TAJEMNICZA ROZMOWA O PRACĘ
- Chcę się rozwijać i wykorzystywać swoje umiejętności interpersonalne. Chciałbym wykorzystać swoją wiedzę i poznać ciekawych ludzi - Czyli jak przebiega rozmowa o pracę w akwizycji, którą przeżyłem na własnej skórze.
Szukasz pracy dołącz do naszego zespołu! – Tak brzmi charakterystyczny nagłówek ogłoszeń poszukujących „specjalistów” od marketingu.
Biuro handlowe w Poznaniu poszukuje osób, które będą odpowiedzialne za - kompletowanie dokumentów, drobne prace administracyjne, pomoc w przygotowywaniu szkoleń oraz sprzedaży – zaznaczono w zakładce „obowiązki”
Jeszcze ciekawsze są gwarancje ze strony przyszłego pracodawcy - stabilne zatrudnienie i wysokie wynagrodzenie, możliwość podjęcia współpracy na dłuższy okres, zdobycie nowego doświadczenia, pracę w młodym i kreatywnym zespole – informują w ogłoszeniu.
Wśród wymagań, wymieniano znajomość pakietu office i nastawienie na realizację celów. Aura tajemniczości ogłoszenia nakazywała zachowanie ostrożności, o tym jednak mogą wiedzieć ci nieco bardziej doświadczeni w poszukiwaniu pracy.
Zadzwonili
- Zapraszamy pana na rozmowę już jutro! – obwieściła radośnie pani o młodym głosie. – Jedyne czego wymagamy to uśmiech i pozytywne nastawienie – usłyszałem w słuchawce. Nieco zszokowany zapytałem o adres i nazwę firmy, właściwie poprosiłem o powtórzenie. – Mieścimy się naprzeciw Urzędu Skarbowego, nazywamy się… (tu niewyraźny pogłos), a na domofonie znajdzie pan napis marketing – zakończyła przemiła pani.
Jestem punktualnie. Na domofonie widzę napis „marketing”. Dzwonię i wchodzę. Trafiam do pokoju administracji. W kolejce do rozmów spotykam, pomimo wczesnej pory, kilka osób. Na pierwszy rzut oka wszyscy mają 19 – 21 lat i czekają na swoją kolej. Otrzymuję kwestionariusz osobowy do wypełnienia (po co wysyłałem CV?) i karnie czekam.
Na stole dostrzegam obietnice szybkiej kariery. Rozłożone czasopisma o tematyce biznesowej, zwiastujące błyskawiczny sukces finansowy napawają optymizmem i skutecznie zachęcają innych czekających do wiary w to, że warto tu pracować. Nadal jednak nie wiem, jak nazywa się ta firma i czym się zajmuje.
Oglądam pomieszczenie. Kilka krzeseł i dwa stoły. Za biurkiem młoda dama w jaskrawej marynarce. Zużyte sportowe buty w białym kolorze były znakiem, że nachodziła się sporo, zanim usiadła przed komputerem. Jej torebka i prywatne rzeczy leżały na podłodze, schowane za firanką. Szafki nie dostrzegłem. Po firmie kręciło się sporo osób. Garnitury i młody wiek to wspólne cechy wszystkich „pracujących” w tym biurze.
Kwestionariusz uzupełniłem o tajemniczo brzmiące nazwy związane z marketingiem i social mediami. Po trzydziestu minutach zostałem wywołany, trzy osoby poprzedzające moje wejście zostały rozszyfrowane w pół godziny. Obiecano im karierę, awans i dzień próbny.
Siadam w pustym pomieszczeniu. Naprzeciwko mnie przemiła pani o aksamitnym głosie, mówiąca piekielnie szybko i analizująca mój kwestionariusz „na gorąco”. Rzut okiem i dostrzegam: młody wiek i zużyte sportowe buty. Kolejny raz.
Pani, przechodząc od razu na „ty”, poprosiła abym opowiedział coś o obecnej pracy, tłumacząc to faktem, że nie zna jej nazwy i wydaje się jej ciekawa. Zasugerowałem bezpośrednio, że nazwa firmy dla której pracuje, jest tak samo tajemnicza jak to miejsce w którym znajduję się teraz.
Miłe złego początki
Przekonany, że po tym zdaniu rekruterka podziękuje mi za rozmowę, opowiedziałem o mojej wiedzy i umiejętnościach, używając pustych frazesów i ogólnych pojęć.
- Dlaczego szukasz pracy – padło kolejne pytanie.
- Chcę się rozwijać i wykorzystywać swoje umiejętności interpersonalne. Chciałbym wykorzystać swoją wiedzę i poznać ciekawych ludzi – odpowiedziałem.
Utrudniłem zadanie rekruterce mówiąc, że jestem zadowolony ze swojej pracy i pragnę mieć coś dodatkowego. Nie była zachwycona. Nie byłem też „dostępny” od zaraz, co utrudniło jej życie, bo dawało mi czas na przemyślenie oferty.
- Jesteśmy firmą marketingu bezpośredniego. Co sprawiło, że do nas zaaplikowałeś? – Zapytała radośnie.
- Tajemniczość ogłoszenia – odpowiedziałem. Dodając jeszcze – zaaplikowałem, bo nie było tam charakterystycznego słowa „bezpośredni”.
- Ok. To teraz cię informuję, że chodzi o marketing bezpośredni – potwierdzono moje obawy.
Potem nastąpił nudny ciąg moich opowieści, odpowiadających na brzmiące obco pytania związane z językiem angielskim. Opowiadałem też, co robię w wolnym czasie.
- Jesteśmy międzynarodową firmą outsourcingową. Pracujemy dla różnych branż. Działamy face to face, nie jesteśmy call center. Mamy kilka lokalizacji w kraju. Dajemy szansę na awans już po tygodniu pracy. Potrzeba bowiem team leaderów – trwał monotonny ciąg wypowiadanych słów.
- Cała ścieżka kariery może zająć od trzech do dziewięciu miesięcy. Potem zostajesz menadżerem, chwilę przed tym stanowiskiem zostajesz jego asystentem. Najważniejsza jest dla nas punktualności i ciąg do realizacji celów, istotne jest pozytywne nastawienie. Przy full time można osiągnąć wiele. Jakie są twoje mocne strony? – zakończono pytaniem.
Odpowiedziałem tak, żeby pani było miło i pasowało do poprzednich obietnic.
- Co byś zrobił z milionem dolarów – padło kolejne pytanie.
Potęga absurdu i wykorzystanie poszukujących pracy
- Kolejny dzień to spotkanie z trenerem, jeśli oczywiście zostaniesz na nie zaproszony. To cały dzień od 10:00 do 18:00. My jeszcze dziś do ciebie zadzwonimy, a już jutro pracujemy. Działamy więc szybko, spotykamy się tutaj i wychodzimy się szkolić – usłyszałem na koniec.
Przestrzegam, szczególnie te osoby, które szukają pierwszej pracy, albo chcą dorobić w wakacje. Zwracajcie uwagę na firmy, sprawdzajcie w internecie czym się zajmują potencjalni pracownicy.
Dla mnie ta rozmowa była farsą i brakiem szacunku, najgorsze jest jednak to, że osoby siedzące tam wierzyły, że zaczną pracę w „prężnie rozwijającej się firmie” Tymczasem, akwizytor i domowy sprzedawca nazywany jest teraz specjalistą do spraw marketingu.