POLSKI JĘZYK, PIĘKNY JĘZYK
Język polski uchodzi za jeden z trudniejszych do opanowania. Nie tylko dla obcokrajowców, my też mamy problemy z prawidłowym jego użytkiem. Trudna gramatyka, „h” i „ch”, „u” i „ó”, wyjątki, którymi jest naszpikowany. Dla niejednego w podstawówce była to prawdziwa zmora. Posługując się nim na co dzień nie zauważamy jakie w nim występują perełki, gry słów, wieloznaczności. Może warto spojrzeć na polszczyznę serdeczniejszym okiem i pokusić się o zabawę językiem?
Dylematy przyrodnicze
Czego łaknie kania?
W moim przekonaniu przysłowie o kani łaknącej dżdżu zawsze odnosiło się do grzyba, który, jak wiadomo wyrasta „jak grzyby po deszczu”. Oczywiście pamiętam o kani, przedstawicielu ptaków drapieżnych, który również może dżdżu łaknąć. Chcąc upewnić się jaka jest odpowiednia interpretacja tego związku frazeologicznego, zajrzałam na stronę Rady Języka Polskiego. Według sekretarza Rady obie te interpretacje są możliwe do przyjęcia. Jednak czymkolwiek by nie była kania w przysłowiu, pozostaje jeszcze kwestia dżdżu. Bo jeśli jest mgliście to znaczy, że jest mgła, jeśli jest pochmurno, to są chmury na niebie. A jak jest dżdżyście to jest… dżdż?
Tę sprawę wyjaśnia Ewa Kołodziejek, językoznawczyni, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego – Nietypowa forma dżdżu jest dopełniaczem dawnego słowa deżdż. W polszczyźnie nie zachowuje się dźwięczność na końcu wyrazu, pierwotny deżdż przekształcił się w dzisiejszy deszcz. Ów deżdż przybierał niegdyś takie formy deklinacyjne: dżdżu, dżdżowi, deżdż, dżdżem, o dżdżu. Dzisiejsze znane słowa dżdżysty i dżdżownica pochodzą od tej właśnie dawnej postaci współczesnego deszczu.
Nienacek
Kolega Adam, człowiek z dużym poczuciem humoru, każdorazowo pytany skąd jest, odpowiada: - Z nienacka. Wiedza zdobyta na lekcjach geografii pozwala mi stwierdzić, że nie ma takiego miejscowości. Czym jest zatem ów „nienacek”? W tym wypadku posiłkuję się słownikiem PWN. Otóż w staropolszczyźnie funkcjonującą formą było znienadzka czyli pomału, niepostrzeżenie. Znaczenie tego słowa później zmieniło się na nagle, niespodzianie, nieoczekiwanie. Cóż, w dalszym ciągu jest dla mnie zagadką, skąd pochodzi Adam.
Z przymrużeniem oka
Rozważania kulinarne
Czas: lutowe, słoneczne popołudnie. Miejsce: schody przy Bramie Poznania prowadzące nad brzeg Cybiny. Osoby: ja i kolega Bartek. Siedzimy na rzeczonych schodach i jemy banany. Za nami o kilka stopni wyżej siedzi para i sądząc po zapachu, raczy się daniami kuchni chińskiej. I tu w mojej głowie narodził się dylemat. Jeśli dania kuchni chińskiej określamy jako chińszczyznę, to czy o kuchni polskiej można powiedzieć, że to…polszczyzna?
Problem ze statuą
Jakiś czas temu na studiach podczas zajęć odmienialiśmy przez przypadki rzeczownik statua. Już przy dopełniaczu pojawiło się zaskoczenie. Nie ma kogo, czego? STATUI! Było to dla mnie odkrywcze ponieważ do tego czasu byłam przekonana, że jedyną poprawną formą jest statuy. Nie wygląda to dobrze w zapisie, ale szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się wcześniej nad tym. Może dlatego, że znane mi są tylko Statua Wolności i Statua Barberini. Natomiast znanych mi jest więcej statuetek i tu nie miałam problemu. Poprawną formą w dopełniaczu jest statuetek, nie statujetek.
Prawda w oczy kole, a błędy kolą w uszy
Zdarza mi się czasem, słysząc czyjeś rozmowy, wzdrygnąć się. Dzieje się to w dwóch przypadkach. Pierwszy występuje wtedy, gdy ktoś sygnalizuje zamiar zabrania czegoś i mówi wziąść. I tego niestety nie można takiej osobie zabronić. Bo jeśli chce coś wziąść to dlaczego ma tego nie braść?
Druga sprawa ma związek z przemieszczaniem się. I tak jak trudno jest mi wyjaśnić błędną formę przytoczoną wyżej, a będącą niestety w użytku, tak tu znajduję wytłumaczenie. A mianowicie czas. Jeśli mężczyzna mówi, że gdzieś poszedł używając formy poszłem, może to oznaczać, że bardzo się spieszył. Forma poszedłem być może częściej używana jest przez panów, którzy nie muszą gnać na złamanie karku. A więc Drodzy Panowie! Więcej spokoju, mniej pośpiechu. Wtedy będziecie przemieszczać się wolniej, bez zadyszki i poprawniej językowo.
W zasobie błędów występujących w mowie, mam swój jeden „ulubiony”. Prawdziwy kwiatek wywołujący u mnie uśmiech i szczere rozbawienie. Bo jak inaczej zareagować w sytuacji, gdy ktoś próbuje przekonać mnie do swojego zdania nie słuchając mojego i rzuca: Ja bynajmniej wiem co mówię!
Najbardziej polskie słowo
I na koniec coś z scen kinowych. W jednej ze scen filmu pt. „Ziarno prawdy” bohater grany przez Jacka Poniedziałka mówi - Wziąłem ostatnio, wyobraźcie państwo sobie, udział w konkursie na najbardziej polskie słowo. Wiecie, co zaproponowałem? Żółć.(…) Składa się ono z samych znaków występujących wyłącznie w polskim języku.
Tkwi w tym ziarno prawdy.