NIE JESTEM TEKŚCIARZEM OD WSZYSTKIEGO
Już w sobotę w Centrum Kultury Zamek będzie można wysłuchać utworów z nowej płyty zespołu Lao Che „Dzieciom”. Hubert „Spięty” Dobaczewski, wokalista zespołu, opowiada naszej redakcji o kulisach powstania nowego albumu.
Marek Mikulski: Dla kogo jest ta płyta?
Hubert „Spięty” Dobaczewski: Punktem wyjścia było to, że w moim życiu pojawiły się i wiele zmieniły dzieci. W pewnym sensie one są adresatami tej płyty ale nie do końca. Teksty piosenek przeznaczone są dla dorosłych i właściwie te dzieci musiałby najpierw dorosnąć by ich wysłuchać. A poza tym, bycie dzieckiem jest wpisane w naturę każdego człowieka. Wszyscy pamiętamy jak odbieraliśmy świat, gdy byliśmy mali. I kiedy się dorasta rzeczywistość rozmija się trochę z naszymi marzeniami. Nie mówię tu o rozczarowaniu, tylko świat dorosłych wygląda trochę inaczej niż dziecko to sobie wyobraża.
Świat, który opisujesz na płycie „Dzieciom” wydaje mi się zły i okrutny, tak postrzegasz rzeczywistość?
Nie miałem takiej intencji tworząc płytę. Jeśli gdzieś w tekstach pojawia się lęk o dzieci, to jest naturalna sprawa. Nie podejmowałem, tak mi się wydaje, oczywistych spraw. W sensie „pojawia się w moim życiu dziecko o jak fajnie i pięknie”. Mógłbym o tym napisać ale wydawało mi się to takie banalne. Bardziej skoncentrowany byłem na ukazaniu pojawiającego się wraz z dziećmi niepokoju w pewnych sytuacjach. Ale to, że zostałem ojcem nie stanowi sedna tej płyty. Ona ukazuje jednak pewną niesprawiedliwą walkę między jednostką a systemem, do którego ta pierwsza jest wtłaczana. Jednostka musi o swoje zabiegać, walczyć, czasem mówić „nie” czy walić pięścią w stół i szukać swojego miejsca na ziemi. To płyta o rodzeniu się indywidualności a porzuceniu masy.
Czyli piosenki buntownika?
W pewien sposób tak. Przyznam, że w swoim życiu będąc nastolatkiem a potem mając lat dwadzieścia kilka zdałem sobie sprawę, iż jestem całkowitym konformistą. Człowiekiem w pewnym sensie bez swojego „ja”. Musiałem przejść wewnętrzną rewolucję i porzucić konwenanse w pewnych kategoriach. Nie chciałem już zachowywać się tak jak świat nakazywał się zachowywać, nie chciałem też myśleć tak jak chciał żebym myślał świat. A potem nastąpiła próba uwolnienia się z tych sztamp.
Lęk przed wojną, którego dałeś wyraz w piosence „Wojenka”, był w Tobie zawsze, czy przyszedł wraz z pojawieniem się na świecie Twoich dzieci?
Ten lęk był zawsze. To jeden z elementów teorii psychologii, jeden z lęków współczesnego człowieka. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, to nie jest rzecz która spędza mi sen z powiek. Ale czasami przychodzi taka refleksja „co by było gdyby…”. Miałem to jako nastolatek i od tamtej pory co jakiś czas do mnie powraca. To nie jakaś natrętna myśl, raczej spekulacja, która czasem mnie dopada. Jeśli człowiek jest sam inaczej traktuje takie spekulacje niż gdy jest, brzydko powiem, uwikłany w rodzinę, w rodzicielstwo. A świat ostatnimi czasy jest raczej średnio spokojny, więc i spekulacji robi się więcej. Nikogo nie chcę też straszyć. Wychodzę po prostu z założenia, że będzie co ma być. Wszystko jest w pewien sposób zapisane i ja muszę zaakceptować to co będzie.
Kim jest miś z dwóch piosenek na najnowszej płycie?
