W POLSCE MAMY PROBLEM Z PSZCZOŁAMI, W USA Z WIELORYBAMI
Polska to dziwny kraj, wielokrotnie tak myślimy, narzekając także na nasz wymiar sprawiedliwości. Że działa zbyt wolno, zbyt wiele jest w prawie „luk”, a prawnicy są coraz gorzej przygotowani do zawodu. W porządku, taka jest prawda. Mamy też całkiem sporo absurdalnych przepisów. Ale pojawia się też druga strona medalu – nie tylko my. Dlatego warto podejść do tematu z dystansem, bo u nas np. panny mogą skakać ze spadochronem w niedzielę, a i nad Wartą można sobie łyknąć piwo.
Prawo z przymrużeniem oka
Jednym z najważniejszych i najczęściej stosowanych aktów prawa polskiego jest kodeks cywilny. Choć przez wielu uznawany jest za wybitne dzieło polskiej myśli prawniczej, obiektywnie trzeba przyznać, że wciąż zawiera sporo absurdalnych przepisów. Nie warto zbytnio zastanawiać się nad genezą ich powstania, w szczególności, gdy spojrzymy na datę ów spasionej przez paragrafy, ustawy. Rok 1964 i wszystko jasne, prawda? W szczególności, iż wiele przepisów pozostało od tego czasu niezmienionych. Jednym z nich jest wielbiony przez wielu praktyków i studentów prawa art. 182 Kodeksu Cywilnego. Pisząc po ludzku, dotyczy on pszczół.
Rój pszczół
Chociaż przepis jest „martwy”, żyje wesoło w świadomości osób, które są bardziej lub mniej zaznajomione z prawem. Warto do tego zauważyć, że ma swojego Fanpage’a na Facebooku i lubi go ponad 750 osób. Aby było jasne z czego my – ludzie edukowani w prawie, tak bardzo się śmiejemy, przytoczę ów przepis. Pośmiejmy się razem!
art. 182
§ 1. Rój pszczół staje się niczyim, jeżeli właściciel nie odszukał go przed upływem trzech dni od dnia wyrojenia. Właścicielowi wolno w pościgu za rojem wejść na cudzy grunt, powinien jednak naprawić wynikłą stąd szkodę.
§ 2. Jeżeli rój osiadł w cudzym ulu nie zajętym, właściciel może domagać się wydania roju za zwrotem kosztów.
§ 3. Jeżeli rój osiadł w cudzym ulu zajętym, staje się on własnością tego, czyją własnością był rój, który się w ulu znajdował. Dotychczasowemu właścicielowi nie przysługuje w tym wypadku roszczenie z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia.
Stronę możecie znaleźćna Facebooku: Fani, koneserzy i miłośnicy art. 182 kc
Piwo nad Wartą jest, co prawda legalne, ale były próby odebrania nam tej wolności
Kolejnego, naszego iście lokalnego absurdu na szczęście udało się uniknąć! Mowa o piciu piwa nad Wartą i rozstrzygnięciu kwestii czy to jest legalne, czy jednak nie. Pisaliśmy o tym wcześniej w artykule: piwo nad Wartą legalne czy nie.
Wówczas na Posiedzeniu Komisji Polityki Społecznej i Zdrowia obradowano m.in. na temat uchwały w sprawie zakazu sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych w miejscach wskazanych, niewymienionych w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Nasi poznańscy radni w większości jednak wykazali się zdrowym rozsądkiem. Zdecydowanym przeciwnikiem rozszerzenia katalogu miejsc szczególnie chronionych o nowy zapis, był Przemysław Alexandrowicz (PiS). W dużej mierze zasłaniał się troską o policjantów.
– Nie jestem przekonany do tej zmiany, z uwagi na obecność fatalnie zachowujących się, wulgarnych i szalenie nieprzyjemnych dla współobywateli osobników okupującymi okolice Starego Rynku i innych miejsc w centrum. W pierwszej kolejności należy poradzić sobie z tym problemem. Nie nakładałbym na policję dodatkowych obowiązków, żeby musieli jeszcze biedacy w dolinie Warty, tam po tych trawach biegać i ganić nikomu nieprzeszkadzającą młodzież studencką czy nawet osoby już po 25 roku życia, które po prostu przyszły sobie nad rzekę i w żaden sposób nie wpływają destrukcyjnie na małe dzieci. Teren nad Wartą czy nad Cybiną, to nie jest miejsce, które wybiera się na spacer z przedszkolakami – przekonywał.
Tzw. lukę prawną znalazł również radny Antoni Szczuciński. Zastanawiał się on, bowiem czy skoro nowym miejscem ochrony szczególnej mają być okolice Warty, to czy można udać się z piwkiem w ręku, nad Cybinę. Wszak to też rzeka, chociaż została pominięta.
Nie wolno strzelać do wielorybów z samolotu, czyli absurdy spoza naszej granicy
Takich „perełek” nie brakuje również zagranicą. Moimi prywatnym faworytem jest USA. Przykładowo: na Alasce nie wolno budzić niedźwiedzi ze snu zimowego w celu zrobienia im fotografii, w całym stanie wolno je natomiast zabijać. W San Francisco karalne jest mycie samochodów zużytą bielizną, a na Florydzie niezamężnym kobietom grozi więzienie, jeżeli będą skakać ze spadochronem w niedzielę. Ustawodawca nie uściślił jednak czy skoki tandemowe też są obwarowane sankcjami. Bardzo ciekawy wydaje się być również przepis obowiązujący w Californii, który surowo zabrania strzelania do wielorybów z samolotu.
W Wielkiej Brytanii nie zawsze legalna jest natomiast… śmierć. Szczególnie trzeba uważać podczas zwiedzania Londynu, zwłaszcza siedziby Parlamentu. Jak wynika z przepisów, nie wolno tam umierać. Trudno przewidzieć konsekwencje karne tego czynu, nie zostały one bowiem doprecyzowane. Wiadomo natomiast, że kara jest surowsza w momencie, kiedy umrzemy w brytyjskim parlamencie nosząc na sobie pełną zbroję. W takim odzieniu nie wolno chadzać po siedzibie Parlamentu, umierać w nim – tym bardziej.