NIEDOSZŁY SAMOBÓJCA
Wielu znajomych i przyjaciół z zaciekawieniem,a nieraz z rumieńcem na twarzy wsłuchuje się w historie opowiadane przeze mnie -motorniczego poznańskiego tramwaju.
One zdarzają się naprawdę,nie są wytworami mojej ,,niedojrzałej” wyobraźni czy też pragnień i odczuć wielu koleżanek i kolegów z branży. Homo sapiens-dwunożny - stwór ze swej natury bywa nieprzewidywalny i dobrze, bo wtedy życie nie jest tylko czarno-białym kadrem, częścią filmu ,,niemego”, czy też kiepskim serialem. Człowiek zawsze pozostaje zagadką.
Dziś zdań kilka pragnę poświęcić samobójcom.
Jakkolwiek ktoś taki budzi w nas ( co wrażliwszych) współczucie, spotykamy się z tym zjawiskiem dość często. Bezsilność,strach i lęk powodują podjęcie irracjonalnych”decyzji i są one zazwyczaj ostatnimi na tym ziemskim padole”..! Zdarzyły mi się jak do tej pory dwa takie przypadki. Oba miały miejsce na ul.Głogowskiej. Pierwszy z nich wydarzył się dobrych kilka lat wstecz.
Ciepłe, lipcowe popołudnie, a tak właściwie to wczesny zmierzch. Słońce chowa się za horyzont, a z jadących na przeciwko aut unosi się smuga światła. Tak świecą reflektory przemykających aut. Z tych najbliższych jest mocniejsza,żywsza i potrafi oślepić, natomiast ta dalsza przypomina robaczki świętojańskie” baraszkujące swawolnie na szarym "ekranie”nieba . Mój wzrok,zawsze wpatrzony w torowisko prowadzące niemal pod sam horyzont,dostrzega karton leżący między torami.
Zwalniam więc by wyhamować dość łagodnie moją ,,8-ką”. W miarę zbliżania do "przeszkody” dostrzegam coraz wyraźniej ludzkie stopy oparte o ,,główkę”szyny....!!! Po zatrzymaniu otwieram pośpiesznie drzwi i informuję pasażerów o przyczynie postoju. Okazuje się, iż w tym ,,pakunku” śpi sobie smacznie pewien bezdomny. Alkohol potrafi odurzyć i pewnie odebrał ,,biedakowi”świadomość.
Przenieśliśmy,,delikwenta” na pobliski skwer i jeden z pasażerów postanowił przy nim pozostać do czasu przyjazdu Straży Miejskiej.
Drugi przypadek zdarzył mi się stosunkowo niedawno.
Prowadziłem tramwaj linii ,,14''. Tym razem był to pogodny majowy poranek. Słoneczko leniwie ,,wspinało”się na nieboskłon, a jego promyki ,,pieszczotliwie” muskały krajobraz przede mną. Błękitne niebo zwiastowało bezchmurny dzień.
Skręciłem z ulicy Głogowskiej na PST, w kierunku przystanku Dworzec Zachodni. Po przejechaniu około 50 metrów spostrzegłem mężczyznę siedzącego na środku torowiska. Spoglądał beznamiętnie w stronę nadjeżdżającego tramwaju. Samobójca - przemknęło mi błyskawicznie przez myśl i natychmiast zahamowałem. Otworzyłem tym razem tylko pierwsze drzwi, by nie niepokoić pasażerów i podszedłem do nieszczęśnika.
- Czemu chcesz to zrobić - spytałem domyślając się jego zamiarów.
- Bo wszystko w życiu mi się rozsypało- odrzekł patrząc mi prosto w oczy.
Przysiadłem się do niego na chwilę i z troską w głosie odrzekłem:
- Wiesz,co? Popatrz na tych ludzi stłoczonych w tej ,,stalowej skrzyni” (pokazałem tramwaj stojący opodal), każdemu z nich, którzy jadą akurat teraz ze mą coś się rozsypuje i rozwala, ale nie poddają się tak prędko jak TY... ONI WALCZĄ !!!
- Proszę CIĘ więc wstań i wracaj, a nie blokuj już więcej przejazdu byśmy mogli zdążyć tam dokąd zmierzamy.
... Poskutkowało! Po chwili pomogłem mu wstać i trochę chwiejnym krokiem ruszył przed siebie( był trochę ,,wstawiony”). Spoglądając w kierunku odjeżdżającego tramwaju ,uniósł w górę prawą dłoń w geście podziękowania. Ja zrobiłem to samo. Niech mu się wiedzie,przemknęło mi przez myśl...i wodząc za nim, przez ułamek sekundy swoim wzrokiem,udałem się w kierunku Oś.Sobieskiego.
Zastanawiam się czemu ludzie przechodzący obok nie zareagowali, nie udzielili pomocy ? Czyż naprawdę taka panuje w nas ,,odraza” i ,,znieczulica” do ,,cierpiącego bliźniego …?