojów są droższe, więc zyski sklepików raczej będą mniejsze. Może jednak stać się i tak, że jeśli zadbamy o edukację najmłodszych , to ci najmłodsi na etapie gimnazjum, a potem liceum będą w pełni świadomymi zjadaczami TYLKO zdrowych produktów! Na razie jednak cieszy nas uczniów powrót drożdżówki!
Dominika Ulatowska
XXV LO
im. Generałowej Jadwigi Zamoyskiej
w Poznaniu
--------------------
Tekst powstał w ramach Akademii Młodego Dziennikarza, cyklu portalu miastopoznaj.pl oraz wielkopolskich liceów.