POZNAŃSKA NAGRODA NOBLA
„Pierwsze koty za płoty” – pomyślałem, spoglądając na laureatów pierwszej edycji Poznańskiej Nagrody Literackiej. Nie było żadnych nominacji, emocji, rywalizacji, przecieków, kontrowersji, sporów ani skandalu, o który tak apelowałem w poprzednim felietonie. W marcu Prezydent Poznania, Rektor UAM oraz Profesor „od Poezji” zapowiedzieli, że będzie poznańska nagroda; w kwietniu powiadomili, że Nagrodę Literacką im. Mickiewicza otrzymał Zbigniew Kruszyński (pisarz), a do Stypendium im. Barańczaka nominowano: Katarzynę Gondek (autorkę filmów), Pawła Mościckiego (literaturoznawcę) oraz Kirę Pietrek (poetkę); w czerwcu zaś już tylko rozdano zaproszenia na galę i wręczono nagrody. Wszystko poszło szybko, gładko, poprawnie, słowem: „po poznańsku”. Dzień po gali prawie nikt nie pamiętał już nawet nazwisk literatów, którzy wyszli z imprezy z czekami.
„Najważniejszy pierwszy krok” – pocieszałem się wychodząc z Centrum Kultury Zamek. Skoro włodarze miasta i uniwersytetu poruszeni wiadomością o śmierci Stanisława Barańczaka postanowili ufundować nagrodę literacką, to trzeba było czym prędzej brać i wręczać, żeby się nie rozmyślili. Organizatorzy nie mogli sobie pozwolić na żadne potknięcia, musieli usunąć wszelkie ryzyka, a przy nagrodach literackich, największe ryzyko… stanowią zawsze literaci. Nominują takiego Stasiuka, a on powie że mają go skreślić (Nike 2015), bo mu się nie podoba, że wydawca „Gazety Wyborczej” pozwał do sądu poetę; nominują taką Tokarczuk, a ona każe się skreślić (Gryfia 2014), bo jej się nie podoba, że z grona jurorów usunięto Ingę Iwasiów; nominują takiego Rymkiewicza, a on każe się skreślić (Nagroda Miasta Stołecznego Warszawy 2015), bo z rąk Prezydent Gronkiewicz-Waltz nic nie przyjmie albo jeszcze gorzej – czek weźmie, a na galę nie przyjdzie (NIKE 2003); nominują wreszcie takiego Miłoszewskiego, a ten na galę przyjdzie, czek weźmie, ale ze sceny Prezydenta Polski i Ministrę Kultury obrazi (Paszporty Polityki 2014). Ostatnio odmowa przyjęcia nagrody bardziej zwiększa popularność pisarza niż jej przyjęcie. Pisać jak Sartre trudno, odmówić nagrody, tak jak on literackiego Nobla, znacznie łatwiej.
„Kanclerski łeb” – stwierdziłem z uznaniem o Piotrze Śliwińskim, gdy ochłonąłem z emocji po literackiej imprezie, pijąc piwo na zamkowym dziedzińcu. Nagroda wystartowała, pieniądze wydano, gazety napisały, donatorzy zobowiązali się do kolejnych, a z pierwszych nagrodzonych stworzy się kapitułę nagrody, by spłacili swój dług wobec Poznania, który ich docenił.
Kira Pietrek to wszak zbuntowana poetka, ale buntuje się po godzinach, bo w pracy zajmuje się tworzeniem kampanii promocyjnych dla największych korporacji, a za swoje reklamy zdobyła więcej nagród niż za wiersze. Któż tak skutecznie zadba o promocję poznańskiej nagrody literackiej, jak nie jej pierwsza stypendystka?
Z kolei Zbigniew Kruszyński całe lata spędził na emigracji w Szwecji, doskonale zna tamtejszy świat literacki i świetnie się z nim komunikuje (także po szwedzku). Poznańska Nagroda Literacka zyska więc w swym pierwszym laureacie doskonałego lobbystę. Poznań stanie się przepustką do Sztokholmu, a nasza nagroda Mickiewicza przedsionkiem do ich Nagrody Nobla.
Paweł Cieliczko
(Tekst pierwotnie opublikowany w magazynie „Puls Poznania” w lipcu 2015)