PRACA CZY KASA? ZAWÓD Z PASJI CZY Z ROZSĄDKU?
„Wybierz zawód, który kochasz- a już do końca życia nie będziesz musiał pracować” (Konfucjusz). Niby prosta maksyma, a ileż z tym problemów. Każdy chciałby mieć pracę, która sprawia mu przyjemność. Nie każdemu jednak starcza odwagi, aby zrobić taki krok. Sprawdziliśmy czy poznaniacy lubią to, co robią i czym kierują się młodzi, wybierając ścieżkę edukacji.
Na realizacji swoich pasji chce zarabiać 60 proc. Polaków. Tak wynika z badania Visa Europe. Wysokość zarobków jest zależna od branży, średnio szacuje się, że jest to 8 tys. zł rocznie. Często są to jednak dochody dodatkowe, poza stałą pracą. Przed całkowitym przekształceniem pasji w działalność gospodarczą Polaków powstrzymuje lęk przed niepowodzeniem i niskimi zarobkami. W sumie w Polsce 10 proc. osób zarabia na swoich pasjach, dodatkowe zarobki w stałą działalność chce przekształcić 77 proc. Dość odważnie, zważywszy na fakt, że średnia europejska wynosi 72 proc.
Hobby czy kasa?
Pojawia się też pytanie dotyczące wyboru kierunku studiów. Co motywuje młodych ludzi do podjęcia decyzji: zainteresowania czy aspekt ekonomiczny. Bo że udaje pogodzić się jedno z drugim, należy niestety do rzadkości. Uzależnione jest to też oczywiście od rodzaju pasji. – Jak twoją pasją są komputery, to w porządku, jak nauczanie to gorzej – uważa Małgosia, nauczycielka języków obcych. – Mnie rodzice wychowywali na jednym podejściu: że trzeba robić to, co się lubi, że pasja jest najważniejsza. Inaczej można się wypalić. A co więcej, jeśli coś kochasz, to odniesiesz w tym sukces – przekonuje Wiktoria, lat 26 z wykształcenia filolog.
- Jestem prawnikiem i to jest chyba coś, co kocham. Lubię atmosferę w pracy i lubię szukać różnych rozwiązań, ten przyjemny dreszczyk emocji, to, że dni nie są do siebie podobne, a każda nowa sprawa może być wyzwaniem. Czas spędzony w kancelarii mija mi szybko, do domu wracam z uczuciem przyjemnego zmęczenia, więc chyba jest dobrze. A wciąż się wdrażam, wciąż się uczę – wylicza Jakub, aplikant radcowski. – Jeżeli jednak kogoś te studia motywują ze względu na pieniądze, ostrzegam: bogactwo to mit. Róbcie to, co lubicie – dodaje. Tych rad zdaje się, że nie słucha Patryk, student V roku. – Studiuję prawo, bo to jest jakaś perspektywa. Jestem humanistą, a z humanistycznych dziedzin ta jest najkonkretniejsza. Ale czy to jest moja pasja? Wolałbym np. zostać muzykiem – tłumaczy.
Pieniądze czy szczęście? Najlepiej jedno i drugie!
Czy wybór aspektu ekonomicznego, choćby to było i wbrew pasjom, to na pewno wybór słuszny oraz dojrzały? Psychologie powątpiewają, ale im też zarzuca się brak perspektyw i ciekawej płacy. – Nie wszystko można przeliczyć na pieniądze. W szczególności, że i prawnicy i lekarze czy te inne zawody z niby górnej półki, w większości nie zarabiają kroci. Jeżeli coś kochasz, to jest większe prawdopodobieństwo, że będziesz w danej dziedzinie najlepszy. A to urealnia sukces – wyjaśnia przyszły psycholog, Malwina Janik.
– Praca jest zbyt istotnym elementem naszego życia, by przy jej wyborze kierować się zewnętrznymi naciskami czy konwenansem. Lepiej i wbrew pozorom praktyczniej, jest postawić na własne zainteresowania i predyspozycje. Znam wiele osób, które poszły na studia „z rozsądku” i dzielą się one na dwie grupy: do pierwszej z nich należą ci, którzy w późniejszym czasie i tak zdecydowali się podjąć naukę na wymarzonym kierunku, do drugiej natomiast należą ludzie sfrustrowani, niezadowoleni ze swojej pracy, przybici – uzupełnia. – Ponadto nie chciałabym być operowana przez chirurga, który marzył o zostaniu malarzem, gdyż ma do tego talent, ale rodzina zmusiła go do przyszłościowego i prestiżowego zawodu – kończy swą wypowiedź Malwina.
„Jestem wyjątkowy. Akurat mnie się uda”.
- W planach była architektura. Wydawało mi się to moją pasją. Później rozważałem rzeźbę, ale to zaczęło niepokoić moich rodziców. W końcu wybrałem wg mojej całej rodziny jedną z najgorszych dróg: aktorstwo. Pochwaliłem się tym po fakcie, tzn. gdy po cichej próbie podejścia do egzaminu wstępnego, okazało się, że zdałem. Siostra do teraz śmieje się, że jestem magistrem pajacowania – rozpoczyna swą opowieść Filip, niegdyś związany z Teatrem Polskim w Poznaniu.
– W tym zawodzie jest różnie. Zależy od szczęścia. I nie można się do tego przyzwyczaić. Ono raz jest, za chwilę go nie ma. Podobnie z sukcesami i rolami. Problem w tym, że każdy myśli o sobie: „jestem wyjątkowy, akurat mnie się uda”. Nie ma się co łudzić. Ciężko też ocenić co jest przyczyną sukcesu. Taki zawód, że określić się tego nie da. Jednak muszę dodać, że lubię to co robię, chociaż nieraz zazdroszczę siostrze , która jest chemikiem - stałej, przyzwoicie płatnej pracy i normalnego życia. Bo bycie aktorem czy nawet bycie z aktorem zbyt normalne nie jest – przyznaje.
Ja mogę. Dzieci niekoniecznie.
- Gdybym mógł cofnąć czas? Ciężko stwierdzić, nie chcę o tym myśleć. Już mi wystarczy, że nieraz zastanawiam się czy nie warto zmienić zawodu. Jednak cały czas pracuję jako aktor. To moja pasja – przekonuje Filip. – Chociaż jeżeli stanie się kiedyś tak, że będę miał dzieci, to będę je gorąco namawiał do tego, aby w ślady tatusia jednak nie poszły – puentuje z uśmiechem.
Decyzja dotycząca wyboru zawodu jest jedną z ważniejszych w naszym życiu. Od niej zależy przyszłość, więc należy podjąć ją świadomie, by później nie żałować. Wartym zauważenia jest, że nie tylko środki na utrzymanie są istotne – choć nie oszukujmy się, też. Ważna jest również możliwość osobistego rozwoju i samorealizacji. Grunt to znaleźć złoty środek, czyli co? Na to pytanie już każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Niby truizm, a szalenie istotna sprawa.