K.KRETKOWSKA: ZA NIEWŁAŚCIWE UWAŻAM POSŁUGIWANIE SIĘ ROCZNICĄ 13 GRUDNIA DO PROWADZENIA SPORU POLITYCZNEGO Z AKTUALNIE RZĄDZĄCYMI
Poniżej oświadczenie radnej Katarzyny Kretkowskiej wygłoszone na sesji Rady Miasta Poznania w dniu 13 grudnia 2016 roku.
35 lat temu, 13 grudnia o szóstej rano ówczesne władze Polski zadały gwałt ludzkiej nadziei – nadziei zrodzonej w poprzedzających 18 miesiącach na to, że Polska może stać się praworządną, sprawiedliwą społecznie i solidarną, że jest to osiągalne, że mimo uwarunkowań sytuacją wewnętrzną jest możliwe porozumienie pomiędzy autorytarnym, politycznie niesamodzielnym rządem a resztą społeczeństwa - dla dobra tego społeczeństwa, dla realizacji podstawowych ludzkich potrzeb – potrzeby pracy, potrzeby wynagrodzenia pokrywającego koszty skromnego życia, potrzeby bezpieczeństwa socjalnego, potrzeby obywatelskich wolności.
Wiarę te oddaje 21 postulatów, podpisanych w Porozumieniach Gdańskich.
13 grudnia zadano gwałt tym nadziejom, lecz ani zawieszenie obywatelskich praw, ani delegalizacja niezależnego związku zawodowego, ani aresztowania i internowania działaczy Solidarności – nie zniszczyły tej solidarności prawdziwej - solidarności międzyludzkiej. To solidarność międzyludzka była i pozostała zasadą tamtego czasu.
Tę solidarność społeczną, solidarność międzyludzką zniszczyły dopiero lata odzyskanej demokracji, lata transformacji ustrojowej, gdy solidarność grupową zastąpiły grupowe egoizmy, a ideowość, bezinteresowność i wiarę w prymat sprawiedliwości społecznej zastąpiła interesowność i kult „niewidzialnej ręki rynku”. Wykluczenie całych grup społecznych, ich pauperyzacja, bieda, galopujące rozwarstwienie społeczne nie stawało się przedmiotem realnej troski i realnych działań nowej klasy politycznej. Im więcej było w tych latach Solidarności na sztandarach, tym mniej w realiach społecznego życia.
Państwo zawiodło nadzieje
Noc z 12/13 grudnia 35 lat temu zastała mnie w Collegium Novum – była to ostatnia noc trwającego wówczas od 3 tygodni strajku okupacyjnego studentów i uczelnianej Solidarności, i wraz z kilkoma innymi pracownikami UAM nocowałam tam z ramienia uczelnianej komisji związkowej wraz ze studentami. Zarówno w tę noc, jak i w czasie poprzedzających 18 miesięcy tzw. festiwalu Solidarności, oraz przez następne lata działań opozycyjnych, gdy nie mieliśmy większych nadziei, że Polska odzyska niezależność i demokrację w realnej dla nas perspektywie czasowej, to jednak niezmiennie towarzyszyło nam wyobrażenie Polski, do jakiej dążyliśmy – Polski, w której będzie może skromnie, ale normalnie – Polski, w której będzie i praca, i mieszkanie, i emerytura, taka elementarna pewność bytu – że będzie tak normalnie, jak w sąsiedniej Szwecji, czy Danii, czy Finlandii.
Rzeczywistość odzyskanej cudem niepodległości, nasze własne, niezawisłe państwo zawiodło, zdradziło te nadzieje. To, co wydawało się oczywiste w latach Solidarności, oczywistym być przestało.
5 lat temu spisywałam wspomnienia działaczy Solidarności z Wielkopolski, uczestników pamiętnego zjazdu w hali Oliwii. Dwoje kolegów z pracy Lecha Wałęsy – naszego poznańskiego Lecha Wałęsy, sekretarza związku zawodowego NSZZ w zakładach ZNTK, wspominając jego i tamte czasy powiedzieli, co jakże charakterystyczne:
„Wstyd nam, gdy dziś spotykamy jakiegoś robotnika z tamtych lat, który dzisiaj żyje w biedzie, zapomnieniu. Wyrzuconemu za działalność związkową z zakładu w latach 80-tych nikt powrotu do pracy w nowej Polsce nie zaproponował. Nikt go dzisiaj nawet na obchody rocznic nie zaprasza…
Krystyna Mikołajewska: „Jako związek walczyliśmy raz o wyższe pensje dla pracowników zakładu, przyjechał do nas przedstawiciel ówczesnego Komitetu Centralnego PZPR, jakiś Dyrektor Departamentu. Negocjowaliśmy grupy zaszeregowań, bo była duża bieda, duże kominy płacowe, no i coś tam wywalczyliśmy. Załatwiłam podwyżki dla tzw. wydawców, czyli tych, którzy pracowali w magazynie przy wydawaniu towarów. Ale wtedy pokrzywdzone było kierownictwo, bo nie dostali podwyżki, to zaczęłam starać się o podniesienie i im tych uposażeń. W końcu ten Dyrektor Departamentu pyta się: „ jak to, Pani chodzi i o fizycznych, i o umysłowych?” a ja mówię: „tak, bo jest za duża dysproporcja, więc chodzi i o jednych, i o drugich”.
Ale dla dzisiejszych monetarystów a nie patriotów, tamto nasze poświęcenie nie ma znaczenia. I dlatego jest, jak jest. Jak sobie sami zorganizowaliśmy spotkanie po latach, to je mieliśmy, ale wcześniej nikt o tym nie pomyślał, żeby choć na tego babcinego pączka z kawą nas zaprosić. My potrafimy jeszcze o tym mówić, o tym naszym zgorzknieniu. Ale są ludzie, którzy nawet mówić o tym nie chcą.
