TO JEST WŁAŚNIE MÓJ SENS!
Ile trzeba mieć odwagi by porzucić codzienne wygodne życie pracownika firmy marketingowej dla sprzątania w klatkach po zwierzakach? Jak X i Y wpadli na pułapkę pozwalającą schwytać drapieżne koty? Zapraszam na drugą część opowieści o twórcach fanpage’a poznańskiego ZOO.
TUTAJ PRZECZYTACIE PIERWSZĄ CZĘŚĆ REPORTAŻU
Moje życie
- Po polonistyce skończyłem studia podyplomowe z PR – zwierza się X – Często stawiam sobie pytanie, czy potrafiłbym prowadzić zawodowo stronę internetową jakiejś firmy i czy ona też byłaby tak interesująca, jak to co robię obecnie? Zawsze dochodzę do wniosku, że na pewno nie! To co dzieje się na naszym fanpage’u, jest po prostu moim życiem, moją pasją. Nic tu nie jest sztucznie wykreowane! Gdybym miał na polecenie promować jakąś markę, nie dałbym rady. Przede wszystkim nie czułbym takiej więzi, miłości, z jakimś produktem. Prawda jest taka, że te zwierzaki to całe nasze życie! – komentuje.
Równocześnie, X i Y podkreślają, iż drugą po zwierzakach najważniejszą rzeczą w ich przedsięwzięciu jest odzew ludzi. Prawie każdemu wstawionemu zdjęciu, towarzyszy mnóstwo komentarzy. Wiele z nich, to zwyczajne podziękowania dla administratorów strony za poprawienie humoru. Zdarzają się również komentarze dotyczące zwierząt. Często X żartobliwie odpowiada internautom. Zdjęcie na którym widać lemura nazwanego Królem Julianem zostało przez naszego polonistę opisane następująco „Co za okrutnik zabiera naszego Króla Juliana??? Spokojnie to Mateusz, ze służby wet. pomaga przy przenosinach lemurów katta z wyspy do ciepłych pomieszczeń”. Jedna z wiernych fanek strony ogrodu zoologicznego komentuje „jaką ma wściekłą mordkę”. Dwie godziny później X zamieszcza odpowiedź „Mateusz?”.
Napoleon i Antonina
- Afera z osłami była dość zabawna, chociaż tu w ogrodzie zaczęło się robić nieprzyjemnie – X o sławnych kopulujących osłach ze Starego ZOO – Planowana była nawet manifestacja pod główną bramą. Nie dla wszystkich to było takie śmieszne, ponieważ we wszystko wmieszała się polityka. A my z naszymi zwierzętami chcielibyśmy trzymać się jak najdalej od niej – stwierdza.
Jednak to właśnie w takiej kryzysowej sytuacji facebook okazał się niezwykle przydatny. Dzięki szybkiemu opublikowaniu oświadczenia w sprawie romantycznej pary kopytnych, presja opinii publicznej opadła.
- Poczułem, że zostało nam przebaczone – śmieje się X. – W ogóle wolelibyśmy, żeby politycy nie wciągali na sztandary żadnego zwierzaka – dodaje.
Pudło pełne karakali
- Koty po prostu lubią wchodzić do kartonów – stwierdza Y – wystarczy postawić go na środku wybiegu dowolnego kota. Nie ważne czy to będzie lew, czy właśnie jak na naszym nagraniu dwa karakale – twierdzi.
- A im mniejsze pudło, tym chętniej koty w nie wchodzą – dorzuca X – eksperyment chcieliśmy powtórzyć z tygrysem, ale nasz Zeus jest bardzo nerwowy i trudno było przewidzieć jak zareaguje więc za namową koleżanki, odpuściliśmy – dodaje.
Na pomysł skonstruowania tak niecodziennej pułapki wpadła kierowniczka działu drapieżnych. Często pracownicy ZOO sami zgłaszają się do X i Y z pomysłami na ciekawe zdjęcie lub film. Bo przecież fanpage, to nie tylko śmieszne podpisy do fantastycznych zdjęć ale także filmy ukazujące niesamowite zwierzaki w akcji. Na jednym z takich filmów, można zobaczyć jak czepiak czarnoręki o imieniu Zuzia, próbuje założyć koszulkę, a później przegląda komiksy. Moim prywatnie ulubionym, jest ten poświęcony wydrom europejskim. Małe piękne ssaki hulają beztrosko po swym wodnistym wybiegu, konsumując ryby i bacznie przyglądając się obiektywowi kamery.
