WCIĄGNIĘCI W SIEĆ
Zawsze myślałam, że w sieć to może rybę lub rybkę wciągnąć rybak…a tu proszę, my sami, jak te okonie, dajemy się złowić…
Uzależnienie to pojęcie, które można traktować bardzo szeroko, obejmuje ono osoby nadużywające narkotyków, leków, alkoholu, gier, papierosów i… internetu.
Sieć przestaje być jedynie narzędziem do komunikowania się między sobą i światem, źródłem rozrywki i ważnych (choć nie zawsze sprawdzonych informacji), dzisiaj bywa po prostu sposobem na życie. Najbardziej podatne na ten rodzaj uzależnienia są osoby zbyt emocjonalne, nieśmiałe, mające problemy w kontaktach z otoczeniem. W wirtualnym świecie bowiem nie jest ważna uroda, płeć, poglądy, czy przekonania, internet sprzyja anonimowości, pozornej zresztą, bo pod nic nie mówiącym nickem (podobieństwo ze słowem nikt – nieprzypadkowe) wykreować możemy osobę śmiałą, niewiarygodnie interesującą, zupełnie niepodobną do nas. Dowartościowani, dajemy się wciągnąć w sieć!
Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że może być ofiarą uzależnienia, nawet jeśli dzień rozpoczyna od sprawdzenia poczty, a podczas mycia zębów zerka na społecznościowe portale. Nie niepokoi go nawet i fakt, że między kęsem a kęsem wrzuci tam „sweetfocię” i kilka lajków.
Siecioholizm wciąga w swe sidła coraz większą grupę ludzi, wiek tu nie ma najmniejszego znaczenia, choć niepokojący wydaje się fakt, że dotyczy on i najmłodszych użytkowników sieci. Nieskrepowane niczym dzieci serfować mogą w kierunkach całkowicie dla nich niewskazanych, a co najgorsze czynią to poza kontrolą dorosłych.
Nieświadomi rodzice pozwalają swoim nawet trzyletnim pociechom (sic!) na spędzanie czasu przed komputerem – oknem, przez które obejrzeć można to, co niebezpieczne (pornografia, pedofilia, infoterroryzm), filmy pełne przemocy i okrucieństwa. Treści te mogą spowodować nieodwracalne zmiany w osobowości dziecka. Nie chcę demonizować, bo w końcu korzystanie z sieci jest obecnie nieodłączną częścią codziennego życia dorosłego i dziecka, ważne jednak, by wiedzieć, kiedy przestać!
Badania opinii publicznych wskazują na to, że liczba internautów systematycznie rośnie, a co za tym idzie wzrasta też liczba osób mających problem z kontrolowaniem swojego zachowania związanego z internetem. Wystarczy wsiąść do autobusu, tramwaju czy po prostu przejść ulicą, aby zauważyć, ile osób wpatrzonych jest w ekrany swoich telefonów czy tabletów. Nałóg jest tak silny, że młodzi ludzie nawet siedząc w szkolnych ławkach nie potrafią powstrzymać się od odświeżenia tablicy na Facebooku. Portale randkowe, grupy dyskusyjne, czat stanowią ekwiwalent przyjaźni, rozmów face to face (a nie face to book), to coraz częściej wirtualny związek, który w realu nie ma szans na słowa: „i żyli długo i szczęśliwie”, szczególnie, że pozorantów i fałszerzy w sieci nie brakuje. Często zdarza się, że biorące udział w dyskusjach osoby, podają nieprawdziwe dane, dodają nieswoje zdjęcia. To oznacza, że nie mamy żadnej pewności z kim rozmawiamy, komu się zwierzamy.
Wielu użytkowników sieci spędza czas (najczęściej w pracy, szkole), korzystając z gier komputerowych, uważają je za niewinną rozrywkę. Wcielają się (ci zdziecinniali dorośli) w wyidealizowane i stworzone według własnego pomysłu postaci, jednocześnie izolują się od rzeczywistości, a wtedy zapominają np. o nieodebranym dziecku z przedszkola.
Sieć potrafi zafascynować nas aż tak, że zatracamy się w wirtualnym świecie, stajemy się jego więźniami. Przestajemy panować nad czasem, cierpimy na bezsenność, stajemy się agresywni, zaniedbujemy codzienne obowiązki i…tyjemy, bo kanapa i komputer sprzyjają rozrostowi tkanki tłuszczowej.
Już słyszę w głowie szepty entuzjastów sieciowych połowów, że e-maile, videorozmowy, telefonia internetowa, operacje bankowe, internetowe zakupy bardzo ułatwiają życie KAŻDEMU… wiem to! Sama dałam się wciągnąć sieci… i to bez reszty…
Marta Kostyk
XXV LO im. Generałowej Jadwigi Zamoyskiej w Poznaniu
---------------
Tekst powstał w ramach Akademii Młodego Dziennikarza, cyklu portalu miastopoznaj.pl oraz wielkopolskich liceów. Kolejne artykuły co tydzień w poniedziałek.