Maciej Braun: Najgorzej na tej całej późniejszej transformacji to wyszli robotnicy. Nie ci, co na stanowiskach byli. Tamci wszyscy się poustawiali, czy partyjni byli, czy nie partyjni. Swoje firmy pozakładali, bo nagle było wolno, mieli pieniądze na start, mieli wszystko. Nawet jak ich zweryfikowali i wywalili, to za chwilę agencję ochrony pozakładali, bo to był „swój.” W życiu nigdy nikt nie znajdzie sprawiedliwości i dzisiaj jak mnie jakiś robotnik spotka i mnie pozna, to mi wstyd.”
Już nie ta Solidarność
Obecny polski rząd, wybrany w demokratycznych wyborach i jego przywódca łamią praworządność, podkopują demokratyczne instytucje, niszczą niezależność mediów publicznych, psują pozycję i wizerunek Polski w Europie i w świecie, wykazują ewidentne autorytarne zakusy, okazują pogardę kobietom, obywatelkom Polski, okazują pogardę środowisku przyrodniczemu, prowadzą nieskładne działania demontujące system niezależnej prokuratury, system szkolnictwa – tę smutną i groźną wyliczankę można jeszcze długo uzupełniać o kolejne przykłady.
Ale to, że tak się stało, że do tego w ogóle doszło i że nie przeszkadza to jak widać jednej trzeciej naszego społeczeństwa jest efektem, skutkiem zdradzenia ludzi przez rządzących wcześniej.
Ani obecne – prawe i praworządne jedynie z nazwy rządy, ani poprzednie, lekceważące potrzebę działania na rzecz dobra wspólnego, a nie grupowego, nie czyniące zaspokajania podstawowych potrzeb obywateli priorytetem swojej polityki - nie mają nic wspólnego z czasami tamtej Solidarności.
Dlatego za niewłaściwe uważam posługiwanie się rocznicą 13 grudnia do prowadzenia sporu politycznego z aktualnie rządzącymi, do manifestowania swojego sprzeciwu wobec aktualnej polityki na osi PiS - anty-PiS. Uważam to po prostu za niewłaściwe – nie te proporcje, nie ten wymiar, nie ten kontekst.
Siłą obecnej formacji władzy jest rozczarowanie społeczne całą dotychczasową klasą polityczną, która zapomniała o ludziach. Jedyne, co może ludziom przywrócić nadzieję i odbudować wiarę w szczerość politycznych manifestów to mozolne odbudowanie społecznej solidarności. I skierowanie tej solidarności, skierowanie budżetu publicznego w pierwszej kolejności na potrzeby zwykłych ludzi.
Miasto powinno podnieść płace
Jako samorząd zatrudniamy ludzi – w żłobkach, szkołach, straży miejskiej, pomocy społecznej, kulturze, w urzędzie miasta, ludzi, którzy często zarabiają tak mało, że ich płace zasadnicze, często niższe niż pensja minimalna, nie są w stania pokryć podstawowych, skromnych wydatków na życie – z 1400 zł na rękę trzeba zapłacić wydatki całego miesiąca… czynsz, opłaty, bilety tramwajowe, jedzenie, ubranie… To są pensje nieprzyzwoite. To jest efekt kumulacji wieloletniego zaniedbania – ale ta informacja, to tłumaczenie, że jest to z winy poprzedników nie opłaci rachunku za prąd czy butów na zimę.
Klub radnych Zjednoczonej Lewicy wniósł 1,5 roku temu w Porozumieniu Programowym zawieranym z klubem PO i Prezydentem Miasta o spłaszczenie płac w samorządzie miejskimi poprzez podniesienie najniższych płac po to, by nie było aż tak niskich zarobków i aż takich, najczęściej mało uzasadnionych rozpiętości. Powtórzyliśmy to 2 miesiące temu w stanowisku, teraz w poprawkach: o podniesienie najniższych płac do poziomu 2000 zł na rękę. Obecnie proponowana w projekcie budżetu regulacja 100 zł brutto, de facto 63 złotych netto na każdy etat, niezależnie od wysokości zarobków nie ma z tym wnioskiem nic wspólnego. Nie załatwia ona problemu pracowników najniżej opłacanych, pracowników spauperyzowanych. Zwracamy się zatem jeszcze raz o to, by planowane na przyszły rok regulacje podniosły w sposób odczuwalny te najniższe zarobki. 63 zł dla każdego żadnego problemu nie rozwiązuje.
Związki zawodowe tego nie wynegocjowały, gdyż smutny paradoks Polski jest też taki, że obecnie, w tej Polsce wywalczonej 27 lat temu przez potężny wówczas związek zawodowy – mamy bardzo słabe związki zawodowe.
Zwracamy się ponownie z wnioskiem o to, by miasto Poznań podniosło te niskie płace, by stanowią one krzywdę ludzką, po prostu, i jednocześnie dało przykład, że jest pracodawcą przyzwoitym, pracodawcą wzorowym. Pokażmy, że można, niech prywatni pracodawcy idą za tym przykładem.
Taki sposób uczczenia rocznicy 13 grudnia, uczczenia pamięci ówczesnych działaczy, uczczenia pamięci ofiar stanu wojennego będzie bardziej zgodny z duchem i literą tamtego czasu niż najbardziej płomienne przemówienia wygłaszane na manifestacjach pod Poznańskimi Krzyżami czy wykrzykiwanie słusznych skądinąd oskarżeń czy krytyk pod biurem obecnie rządzącej partii.
*śródtytuły od redakcji