Pomysłodajnia
- Uparcie będę twierdzić, że pomysły na wszystko co pojawia się na naszym fanpage’u pochodzą bardziej od zwierząt niż od nas – deklaruje polonista. – Tu jest jak w prawdziwym życiu, nie ma dwóch takich samych dni. Codziennie coś się dzieje. A to oznacza, że zwierzaki nigdy nie przestaną nas inspirować – zakłada X.
Choć oczywiście nie wyklucza, iż przyjdzie taki dzień, w którym ludziom zwyczajnie znudzi się jego styl prowadzenia strony. Na razie jednak, on i Y są na początku drogi. W marcu pierwsze urodziny i żaden nie myśli o porzuceniu projektu.
- Zdradzę Panu teraz trochę sekretów z mojego warsztatu – mówi X – Nie jestem aż taki błyskotliwy. Oprócz zdjęć, które Y robi na bieżąco, mam w domu archiwum, które zwykle przeglądam wieczorami. Myślę, czasem bardzo długo. Innym razem zerwę się w środku nocy, lecę i dopisuję coś pod zdjęciem, żeby mi do rana nie uciekło. Także to jest taka praca nie praca, bo sprawia mi to bardzo dużo frajdy – uśmiecha się.
Stajnia Augiasza
Ale jeśli wydaje się wam, że życie pracownika ZOO, to codzienne głaskanie i tulenie zwierząt z przerwami na robienie mu zdjęć, bardzo się mylicie. X i Y stawiają się w pracy zawsze o 6:45. Zimą, jesienią, latem i wiosną. Bez znaczenia czy pada śnieg, jest plucha, leje żar z nieba. Na początek odprawa, na której dowiadują się czego ich podopiecznym brakuje.
- 90% pracy opiekuna to sprzątanie, sprzątanie i jeszcze raz sprzątanie. Może 10%, to radość z bycia blisko swojego podopiecznego – uśmiecha się X. – Zwykle ludzie przychodzą do nas na wolontariat albo praktyki z nastawieniem „chcę zajmować się zwierzątkami”. Ale kiedy zdadzą sobie sprawę jaka to ciężka praca a kontakt ze zwierzakiem ograniczony, wielu się wycofuje. Nie tego oczekują. Dlatego też, najlepszym sposobem na rekrutacje nowych pracowników do naszego ogrodu jest właśnie wolontariat. Wtedy możemy się przekonać, czy danej osobie można zaufać i czy nie zawiedzie zwierząt – poważnieje X.
Specyficzne dla ogrodu zoologicznego jest to, że nie działa od poniedziałku do piątku jak fabryka. Przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni, bez względu na święta, weekendy itd. ktoś musi się zwierzętami zajmować.
- Ja chyba jestem tu jedynym pracownikiem, który może zabrać pracę do domu, bo tam też mam facebooka. – po chwili namysłu X dodaje – Porzuciłem pracę w firmie marketingowej, bo nie widziałem w niej sensu. Tu przychodzę o świcie, najpierw z Y zajmujemy się naszymi zwierzakami, czyli głównie sprzątamy. Następnie, sprawy administracyjne, facebook itd.. Gdy myślę o tym poranku ze zwierzętami, mam poczucie, że robie coś co ma sens. A te zwierzaki naprawdę doceniają to co dla nich robię. I to jest właśnie mój sens…
X i Y chcą pozostać anonimowi. Nie chcą zdradzać jak się nazywają a nawet jaką mają płeć. Wszystko w trosce o fanów. Nasi bohaterowie wolą, aby odbiorcy nie identyfikowali wpisów na Facebooku z konkretnymi osobami lecz jak to jest obecnie, ze zwierzętami. Bo jak mówią „zwierzęta są tu najważniejsze”.