POLE DANCE, CZYLI NA RURZE TAŃCZ!
Początkowo kojarzony wyłącznie z pojęciem tańca erotycznego. Aktualnie funkcjonuje jako nowa forma aktywności fizycznej. To połączenie sztuki, tańca i sportu. A jej zwolenniczki dostrzegają, że daje im to satysfakcje i większą pewność siebie. Mowa o Pole Dance, bardziej znanym pod nazwą taniec na rurze.
Zła sława tej dyscypliny sportu zdecydowanie mija. W szczególności, że to od tańczących kobiet zależy czy uprawiają Pole Dance jako taniec erotyczny czy fitness. Co ważne, nie kojarzy się on już tak jednoznacznie. – To moim zdaniem piękny pomysł, aby utrzymać w harmonii całe ciało, poczuć większą pewność siebie. To także możliwość popisania się przed swoimi partnerem. Sama chętnie spróbowałabym swoich sił i nauczyła tego, ale trochę wstydzę się wystających boczków i nie pierwszej młodości biustu – słyszymy od Grażyny, 48-letniej kucharki.
Opowieść Kingi
- Moja przygoda z Pole Dance zaczęła się przypadkiem, poszłam razem z koleżanką z liceum. Początki są naprawdę ciężkie. Mówiąc wprost: obity tyłek, ból ud, łydek i do tego stopnia, że ciężko było wejść po schodach – rozpoczyna swoją opowieść Kinga, studentka. – Szłam z nastawieniem, że może będzie fajnie, w przeciwnym razie zawsze można przerzucić się na taniec brzucha. Innych obaw, takich stereotypowych nie miałam. My już jesteśmy innym pokoleniem, to nie to co kiedyś – dodaje.
Stereotypowo o tym tańcu myśli coraz mniej osób. – Mój ówczesny facet był bardzo za, tata z kolei zdemontował mi rurę treningową z pokoju. Mama natomiast uszyła mi pierwszy strój, a babcia dostała prawie zawału aż jej pierwszy raz pokazałam jak tańczę. Koleżanki chciały, żebym je nauczyła, a jedną udało mi się namówić na trening. Teraz jest trenerką w klubie w Lesznie – wyjaśnia studentka. – Na pierwszych zajęciach są ćwiczenia rozciągające na ziemi i trochę teorii. Trenerka opowiada o technice i uczy jak trzymać się rury. Nic ciekawego – wspomina.
Siła jest w rękach!
Mitem czy złym skojarzeniem okazuje się być strój do ćwiczeń. Kinga rozwiewa nasze wątpliwości. – Osobiście lubię tańczyć w kabaretkach , bo wtedy nie zjeżdża się z rury i nie ma się odrapanych ud. Nie polecam gołych nóg, bo potem standardem są rany i sińce na pół uda. Krótkie spodenki, jakaś spódniczka, byle nie obcisła są OK., ale dla mnie jednak podstawą są okryte nogi – tłumaczy. Podczas treningów ważną rolę odgrywają ręce. Można by rzec, że to w nich siła. – Aby dać radę i się utrzymać w poziomie, ćwiczyłam z hantlami. W efekcie nawet pojawił się mały biceps. Na drugich zajęciach z kolei myślałam, że już jestem świetna i weszłam na rurę. Długo się na niej nie utrzymałam, był huk i obity tyłek. Przez tydzień miałam problem z siadaniem – wspomina.
Kinga zauważa jednocześnie, że takie zajęcia w pewnym sensie są dobrą formą terapii. – Jest to świetne doświadczenie, w szczególności dla dziewczyn zamkniętych w sobie czy zajętych domem. To dobry pomysł także dla tzw. Matek Polek. Poza tym takie zajęcia rozluźniają i dodają wiary w siebie – tłumaczy. Jeżeli to jeszcze nie jest wystarczający powód, to po tłustym czwartku tańcząca studentka, podaje kolejny. – Figura staje się bardzo kobieca, z ładnym wcięciem. Nie mówiąc już o kondycji. Schody nie stanowią żadnego problemu – przekonuje.
Męski punkt widzenia
Wykorzystałam fakt, że w redakcji miastopoznaj.pl w większości są jednak mężczyźni i podpytałam kolegów o ich zdanie na temat tego typu aktywności.
- Uważam, że nie ma niczego złego w takich treningach. Sam posiadam wiele koleżanek, które się tego uczą, uczyły bądź chcą się uczyć. Problem pojawia się wtedy, kiedy do takich zajęć dorabia się ideologię mówiącą, że to dyscyplina sportu, a nie taniec mający wzbudzić w jego obserwatorach pożądanie – wyjaśnia red. Marek Mikulski. – To jest tak jak ze spódniczką mini. Dziewczyna, która ją zakłada musi wiedzieć, że mężczyźni będą się na nią patrzeć. Dziewczyna tańcząca na rurze musi wiedzieć, że mężczyźni będą ją obserwować nie dlatego, że zrobiła fantastycznego lickflipa z podwójnym przewrotem, ale dlatego, że wygina się na rurze. Zwykle w obcisłym wdzianku – dodaje. – Ja w takiej sytuacji byłbym za, jak najbardziej! – Odpowiada red. Maciej Szefer na pytanie o swoją reakcję na wieść, że jego druga połowa zapisała się na trening. – Oczywiście dlatego, że jest to forma aktywności, której potrzebuje każda osoba – uzupełnia z uśmiechem.
Nie każdy zakręciłby się na rurze
Jedno jest pewne. W czasach, w których przyszło nam żyć, niezmiernie modne jest aktywne spędzanie czasu. Pole Dance to dyscyplina, która przełamuje stereotypy, sprawia, że kobiety stają się coraz odważniejsze. Zresztą nie tylko panie. Sport ten uprawiają również mężczyźni, którzy odkrywają, że to dobry sposób na rzeźbienie sylwetki.
- W przypadku mężczyzn to faktycznie bardziej kojarzy mi się jako sport. Myślę sobie, że chłopak ma talent, bez podtekstów seksualnych. Właściwie to po prostu taka akrobatyka…- wyznaje Joanna, zajmująca się marketingiem. - Ja raczej nie zakręciłbym się wokół rury – stanowczo odpowiada Maciej Szefer.
A co wy sądzicie o takiej formie aktywności?