TRAMWAJOWE ,,LOVE STORY”
Często się zdarza tak, że znajdujemy miłość swego życia tam ,gdzie najmniej spodziewamy się ją znaleźć!
Historia, którą zamierzam Wam dziś opowiedzieć zdarzyła się kilkanaście lat temu. Śniła mi się dobrych kilka lat. Tak się dziwnie złożyło, iż głównym wątkiem pozostają...tramwaje!
Upalne lipcowe popołudnie, a właściwie godziny popołudniowego szczytu komunikacyjnego (od 14.00-17.00) .Jadę 17-ką w kierunku oś. Lecha. Słońce ,,przygrzewa”, a stłoczeni wewnątrz pasażerowie, niczym ryby-chwytają każdy ,,kęs” świeżego powietrza z otwartych, ,,lufcików” żelaznej skrzyni. Piesi leniwie przemieszczają się po chodnikach, auta natomiast z racji korków, przemykają mozolnie po czerni asfaltu-taki zwyczajny letni dzień!
Skręcam w lewo z ul. 23 Lutego i wjeżdżam na Plac Wielkopolski. Mnogość barwnych straganów, a pomiędzy nimi poruszające się ludzkie postacie. Każda dzierży w rękach jakiś pakunek, siatkę lub inne zawiniątko i jak to na rynek przystało - gwar i tłok. Spoglądam w lewo gdzie usytuowano przystanek w kierunku centrum. Stoi tam kilka osób oczekujących, na nadjeżdżający z przeciwka tramwaj. Jest nim też 17-ka. Kątem oka dostrzegam postać biegnącej młodej dziewczyny. Jej czarne, długie włosy opadają lub podnoszą się w rytm stawianych stóp na szarym podłożu. Wykonano je z kwadratowych płyt betonowych i wyłożono niemal na całej powierzchni rynku. Widzę jej szeroki płomienny uśmiech wraz z nadzieją w oczach-jest przekonana, że zdąży na ,,swój' 'tramwaj. To ,,zjawiskowe'' stworzenie biegnie do mnie- i ta radosna myśl towarzyszy mi przez ułamek sekundy.
Tylko ułamek, gdyż nagle uświadamiam sobie, grożące jej niebezpieczeństwo!!!
Motorniczy też nie miał szans, by odpowiednio wcześnie zareagować. Były to czasy ,,transformacji gospodarczej” i służby porządkowe też się wtedy ,,reorganizowały”-panowała wówczas taka samowolka parkingowa. Powróćmy jednak do głównego wątku.
Moja Wenus ,,wpadła” pod tramwaj! Złość, bezsilność i rozpacz ,,wypełniły'' mnie do głębi na dłuższą chwilę.
Natychmiast zebrał się tłum gapiów. Kolega prowadzący pechowy ,,wóz” siedział blady za pulpitem.
Miał ksywę ,której już nie pamiętam-wiem tylko, że był operatorem w nieistniejącym już kinie ,,Wilda”. Zająłem jego miejsce za sterami, by na polecenie służb Nadzoru Ruchu cofnąć kilka metrów. Pod ,,pierwszym wózkiem” 102-ki leżała ...odcięta stopa dziewczyny. Trzeba było oddać ją personelowi karetki pogotowia. Moja Nimfa sama spoczęła na podstawionych przez sanitariuszy noszach-była w szoku ,aczkolwiek nie straciła przytomności. Trwało to chwilę i karetka na sygnale podążyła na oddział najbliższego szpitala.
Jako bezpośredni świadek byłem wzywany na Kochanowskiego kilka razy. Niestety nie znaleziono wtedy winnych tragedii.
Dziś jednak służby działają prężniej i skuteczniej. Nie widać zbyt wielu stojących aut na przystankach- bynajmniej nie na Placu Wielkopolskim!
Opowiadałem tę historię któregoś poranka koleżankom i kolegą. Po wysłuchaniu jej padło w moim kierunku takie pytanie;
-A wiesz może jak ona miała na imię ?
-Stary nie mam pojęcia-odpowiedziałem zgodnie z prawdą !
-Grażyna!!! Od 8 lat jesteśmy małżeństwem, a stopę którą wyjmowałeś -przyszyto i we trójkę, gdyż mamy córeczkę – chodzimy na spacery….!!!