EMOCJE SZKODZĄ „ŁEJEROM"
W przestrzeni miasta rodzą się konflikty. To normalne zjawisko w dużym skupisku ludzi, często kierujących się różnymi interesami. Ten, którego doświadczamy obecnie w środowisku „Łejerów”, eskalował już na tyle, że dwie jego strony nie są w stanie spokojnie ze sobą rozmawiać, a co dopiero negocjować. Bardzo mnie to martwi, gdyż taka sytuacja zdaje się wykluczać to, do czego powinno dążyć się w sporze, czyli znalezienie rozwiązania i osiągnięcie kompromisu.
„Łejery” to bardzo ważna szkoła na mapie Poznania. Miejsce absolutnie wyjątkowe, do edukacji dzieci podchodzące w sposób nadzwyczajny. Inicjatywa twórców szkoły, Pana Jerzego Hamerskiego i Pani Elżbiety Drygas, odniosła ogromny sukces, przy wsparciu finansowym miasta, jednostek miejskich z obszaru kultury, życzliwości radnych oraz ponad standardowemu zaangażowaniu rodziców, zwłaszcza na etapie powstawania. Najważniejsze było połączenie sił – idei i wizji, wysiłku organizacyjnego, miejskich środków finansowych. Nie umniejszając roli pomysłodawców czy wagi autorskiego programu twierdzę, że to wspólny sukces. Szkoła to nie tylko budynek czy program, tworzą ją przede wszystkim pracujący tam na co dzień nauczyciele. To oni przez lata realizowali jej misję. I właśnie teraz na tej drodze pojawiła się przeszkoda formalna – po zmianie przepisów ustawowych „Łejery” nie mogą prowadzić naboru na dotychczasowych zasadach, gdyż nie posiadają statusu szkoły eksperymentalnej, dwujęzycznej czy sportowej. Placówka musi funkcjonować zgodnie z prawem. I takich musimy szukać rozwiązań, by mogła działać dalej.
Założyciele, dyrekcja, nauczyciele i rodzice nie potrafili wypracować konsensusu. Doszło do nadmiernej eskalacji sporu. Większość grona pedagogicznego i część rodziców uważa, że szkoła powinna pozostać placówką miejską, natomiast pomysłodawcy i spora grupa rodziców forsuje opcję przejęcia szkoły przez fundację. Skonfliktowane strony obstają przy swoich racjach, zapominając – mam wrażenie – o elemencie nadrzędnym, jakim jest po prostu dobro „Łejerów”, czyli przede wszystkim uczniów.
Zwolennicy obu koncepcji podejmowali próby indywidualnych rozmów ze mną. Zaproponowałem wspólne spotkanie, by razem usiąść przy stole i szukać rozwiązania tej sytuacji. Nie zaczynać od preferencji któregoś z wariantów, tylko wyznaczyć sobie cel i starać się do niego dążyć.
Po spotkaniu i emocjonalnych wpisach na Facebooku mam wrażenie, że na razie górę wzięły emocje. Poprosiłem strony o ich wyciszenie, ale zachowanie obecnych na spotkaniu nie wskazuje na to, że mój apel dotarł do skłóconych. Jeden z rodziców został wręcz wybuczany przez zwolenników wariantu fundacyjnego... Wyrażam w tym miejscu wielki szacunek dla Pani Dyrektor Grażyny Daniel, która – opowiedziawszy się za jedną z opcji, po 16 latach zrezygnowała ze swojej funkcji – właśnie dla dobra „Łejerów”.
Mamy więc dwie możliwości: szukanie rozwiązań formalnych i organizacyjnych, pozwalających utrzymać charakter tej szkoły, przy naborze prowadzonym zgodnie z przepisami lub przekazanie majątku placówki Fundacji „U Łejerów”.
Przed podjęciem decyzji należy rozważyć następujące kwestie: czy można kierować szkołą wbrew nauczycielom? Czy fundacja udźwignie ciężar prowadzenia placówki mimo braku doświadczenia w prowadzeniu szkoły?
