TRANSATLANTYK WYRUSZA W REJS
Gdy przed rozpoczęciem tegorocznego Festiwalu Transatlantyk pojawiły się pogłoski, że piąta edycja będzie ostatnią, która odbędzie się w Poznaniu, myślałem, że to tylko próba zwiększenia zainteresowania imprezą poprzez zorganizowanie tak zwanego marketingu szeptanego.
Kiedy pojawił się komunikat, że impreza ma przenieść się do Łodzi, bo tamtejszy magistrat oferuje większy budżet, sądziłem, że to jedynie próba skłonienia władz Poznania, by sięgnęły głębiej do miejskiej kasy i hojniej sypnęły groszem. Utwierdzały mnie w tym uspokajające komunikaty Jana A.P. Kaczmarka oraz magistratu Miasta Łodzi, że owszem, rozmowy trwają, atmosfera jest przyjazna, ale niczego jeszcze nie podpisano. Do dyskusji włączył się jednak nagle Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który oświadczył, że naszego miasta nie stać na tak drogą imprezę, że doskonale się składa, że inne miasto chce gościć festiwal i pożegnał Transatlantyk.
Dla budżetu poznańskiej kultury Transatlantyk był ogromnym (największym obok Festiwalu Teatralnego Malta) obciążeniem. Dla nowego włodarza Poznania był wyrazem bizantyjskiego rozdęcia poprzedniej ekipy. Miasto Łódź natomiast pilnie poszukiwało festiwalu filmowego, żeby wypełnić lukę po Camerimage, który przeniósł się do Bydgoszczy. Laureat Oskara, Jan. A.P. Kaczmarek planował zapewne, że nada większy rozmach swojemu przedsięwzięciu, rozepnie go pomiędzy Poznaniem i Łodzią, a przy okazji zrobi coś interesującego w znajdującym się między tymi miastami rodzinnym Koninie. Poznaniacy decyzję władz o pożegnaniu Transatlantyku przyjęli z prawdziwą ulgą, festiwal sprawił im zawód, nad Wartę nie zawitały hollywoodzkie gwiazdy, Poznań nie zbliżył się do Cannes, Wenecji czy Berlina, a festiwalowy wielki świat przypominały jedynie schody do Arkadii wyłożone zieloną wykładziną i odgrodzone metalowymi bramkami.
Łódź nie będzie pewnie ostatnim portem, do którego zawinie Transatlantyk, bo żadna miejska kasa nie utrzyma długo tak drogiego gościa. Festiwal będzie pewnie dalej dryfował po kraju – gdy odepnie cumy w Łodzi, zawita do Warszawy, może Krakowa, Wrocławia czy Gdańska, kiedyś zawinie pewnie ponownie do Poznania. Kapitan Transatlantyku powinien o tym pomyśleć już teraz i zmienić formułę festiwalu na objazdową – nazwę ma już wszak odpowiednią. Skoro wszystkich cieszy, że europejską stolicą kultury jest zawsze inne miasto, to podobnie mogłoby się stać z Transatlantykiem. Jego goszczenie byłoby nobilitacją dla kolejnych metropolii, a każde z nich wnosiłoby swój ożywczy powiew i nie pozwoliłoby twórcom osiąść na laurach oraz stałych dotacjach.
Mam nadzieję, że – zgodnie z obietnicą prezydenta Jacka Jaśkowiaka – środki, jakie pozostaną po Transatlantyku, przeznaczone zostaną na nowe projekty kulturalne oraz zwiększenie dotacji dla tych, które już całkiem nieźle sobie radzą. Poznańskie festiwale filmowe: Ale Kino!, Animator czy ShortWaves rozwijały się i poszerzały grono wielbicieli, choć dostawały zaledwie kilka procent tego, co zgarniał Transatlantyk. Kiedy otrzymają większe dotacje, każdy z nich może wyrosnąć na wielką imprezę. Przykład poznańskiego konwentu miłośników fantastyki Pyrkon, który – nie mając żadnego publicznego wsparcia – stał się jednym z największych zjazdów wielbicieli s-f i fantasy w Europie, pokazuje, że to naprawdę możliwie. Może młode festiwale filmowe będą kontynuowały akcje Transatlantyku, wszak do oglądania projekcji w łóżkach rozstawionych na Placu Wolności czy na ścianach kamienic w ciepłe sierpniowe noce wcale nie jest niezbędny festiwal z gigantycznym budżetem.
Bardzo podoba mi się idea Poznania jako inkubatora kultury, który kreuje artystów, zjawiska, wydarzenia, a gdy okrzepną, darowuje je innym, mniej twórczym metropoliom – Wrocławiowi Erę Jazzu, Łodzi Transatlantyk, Warszawie… Dumą napawa mnie fakt, że w ostatnich latach z Poznania wyjechało ponad stu młodych artystów, którzy sieją teraz twórczy ferment w innych miastach, a Poznań wciąż generuje nowe inicjatywy kulturalne, nowych artystów, nowe idee.
Cieszy mnie, że Poznań jest miastem, które tętni życiem i pełno w nim ludzi, którzy chcą i potrafią zagospodarować środki przeznaczone na kulturę, tworzą wartościowe imprezy, które rozrastają się i są wyrazem twórczej aktywności poznaniaków. Nie należy przywiązywać się do wielkich imprez, a warto wydawać pieniądze na tworzenie nowych inicjatyw i popieranie młodych twórców, którzy potem będą rozsławiali Poznań w Polsce, Europie i na świecie.
Paweł Cieliczko
(Tekst pierwotnie opublikowany w magazynie „Puls Poznania” we wrześniu 2015)