Miś jest właśnie opisywaną przeze mnie już tutaj jednostką ustawioną w kontrze do masy. W ramach tego, ów miś boryka się z całym ekosystemem. System w jakiś sposób manipuluje jednostką. Trzeba by się obudzić i sprzeciwić pewnym rzeczom. Nie wszystkim oczywiście. Chyba, że komuś cały system przeszkadza, denerwuje i nie akceptuje go. Ale co wtedy pozostaje? Wyjechać do Australii i zamieszkać z Aborygenami? Przecież Aborygeni też mają swój mikro system (śmiech). Tak to już jest z systemami, że człowiek nic lepszego nie wymyślił. Jeśli zgadzamy się żyć w pewnej społeczności, to musimy zaakceptować panującą tam formę systemu. Oczywiście, wraz z cywilizacją ta forma nabrała monstrualnych rozmiarów. Warto się nad tym zastanawiać, obserwować. Wtedy można świadomie decydować o tym jak głęboko wejść w komitywę z danym systemem, na jakich zasadach. Nie chcę nikogo umoralniać, sam rozmyślam nad tym wszystkim. Pewne refleksje znalazły swoje odbicie na płycie.
Ile jest prawdy w tym, że „Dzieciom” miała być Twoim solowym projektem?
To sama prawda (śmiech). Mam dwójkę dzieci, córeczki, jedna ma pięć i pół roku i tak ze trzy lata temu wpadłem na pomysł żeby popełnić jakiś tekst, bo przygotowywałem się do wydania drugiej solowej płyty. Napisałem „Bajkę o misiu” wtedy to się jeszcze chyba nazywało „Super miś”. Zaczynało się tak „Córeńko za górami za lasami”, bo było kierowane bezpośrednio do mojej pierworodnej córki. To było zapalnikiem całego tekstu. Stworzyłem quasi-bajkę, pojawia się w niej system oraz rodzaj takiej podniesionej pięści, czyli buntu. Cała filozofia płyty „Dzieciom” jest zawarta w tym utworze. To żona podpowiedziała mi, że w takiej tematyce można by stworzyć całą płytę. Potem pojechaliśmy z Lao w góry by komponować nowy album. Mnie pisanie tekstów zajmuje strasznie dużo czasu i na wyjazd się nie wyrobiłem. Natomiast, z tekstami do „Dzieciom” wszystko już miałem w głowie poukładane. Przedstawiłem chłopakom koncept, byłem na to bardzo nakręcony, oni są w podobnym wieku i sytuacji życiowej więc im też się spodobało. I tak projekt wszedł do Lao Che.
To już zasada, że na każdej płycie zadzierasz z Bogiem?
Wydaje mi się, że jest to element mojego indywidualizowania się. Jeśli mogę się tak wyrazić. W pewnym momencie zwątpiłem w religię, którą od dziecka przemierzałem, w której mnie wychowano. Nie mogłem się w to wpasować. Zacząłem zastanawiać się jak czuję te „energię”, czy w ogóle ją czuję? Ja wierzę, że jest „energia”, czy też „istota”, która mi sprzyja. Tak ja to odbieram i czuję. Nie chcę nadawać jej formy. Formy, którą kiedyś miałem w głowie, starzec z brodą. A skoro otrzymaliśmy od tej wyższej istoty coś takiego jak poczucie humoru, to czemu się z nią nie przekomarzać? Nie chcę popadać w kolejny konwenans zabraniający robienie z tą „energią” jakichś przepychanek. Po to nagrywam takie piosenki jak „Dym” czy „Dżin”, by pokazać, że coś takiego nie może tej „energii” w żaden sposób zrazić. Więc piszę „znów się pchasz do wersów i znowu o tobie”. Tak już mam nic nie poradzę. Nie jestem tekściarzem od wszystkiego. Mam ulubione tematy, które chętnie podejmuję a są tematy, których nie podejmę w ogóle. Taką mam naturę.
Czy już wiesz o czym będzie następna płyta? Solowa czy też z Lao Che?
Szczerze mówiąc jestem teraz na rozdrożu. Skończyłem album, który kosztował mnie wiele energii. Im więcej płyt za mną tym, przyznaje, teksty idą mi coraz trudniej. Chciałbym wziąć się za solówkę. Wybrzmiała we mnie muzyka, którą robiłem dotychczas i chciałbym robić trochę inną. Taką mam ambicję, marzenie. To znów zajmie mnóstwo czasu i jeszcze więcej energii. Ale mówię sobie, co ja się będę spinał. Już na tylu płaszczyznach jestem spięty więc może na tej będę gościem, który trochę zluzuje. A z Lao mamy pewną koncepcję muzyczną na następną płytę, ale jeśli chodzi o warstwę tekstową to jest za wcześnie by cokolwiek mówić. Jesteśmy dumni z płyty „Dzieciom”, jest bardzo pozytywny odzew od fanów, ale też recenzentów. Statek płynie, jestem szczęśliwy o i tyle.