Moim zdaniem odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi „nie”, bo właśnie grono pedagogiczne tworzy wartość szkoły. Nauczyciele muszą akceptować jej formułę, inaczej konflikt odbije się na jakości nauczania, czyli na dzieciach. Miasto nie może wyrazić zgody na wariant, w którym kadra nauczycielska sprzeciwia się ewentualnym zmianom.
Nie oznacza to, że jestem przeciwny prowadzeniu „Łejerów” przez fundację. Należy jednak wziąć pod uwagę, że nie ma ona w tym zakresie doświadczenia, bo wcześniej nie zarządzała szkołą. Na dziś zwolennicy wariantu fundacyjnego mają tylko dobrą wolę, sporą determinację, ale również gorące głowy. Może się uda i poprowadzi placówkę z sukcesem, dalej ją rozwijając. Na to jednak nie mamy gwarancji. Nie boję się ryzyka, ale ja nie jestem na dzisiaj przekonany do wariantu fundacyjnego. Zwolennicy tej koncepcji to ta głośniejsza strona konfliktu. Doceniam zaangażowanie rodziców obecnych uczniów w sprawy szkoły, jednak ich narracja budzi mój sprzeciw. Ich przekaz można odebrać jako chęć zawłaszczenia długoletniej tradycji „Łejerów” czy przypisania sobie całego dziedzictwa szkoły, prawa do decydowania o jej losie. Placówka powstała między innymi dzięki dużemu wsparciu i wysiłku rodziców, ale czy byli to obecni rodzice, czy też rodzice uczniów, którzy ukończyli ją dawno temu. Nie deprecjonuję roli tych obecnych, jednak w tym wszystkim to oni są beneficjentami szkoły. Na tradycję „Łejerów” składa się pomysł na edukację, długoletni dorobek, kończące szkołę poszczególne roczniki. Jej główny kapitał to kadra nauczycielska, w dalszym stopniu – przekazana na rzecz szkoły infrastruktura. Podkreślam, że nikt nie podważa dokonań i roli jej twórców, jednak retoryka monopolu na rację, wyłączności na zasługi co do jej działania jest pewnym nadużyciem.
Czy dziś ktoś może powiedzieć „Łejery to ja”? Oczywiście, za każdą ideą, przedsięwzięciem stoją ludzie. Ci, którzy mieli odwagę i determinację coś stworzyć, prowadzić, rozbudowywać. Po latach te twory zaczynają jednak funkcjonować samodzielnie. I trzeba umieć pozwolić im żyć – czy jest to firma, szkoła, czy też inna organizacja. Mam nadzieję, że tak stanie się z „Łejerami”, że będą dalej się rozwijać ze świadectwem dojrzałości wydanym przez swoich twórców. Bo ten konflikt szkole nie służy na pewno. Warunkiem, by mogła działać nadal, jest wyciszenie tych złych emocji. I o to apeluję – dla dobra szkoły, czyli uczniów, bo oni są tu przecież najważniejsi.
Decyzję wkrótce podejmą Radni: zaryzykować i oddać „Łejery” fundacji lub zostawić w strukturach miejskich. Czy pierwszy wariant się powiedzie, pokazać może tylko czas, a odpowiedzialność za los szkoły i jej majątek ponosimy teraz. Jeśli ten konflikt jest za głęboki i nie uda się stworzyć jednolitej struktury, to może należy rozważyć stworzenie alternatywy? Fundacja zdaje się być zdeterminowana, popiera ją większość rodziców – może warto poszukać innego miejsca, wypracować sposób korzystania z obecnej marki i zbudować nową, drugą szkołę? Moim zdaniem taki wariant warto rozważyć. W końcu stawiamy w Poznaniu na edukację i kulturę.
*tekst ukazał się na stronie poznan.pl